– Rety, Vincent, chociaż po tobie spodziewałam się czegoś bardziej kreatywnego – stwierdziła.

Chłopak poczuł się lekko zdezorientowany a zwłaszcza wtedy, kiedy egzekutor odciągnęła go lekko na bok.

– Podobno mój świętej pamięci ojczulek urządził sobie z tobą pogadankę, gdy przyjechałeś na przesłuchanie, niedoceniony geniuszu sekcji śledczej – powiedziała, przedłużając sylaby ostatnich słów.

Gdyby nie czarna sukienka i płaszcz, nigdy by nie przyznał, że dziewczyna przed chwilą pochowała ojca. Choć może odreagowywała ten dzień na swój własny sposób. W końcu Vincent też nie płakał na pogrzebie Rodrigo, a był wtedy dzieciakiem.

– To... tak teraz na mnie wołają? – wydukał.

Lepsze to niż młody Torres. O wiele lepsze.

Maja rozejrzała się dookoła. Poczekała, aż uczestnicy pogrzebu rozejdą się w swoich kierunkach.

– Ojciec tylko mi o tym wspominał, że uparłeś się, by nie wstępować do badawczej. Ale skoro miałeś sposobność go poznać, chyba już ogarniasz. Naprawdę miałam już dość słuchania o przełomowych dla ludzkości badaniach. Isak nie widział niczego poza czubkiem własnego nosa i wnętrznościami tych ludożerców. Akurat ty powinieneś zrozumieć, o co mi chodzi – wyszeptała konspiracyjnie. – Przydaj się na coś, potrzymaj.

Wcisnęła Vincentowi torbę. Sprawną ręką wyjęła z niej trzy małe bukieciki ozdobione białymi wstążkami.

– Zawsze się tutaj gubię – przyznała, rozglądając się po cmentarzu. – Ale, no, padło na ciebie. Pomożesz mi odszukać nagrobek mojego dawnego lidera i kolegów?

– Pójdę z wami.

Gabriel nagle pojawił się tuż przy nich. Bez pytania wziął od Mai dwa bukiety, z trudem utrzymywane przez nią jedną ręką. Przestał też się skarżyć na pełny pęcherz. Vincent miał nadzieję, że rudzielec w międzyczasie nie podlał jakiegoś pomnika.

Zanurzyli się w lesie piaskowych nagrobków. W ciszy przemierzyli niewielki odcinek, aż znaleźli nowe miejsca pochówku. Należały do egzekutorów zamordowanych podczas obławy. Maja przed każdym nagrobkiem położyła bukiecik, a Vincent nie miał pojęcia, kiedy z twarzy dziewczyny zniknęła poirytowana mina. Wpatrywała się w wyryte litery z niedowierzaniem. Zdrową ręką pospiesznie przetarła łzę na policzku. Vincent udawał, że nie zauważył. Maja raczej nie wyglądała na dziewczynę, która lubi dzielić się z innymi tym, co ją męczy. Nieustępliwa. Zadziorna. Perfekcjonistka. Tak wspominał ją z czasów Akademii.

– Pan Colin Braun przez te dwa tygodnie troszczył się o mnie bardziej niż Isak przez te wszystkie lata. Nawet codziennie pytał się, czy zjadłam to głupie śniadanie – powiedziała Maja.

– Mnie zawsze karcił za przychodzenie do biura w szortach – wspomniał Gabriel. – Miałaś ulgę, bo byłaś jedyną laską w jego oddziale. Facetom to dawał niezły opierdol.

Maja zarechotała, choć śmiech nie należał do najweselszych.

Vincent jako jedyny się nie odzywał. Zastanawiał się, czy w Służbach istniała chociaż jedna osoba, która nie miałaby styczności z Gabrielem. Poza tym chciał już opuścić cmentarz.

– Nie chcesz odwiedzić ojca? – spytała dziewczyna.

Vincent odpiął guzik czarnej koszuli tuż nad linią kołnierza.

– Byłem u niego ostatnio – skłamał.

– Skoro już tu jesteśmy, możemy się do niego wybrać. Rodrigo leży niedaleko, co nie? – powiedział Gabriel, klepiąc podopiecznego po plecach.

MIASTO ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz