Rozdział 77: Co to znaczy być silnym?

162 13 27
                                    

a/n: uprzedzam lojalnie, nie polecam czytać wspomnień Łucji osobom o słabych nerwach. Znajdują się one pod koniec rozdziału i są zapisane kursywą.

Łucja

Szesnastolatka naprawdę wystraszyła się, kiedy Draco spadł z miotły na meczu. Ona i Hermiona natychmiast pobiegły na boisko. Zdziwiła ją natomiast reakcja pozostałych. Nie sądziła, że również się przejmą. Annabeth oczywiście jako pierwsza podążyła za nimi. Zeszła na murawę i podbiegła do swojego narzeczonego, leżącego na trawie. Okazało się, że przy nim już byli Blaise i Edmund, a pozostali członkowie drużyny Slytherinu pomału zlatywali na ziemię. Wszyscy jak jeden mąż mieli niewyraźne miny. Nie wiadomo, czym przejęli się bardziej: kolizją ich szukającego, czy przegranym z kretesem meczem. Fakt, to była druzgocząca porażka.

Okazało się, że Draco miał złamaną rękę. Trzeba było go zaprowadzić do Skrzydła Szpitalnego. Blondyn chciał iść sam, ale ku jej zdumieniu Edmund i Blaise uparli się, że go odprowadzą. Nie miała pojęcia, co ich do tego skłoniło. Posłała pytające spojrzenie bratu, na co on tylko wzruszył ramionami. Mogła się jedynie domyślać.

Mecz się skończył. Leo ostatecznie ogłosił wygraną Hufflepuffu. Uczniowie zaczęli wracać do szkoły. Ona i Hermiona poszły tuż za chłopakami prowadzącymi blondyna. Obejrzała się przez ramię na idących z tyłu herosów. Rozmawiali o czymś między sobą zawzięcie. W końcu dotarli do Skrzydła Szpitalnego. Draco usiadł na jednym z łóżek, a Hermiona poszła po panią Pomfrey. Tymczasem Łucja zbliżyła się do chłopaka i stanęła przy jego łóżku. Po jego dwóch stronach stali Edmund i Blaise, obaj z niewyraźnymi minami.

– Czemu dałeś się tak łatwo zepchnąć? – nie wytrzymał wreszcie mulat, patrząc na blondyna z wyrzutem. – Przecież już miałeś praktycznie tego przeklętego znicza w ręku! Teraz już jesteśmy strasznie do tyłu w rankingu! Jak niby my to odrobimy, co?

– Na pewno nie zrobił tego specjalnie – Łucja stanęła w obronie ukochanego. Spojrzała na niego, ale on uparcie milczał. Po jego wyrazie twarzy poznała, że wewnątrz siebie prowadził bitwę. Czuła, że coś było na rzeczy. W końcu i on na nią spojrzał. Oboje mieli już dość tej całej sytuacji. Wiedziała, że chłopak odsuwał się od przyjaciół, ze względu na Bellatrix. Rozumiała. Rozumiała, ale też marzyła, żeby to się wreszcie skończyło i wszystko wróciło do normalności. Blaise prychnął głośno, wyrywając ją z rozmyślań.

– Może gdyby przestał się zachowywać jak skończony kretyn, to teraz nie mielibyśmy tego problemu – zauważył sucho. – Nie mielibyśmy żadnych problemów, do cholery!

Ślizgon miał, niestety, rację. Odkąd wrócili z Malfoy Manor, miała wrażenie, że wszystko zaczęło się sypać, począwszy od misji, a kończąc na relacjach. Nie mogło tak być.

– Po prostu powiedzcie nam prawdę – zasugerował Edmund, patrząc na nią. Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, wyprzedził ją, nie dając dojść do słowa. – Łucja, zrozum, że się o was martwimy. Chcemy tylko waszego dobra. Kiedy to do was dotrze?! – zapytał z wyrzutem, choć teraz patrzył głównie na Dracona.

– Świetnie sobie radzę bez was, dzięki za troskę – prychnął blondyn, nareszcie się odzywając.

– Ta, akurat. Uważaj, bo ci uwierzę. Znam cię wystarczająco dobrze, Malfoy – brunet wycelował w niego palcem. – Widzę, że udajesz. Możesz nabrać Annabeth i całą resztę, ale nie mnie.

Draco wyglądał, jakby się łamał. Chyba był przez moment bliski do wyjawienia chłopakom wszystkiego. Ostatecznie jednak pokręcił głową z rezygnacją.

– Nie mogę – przyznał w końcu cicho. Edmund i Blaise spojrzeli na niego, zaskoczeni. – Nie mogę wam nic powiedzieć, dlatego dajcie spokój, proszę.

Klucze cierpienia [wolno pisane]Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang