– Wkrótce przestaną ci podawać serum, nie będzie to już konieczne. Jeżeli dobrze policzyłem dni, jutro rano dostaniesz ostatnią dawkę – ciągnął ostrokostny.

Jego ton miał teraz w sobie coś z monotonii. Jakby wypowiadał te słowa setki razy, tylko ich odbiorca był zawsze inny. Naoto przeszedł dreszcz.

– O czym, ty, kurwa, do mnie mówisz? – warknął.

Przez moment zapanowała cisza, jakby jego rozmówca wahał się z udzieleniem odpowiedzi.

– Usuwają szpony. Po kolei każdemu z nas. Dziwne, że w Mieście jeszcze o tym nie mówią.

Naoto utopił twarz w dłoniach, próbując powstrzymać płacz. Jego myśli znów powróciły do Isabelli. Nie potrafił się pogodzić z jej utratą. Nie wyobrażał sobie już nigdy nie usłyszeć jej głosu, nigdy nie poczuć dotyku jej skóry. Przed oczami miał twarze Miyu oraz Blaise'a. Ich też nie chciał opuścić. Wizja zgnicia w więzieniu była okropna. Miał spędzić w tej celi resztę swojego życia, pozbawiony ostatniego skrawka dumy. Sama myśl o takim losie wywoływała mdłości.

Naoto z całym impetem uderzył bokiem pięści w ścianę.

Przecież nie uważał się za słabego. Obiecał sobie, że wytrzyma.

Może huśtawka nastrojów również była skutkiem działania serum, bo nagle ogarnął go gniew. Znajomy gniew. Ten sam, gdy Naoto wrzeszczał na swoich niezdyscyplinowanych podwładnych, gdy zabijał Fartuchy. Gdy był zmuszony porzucić ciało matki. Ten sam gniew zdecydował się nawiedzić Naoto dopiero wraz z poznaniem bestialskiego losu, na który nie miał wpływu.

Znowu uderzył pięścią w ścianę.

I jeszcze raz.

I kolejny.

Dopóki nie poczuł znajomego mrowienia. Dopóki ponownie nie uświadomił sobie, że to on kontroluje swoje ciało. I żadne świństwo mu w tym nie przeszkodzi.

Noato wyszczerzył zęby. Wpływ serum obrócił się przeciwko Fartuchom. Podając je w tak dużych dawkach, musiał zdołać się na nie uodpornić. Może był to łut szczęścia albo po prostu odpowiedź zmęczonego ciała na rozszalałe emocje. Nieważne co...

Szpony wysunęły się.

Naoto wyczuwał ich drżenie. Gotowe, by zabijać. Gotowe, by wyrąbać sobie drogę ku wolności.

– Ten dźwięk również rozpoznaję – odezwał się rozmówca przywódcy po dłuższej chwili.

Naoto od razu ukrył dłoń przed widokiem kamer i pozwolił szponom ponownie się wsunąć.

Nie był słaby. Mógł dokonać jeszcze wiele. Prawdopodobnie dostał od losu ostatnią szansę, by się o tym przekonać.

– Kiedy wyjdę z celi, co dalej? – zapytał, próbując wstać.

Zapadła cisza. Raczej rozmówca nigdy nie usłyszał takiego pytania. Nie należało się dziwić, bo to, co narodziło się w głowie Naoto, przerażało jego samego.

– Jedyną drogą jest winda lub schody awaryjne. Są na lewo od twojej celi. Biegniesz cały czas prosto, zobaczysz je. Ale nawet jeśli jakimś cudem wydostaniesz się z więzienia, na powierzchni jest masa żołnierzy gotowych cię rozstrzelać. Sam jeden nie dasz rady. Nikt z nas nie dał. Myślisz, że tobie jako pierwszemu przyszedł taki plan do głowy?

Naoto słuchając, zjadł najbardziej lekkostrawną zawartość tacy. Liczyły się wyłącznie informacje, nie opinia złamanego ostrokostnego. Potem wszedł do niewielkiego brodzika będącego imitacją kabiny prysznicowej i odkręcił wodę. Jedzenie, zimno spływającej po karku wody i adrenalina pobudzająca go od wewnątrz... Naoto czuł przypływ energii. Oraz że następnej szansy nie będzie.

MIASTO ✅Where stories live. Discover now