Rozdział 82: Wyprawa do biblioteki

221 14 12
                                    

a/n: lubię ten rozdział

Annabeth

- Zawiodłem się na tobie, Annabeth.

Głos Luke'a odbił się echem w jej mózgu. Od razu wiedziała, że to on, chociaż już tyle czasu minęło od jego śmierci. Chwilę potem zobaczyła go stojącego pośrodku palącego się Obozu Herosów. Patrzył prosto na nią i uśmiechał się kpiąco. Wokół niego ginęli ludzie, a on tak po prostu się uśmiechał. Strach zacisnął szpony na jej gardle. Nie mogła się ruszyć. Blondyn powoli podszedł do niej. Chował coś za plecami. A potem niespodziewanie wbił jej nóż w brzuch.

Obudziła się zlana potem. Zerwała się do pozycji siedzącej, wciągając gwałtownie powietrze. Dotknęła nerwowo swojego brzucha, ale nie zobaczyła na rękach krwi. Podwinęła piżamę i okazało się, że nie miała żadnej rany. Przez krótki moment wydawało się jej, że czuła ból. Annabeth odetchnęła cicho z ulgą. Przetarła dłońmi twarz, po czym wstała, odrzucając kołdrę na bok. Jej współlokatorki jeszcze spały, dlatego starała się ogarniać w miarę po cichu. Wiedziała, że już nie zaśnie. Nie po takim koszmarze. Żałowała, że Rachel wyjechała. Ona by ją zrozumiała i powiedziała, żeby się nie przejmowała. Potrzebowała tego. Ostatnio każdy sen brała za zły omen. Rudowłosa jak nikt potrafiła ją uspokoić. Nawet Percy'emu nie mówiła wszystkiego, nie chcąc go niepotrzebnie martwić. Może niepotrzebnie panikowała. Może to był po prostu jeden z typowych snów herosów. Problem był taki, że ona pamiętała każdy, najmniejszy szczegół. Zwykle po przebudzeniu nie pamiętała niczego i wtedy nie wiedziała, czy to dobrze, czy źle. Jeśli sen miał jej zniszczyć psychikę, to wolała tego nie pamiętać. A teraz pamiętała. Bardzo dokładnie widziała przed sobą twarz Luke'a. Nie wiedziała, co to znaczy. I chciała się dowiedzieć. W innej sytuacji może by to zignorowała, ale chłopak z jakiegoś powodu pokazał się też Ginny. Nie podobało jej się to. Nie wiedziała, jakie miał zamiary. To się nie mogło skończyć dobrze.

Ginny powiedziała o swoim śnie wszystkim. Pokłócili się. Zdziwiła się, kiedy Draco przyszedł na ich spotkanie. Wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, ale w końcu nie dowiedziała się, co. Nie spodziewała się takiego wybuchu u Leo. Szczerze, nawet nie zauważyła, że ich paczka zaczęła się rozpadać. Już wcześniej trzymali się w mniejszych grupkach, ale nie sądziła, że to aż takie poważne. Powinni dbać o własne relacje. Kłamstwa, tajemnice... To ich tylko podzieliło. Nie byli już ze sobą tak zżyci, jak przed świętami. Wtedy ją olśniło. Oczywiście, że to się wtedy zaczęło. To Malfoy pierwszy się od nich odsunął, a potem wszystko posypało się jak domek z kart.

Tego dnia była umówiona z profesorem Flitwickiem na konsultacje dotyczące OWTMów. Ona i Percy podobno mieli podejść do nich trochę na innych zasadach, niż pozostali uczniowie, ze względu na to, że dołączyli dopiero w siódmej klasie. Nie daliby rady nadrobić całego materiału w ciągu roku. Dla Annabeth może i to nie był problem, ale Percy nie potrafił szybko się uczyć. Opiekun Ravenclawu poprosił ją o rozmowę. Dlatego też z tego powodu stała przed klasą do zaklęć i czekała, aż ją wpuści. W końcu w drzwiach pojawił się niski mężczyzna.

- Ach, panna Chase, proszę, proszę – zaprosił ją gestem do środka. Profesor wzbudzał w niej szacunek i naprawdę lubiła jego lekcje. Pewnie dlatego, że to na nich miała najbardziej styczność z magią. Chciała nauczyć się jak najwięcej zaklęć. Powtarzała sobie, że nigdy nie wiadomo, kiedy się przydadzą. Thalia miała rację, nie wiedziała, jak oni wcześniej radzili sobie bez magii. Nie mieli wyjścia. Przynajmniej w końcu nie czuła się bezbronna. Jej jedyną bronią była zdolność strategicznego myślenia. Podeszła za profesorem w stronę biurka. Ona usiadła w pierwszej ławce, naprzeciwko niego.

Klucze cierpienia [wolno pisane]Where stories live. Discover now