Rozdział 19: Zabójcza piękność

806 51 63
                                    

Draco

Ta cała misja to był jakiś żart.

Z tego, co zrozumiał, mieli uganiać się po szkole w poszukiwaniu kluczy, które Aslan wie do czego im były potrzebne. Nie zamierzał marnować na to swojego czasu, ani przejmować się głupią Przepowiednią. Miał o wiele ciekawsze rzeczy do roboty.

Praktycznie codziennie urządzał treningi Quidditcha, ponieważ wielkimi krokami zbliżał się mecz z Gryffindorem. Tym razem miał zamiar wygrać, dlatego katował swoją drużynę treningami. Tak naprawdę miał to robić Blaise, jako kapitan, ale on wołał umawiać się z rudą wiewiórą. Dlatego postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Oczywiście nie raz dochodziło do kłótni o boisko. Potter nie chciał odpuścić. Ślizgon obiecał sobie, że tym razem to on złapie znicz pierwszy. Kiedy drużyna Gryfonów przestała się wtrącać w ich treningi, uznał, że pewnie trenują w Pokoju Życzeń. Mógłby to zgłosić jako oszukiwanie, ale dał sobie spokój.

Siedział na miotle, obserwując z większej wysokości grającą drużynę. Co jakiś czas krzyczał do nich, kiedy robili błąd. Było wietrznie i pochmurno, ale przynajmniej nie padało. Na trybunach siedziała Łucja razem z Piper. Jego dziewczyna rzucała ku niemu spojrzenia i uśmiechała się. Czuł się lepiej, wiedząc, że ona jest blisko. Samą obecnością dodawała mu otuchy. Wkurzało go tylko, że cały czas towarzyszyła jej córka Afrodyty. Skrzywił się. Nie podobali mu się ci cali bogowie greccy. Okej, był w stanie w nich uwierzyć, tak samo jak wcześniej uwierzył w Narnię. Nie podobało mu się, że mieszali się w jego życie. Pamiętał, jak miał wątpliwości, czy powinien przyjąć Grace'a do drużyny. Istniało ryzyko, że chłopak był pod wpływem jakichś magicznych wspomagaczy. Był dobry, nawet bardzo, a podobno nigdy wcześniej nie latał na miotle. Teraz już wiedział, dlaczego. Chłopak był synem Zeusa(czy tam Jupitera, Draco nie ogarniał jeszcze tych wszystkich bogów), więc latanie miał w genach.

Jego matka przysłała niedawno list, w którym prosiła, żeby przyjechał do domu na święta. Kobieta chciałaby też poznać jego dziewczynę. Już dawno domyśliła się, że kogoś ma, ale on nigdy o tym nie mówił. Nie mógł, ze względu na ojca. Teraz ojca nie było i mógł być spokojny. Będzie musiał porozmawiać o tym z Łucją. Dużo rozmyślał o ich związku i był pewny, że ją kocha. Zdecydował się podjąć następne kroki.

— Smoku, orientuj się! — krzyknął Zabini, wyrywając go z rozmyślań.

Zwinnie zrobił unik przed pędzącym tłuczkiem. Wyszczerzył się w stronę przyjaciela.

— Jak będziesz tak odpływał na meczu, to nie wiem czy zdążę cię obronić — zażartował Edmund, podlatując do niego na swojej miotle.

Malfoy wywrócił oczami, ale brunet miał rację. Musiał się skupić.

— Spokojnie, na meczu będę zajęty tylko i wyłącznie zniczem — zapewnił.

Przyjaciel podążył za jego wzrokiem i uśmiechnął się, widząc, że obserwował Łucję, która aktualnie gawędziła z Piper.

— Dlaczego one zawsze muszą łazić razem? — zapytał zirytowany blondyn. — Nie mam jak z nią pogadać.

Edmund parsknął śmiechem, na co obdarzył go morderczym spojrzeniem.

— Dziwisz się? Po tym, co się ostatnio stało, wolą być we dwie — zauważył rozsądnie. — Zaproś ją do Hogsmeade. W niedzielę jest wyjście.

— Co?

Nic nie wiedział o żadnym wyjściu. Ostatnio miał za dużo na głowie.

— Nie wiedziałeś? Pansy ci nie powiedziała?

Klucze cierpienia [wolno pisane]Where stories live. Discover now