Rozdział 2: Listy ze szkoły magii

1.3K 81 83
                                    

Edmund

Edmund Pevensie przemierzał ulice niewielkiego miasta. Mijał podobne do siebie domki z ogrodami. Wtem niespodziewanie wyczuł drżenie powietrza. Zatrzymał się, zaintrygowany. Dom wyglądał zupełnie zwyczajnie. Podszedł do furtki, chcąc wejść na podwórze, ale zatrzymała go niewidzialna bariera. Szybko domyślił się, że to sprawa magii. Tak silne zaklęcie mogła rzucić tylko jedna znana mu osoba. Hermiona bez wątpienia tutaj była i to całkiem niedawno. Spóźnił się. Westchnął, zrezygnowany. Robiło się już późno, a on musiał jeszcze wrócić do mieszkania. Zawrócił i podążył w stronę dworca. Jakiś czas później z impetem otworzył drzwi i wszedł do środka. Kiedy wieszał płaszcz, z salonu wyjrzała Łucja.

- Nie udało się? - zapytała.

- Jak widać. - burknął.

Przeszedł do niewielkiego salonu, wymijając siostrę. Opadł na kanapę, opierając ręce o głowę. Irytowały go te wieczne porażki. Szczególnie, że tym razem był naprawdę blisko.

- Nie przejmuj się. - odezwała się Łucja, wyrywając go z ponurych rozmyślań.

- Łatwo ci mówić.

Usiadła obok niego.

- Też za nią tęsknię. W końcu to moja najlepsza przyjaciółka. Za Ginny i Blaisem tak samo. - dodała, uśmiechając się smutno.

- Nie zapomniałaś o kimś? - zapytał brunet, znacząco poruszając brwiami.

Dziewczyna zarumieniła się i uciekła spojrzeniem w bok.

- Wiesz, nie mogę przestać o nim myśleć. - przyznała.

- No widzisz.

Zapadła pomiędzy nimi cisza. Każde zagłębiło się we wspomnieniach.

- Najgorsze jest to - zaczął Edmund. - Że nie mam pojęcia, co się u niej dzieje. Wysyłałem codziennie listy, ale na żaden nie odpowiedziała...

- Draco też się nie odzywa.

Wtedy jak na zawołanie usłyszeli skrzeczenie i po chwili coś dużego uderzyło w okno. Oboje zerwali się z miejsca i podbiegli do okna. Kiedy wyjrzeli na zewnątrz, na parapecie stała szara sowa, machając gwałtownie skrzydłami. W dziobie trzymała kopertę, a do nóg miała przywiązaną drugą. Rodzeństwo spojrzało na siebie, zdziwione. Nie spodziewali się dzisiaj poczty.

- Może to od Zuzy? - zasugerowała szatynka.

- Przecież niedawno pisała. - przypominał Edmund.

- W takim razie od kogo...

- Trzeba sprawdzić - stwierdził. - Wpuść ją do środka.

Kiedy dziewczyna otworzyła okno, ptak od razu wleciał do salonu, po czym wylądował na stoliku, strosząc pióra. Brunet podszedł do zwierzęcia i odwiązał listy.

- Jeden jest do ciebie. - powiedział, podając siostrze kopertę.

Przyjrzał się swojej. Na jednej stronie był wypisany zielonym atramentem ich dokładny adres, a na drugiej widniała woskowa pieczęć. Dużą literę H otaczały cztery zwierzęta: lew, orzeł, borsuk i wąż.

- Jak to możliwe?

- Nie mam pojęcia.

Spojrzeli po sobie. Ich plany na powrót do reszty rodzeństwa legły w gruzach. Znaleźli dość ciekawe zajęcie na resztę wieczoru.

•••

Następnego dnia odwiedziła ich młoda kobieta, która przedstawiła się jako pracownica Ministerstwa Magii. Zaczęła im wyjaśniać dlaczego dostali listy. Opowiadała o istnieniu magii, o Hogwarcie i wszystkich istotnych rzeczach w świecie czarodziejów. Rodzeństwo Pevensie już trochę na ten temat wiedziało dzięki opowieściom Hermiony. Był jednak pewien haczyk, który poddawał w wątpliwość to, że byli czarodziejami. Żadne z ich rodziców nimi nie było. Kiedy o to zapytali, kobieta wyjaśniła im, że są mugolakami, czyli czarodziejami urodzonymi w niemagicznej rodzinie.

Klucze cierpienia [wolno pisane]Où les histoires vivent. Découvrez maintenant