Rozdział 67: Zmiennokształtny szpieg

287 31 53
                                    

Frank

Czarny duży kot przemierzał w sobotnie popołudnie hogwarckie korytarze. Większość osób, które napotkał, uciekały mu z drogi, nie chcąc, by spotkał je pech. W ten sposób przynajmniej nie musiał martwić się o to, że zostanie rozdeptany. Fakt, mógł wybrać każde inne zwierzę domowe, ale kot wydał mu się najbardziej odpowiedni do tego typu misji. Frank skradał się w stronę Pokoju Wspólnego Ślizgonów. Według planu, przy wejściu mieli na niego czekać Edmund i Blaise, by mógł wejść do środka. Przecież nie znał ich hasła.

Nadal nie wierzył, że się na to zgodził. Oczywiście Percy musiał wpaść na głupi pomysł, ale, o dziwo, większość go poparła. Nawet Annabeth. Reyna zgłosiła się, że ona też to może zrobić. Została jednak przegłosowana, a Hazel stwierdziła, że mogłaby wzbudzić podejrzenia. Już i tak jej grupa (czyli Rachel, Thalia, Will i Clarisse) wzbudzała zbyt duże zainteresowanie pozostałych uczniów. Wszystko przez to, że zaczęli chodzić do szkoły w połowie semestru. Tylko Hermiona pozostała milcząca. Nie wypowiedziała się na ten temat w żaden sposób. Widocznie za bardzo przejmowała się sprawą Ginny.

No właśnie, Ginny. Skoro została uznana przez greckiego Aresa, mógł śmiało nazywać ją swoją przyrodnią siostrą. Szczerze, trochę się tego spodziewał. Razem z Leo uznali kiedyś, że ze swoim charakterem mogłaby być córką boga wojny. Ale to była tylko teoria. Nie przypuszczał, że to się zdarzy naprawdę. Nie mieli jeszcze okazji porozmawiać jako oficjalne rodzeństwo. Dziewczyna nie opuściła szpitala, bo pani Pomfrey stwierdziła, że zostawi ją na obserwacji. Zgodnie stwierdzili, że będą musieli mieć teraz na oku pannę Weasley, bo była narażona na gniew Aresa. Albo jego zachcianki. Frank nie wiedział, co było gorsze.

Frank dotarł do lochów. Przebywający tu Ślizgoni nawet nie zwrócili uwagi na czarnego kota, kierującego się wyraźnie w stronę salonu. W umówionym miejscu, niedaleko przejścia, czekali na niego oparci o ścianę Edmund i Blaise. Obaj starali się sprawiać wrażenie niezainteresowanych otoczeniem. Jednak mulat co chwila rozglądał się ukradkiem dookoła, dreptając nerwowo w miejscu. Natomiast król Narnii wsadził ręce do kieszeni, przybierając jak najbardziej obojętną minę. Gdy Frank się zbliżył, mógł usłyszeć ich przyciszone głosy. Uszy kota drgnęły, nasłuchując. Jako zwierzę miał wyostrzone zmysły. Przysiadł nieopodal, zaciekawiony.

– Niepokoi mnie zachowanie Draco – powiedział Edmund. – Mam wrażenie, że się zmienił. Jasne, wiem, że przed Narnią był dupkiem, ale...

– Ale teraz jest jeszcze większym dupkiem – dokończył za niego Zabini, wzdychając. – Chyba nic na to nie poradzimy. Sam musi się ogarnąć.

– I mówi to jego przyjaciel – prychnął Edmund. Blaise rozłożył bezradnie ręce.

– Słyszałeś go. Nie chce, żebyśmy się mieszali w jego życie. Poniekąd go rozumiem. Ale nie popieram takiego zachowania – zastrzegł od razu, unosząc palec do góry, widząc, że brunet zamierzał się wtrącić. – Widocznie ma jakiś powód, by się od nas odsunąć.

– Chciałbym poznać powód, dla którego nazwał Hermionę szlamą – wycedził przez zaciśnięte zęby Edmund. Po wyrazie jego twarzy Frank poznał, że to obraźliwe słowo ledwo przeszło mu przez gardło. Chłopak zacisnął pięści, wyraźnie zły. – Coś musiało się tam wydarzyć! – dodał z uporem.

– Pytałeś Łucji?

– Łucja nie chce mi nic powiedzieć. – odparł z żalem. – Cały czas twierdzi, że wszystko w porządku. Piper mówiła, że na lekcjach przy pisaniu drżą jej ręce. Boję się o nią, stary. Nie wiem, co robić. – Ostatnie słowa wypowiedział z bezradnością i smutkiem w głosie. Blaise klepnął go w ramię.

Klucze cierpienia [wolno pisane]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz