Rozdział 66: Ginny Weasley heroską

337 33 37
                                    

Percy

Wokół Ginny zrobiło się niezłe zamieszanie. Jako że siedzieli na widowni, musieli przecisnąć się przez tłum uczniów, żeby się do niej dostać. Percy nie był pewny, ile osób zobaczyło znak nad dziewczyną. Miał nadzieję, że tylko ich grupa wiedziała, co oznaczał. Zanim udało się ich ekipie dotrzeć na boisko, minęło trochę czasu. Na widowni wybuchła panika, każdy kierował się w stronę wyjścia. Ludzie nie wiedzieli, co się dzieje. Kiedy dobiegli do Gryfonki, otoczona była przez kolegów z drużyny. Tuż przy niej kucał Harry, a obok stała niezadowolona Alex.

– Nie musiałaś od razu na nią wpadać! – krzyczał na brunetkę, na co ona prychnęła.

– Wszystko by zepsuła! Nie widziałeś, co się z nią działo?! Wpadła w jakiś amok! – warknęła.

– To nie powód, żeby zrzucać ją z miotły! Alex, pomyślałaś, co będzie, jeśli cię zawieszą?!

Młodsza Gryfonka wzniosła oczy do góry.

– Na brodę Merlina, Harry, otwórz oczy! To, że mnie wywalą, nie jest najważniejsze! Widziałeś w ogóle ten znak nad nią?!

– Alex, stop – przerwał jej Percy. Dziewczyna popatrzyła na niego z podirytowaniem, ale przynajmniej nic więcej nie powiedziała. Harry westchnął ciężko.

– Nie mam pojęcia, o co w tym chodzi – zaczął okularnik, wiodąc wzrokiem po herosach. – Ale będę musiał wyciągnąć z tego konsekwencje.

Piper już otwierała usta, ale nie zdążyła nic powiedzieć, bo właśnie nadbiegli nauczyciele na czele z panią Pomfrey. Pielęgniarka kazała im się wszystkim odsunąć. Wyczarowała nosze i przeniosła na nie Ginny zaklęciem. Profesor Lilianna obserwowała ich uważnie.

– Dobrze. Wracacie wszyscy do zamku – powiedziała surowo profesor McGonagall. – Lily, dopilnuj proszę, żeby wrócili do swoich dormitoriów, dobrze?

– Oczywiście – zgodziła się jasnowłosa kobieta. Zanim odeszła, zwróciła się jeszcze do nich. – Przyjdźcie potem do mojego gabinetu. Porozmawiamy sobie. – Uśmiechnęła się życzliwie, po czym odeszła.

– Czemu zawsze, gdy się coś dzieje, to musicie być tam wy? – westchnęła dyrektorka, niezadowolona. Hermiona uśmiechnęła się lekko.

– Już to kiedyś słyszałam, pani profesor – powiedziała szatynka.

– Wracajmy do szkoły.

Kobieta zakończyła temat, wyraźnie będąc nie w humorze. Uczniowie popatrzyli po sobie i bez słowa podążyli do zamku. Po drodze Percy słyszał, jak Clarisse mamrotała coś do siebie za jego plecami. Podejrzewał, że nie była zadowolona z faktu, że zostało uznane kolejne dziecko Aresa. Bardzo możliwe, że właśnie narzekała na głupotę swojego ojca. Nawet nie wyobrażał sobie, jak dziewczyna musiała być teraz wściekła. Wolał nie wchodzić jej w drogę.

Weszli do szkoły. Hermiona od razu skierowała się w stronę skrzydła szpitalnego. Percy postanowił podążyć za nią, tak na wszelki wypadek. Okazało się, że nie tylko on wpadł na ten pomysł. Gdy dotarł na miejsce, przy leżącej na łóżku Gryfonce już stali Harry i Ron, oraz inni członkowie gryfońskiej drużyny Quidditcha. Pomfrey starała się ich odgonić, tłumacząc, że dziewczyna potrzebuje odpoczynku. Zwłaszcza, że nastolatka była nieprzytomna.

– Ale to moja siostra! – bulwersował się rudzielec. – Jak mam się uspokoić, skoro moja siostra leży w szpitalu?!

– To Ginny – zauważył ze śmiechem Leo. Gryfon posłał mu mordercze spojrzenie. No tak, jemu nie było do śmiechu. – Wyjdzie z tego szybciej, niż się spodziewacie.

Klucze cierpienia [wolno pisane]Where stories live. Discover now