– To w ogóle bezpieczne, że sekcja badawcza znajduje się tuż nad więzieniem ludożerczych bestii? – zapytała rekrutka o imieniu Emilia.

Gabriel roześmiał się.

– Zawsze jak tu jestem z nowymi, to pytanie pada jako pierwsze. Nie ma bezpośredniego przejścia z więzienia do szklanej części budynku. A to, co tu widzicie, nie jest nawet połową tego, co stanowi więzienie. Wszystko mieści się pod ziemią.

Wśród ciemnych mundurów wyłonił się Fartuch z niebieską opaską na ramieniu. Widząc przybyłych śledczych, wyszczerzył zęby w uśmiechu.

– A to doktor generalny Isak Larson. Tatuś sekcji badawczej. I nasz dzisiejszy przewodnik – zaznaczył od razu Gabriel.

Ojciec Mai, przypomniał sobie Vincent. Dziewczyna, którą przesłuchiwał po obławie miała równie barwny rodowód co on. Tyle że Maja była córką godną swojego ojca.

Mężczyzna na powitanie uścisnął Gabrielowi rękę. Vincent nie spodziewał się, że jedna z ikon SOO wyjdzie powitać jego oddział osobiście. Isak zdawał się znać Gabriela i jeszcze traktować go jak równego sobie. Może i rudzielec był liderem oddziału, ale między nim a doktorem generalnym istniała przepaść!

– Isak, aż tak za mną zatęskniłeś? – zaczął, obejmując Larsona ramieniem jak kumpla.

– Egzekutorzy dostarczyli nam z rana doskonały okaz – oznajmił, od razu przechodząc do rzeczy.

– Po to tu jesteśmy. – Gabriel gestem dłoni wskazał na swoją świtę.

Zielone oczy Isaka bacznie otaksowały czterech młodych rekrutów, których doktor nie miał jeszcze okazji poznać. Zbierający się wiatr muskał jego siwiejące włosy i prawie strącił okulary z nosa.

– To który z was to młody Torres? – spytał.

Gabriel od razu złapał Vincenta za fragment płaszcza i przyciągnął go bliżej. Rekrut poczuł narastającą gulę w gardle. Cień ojca prześladował go wszędzie.

– Udaje skromnego, ale wykazał się już na pierwszym śledztwie. Znalazł zwłoki w rzece! – oświadczył lider.

Z przebiegłych oczu Larsona i tak emanowała pogarda. Z pewnością gdyby Gabriel nie przedstawił Vincenta, Isak nie pomyślałby, że ten chudzielec z wystraszonym spojrzeniem był synem Rodrigo. Nie okazał się nawet w połowie takim Torresem, jakiego sobie wyobrażał. Vincent był tego świadom.

– Przesłuchiwałeś moją córkę. Wspominała mi, że jesteś pod nadzorem Gabriela – powiedział w końcu doktor.

Vincent zauważył, że uśmieszek zniknął z twarzy mężczyzny. Jedyne, co teraz widział na jego naznaczonej zmarszczkami twarzy, to zniewagę.

– Tak, sir – wydukał.

Isak zaprosił oddział do wnętrza budynku. Jak przewidział Gabriel, nie poprowadzono ich przez oszklone drzwi do azylu pokręconych naukowców. Wraz z eskortą żołnierzy trafili na tył budynku, gdzie znajdowała się zewnętrzna winda. Więzienie z pewnością odbiegało od stereotypowego wizerunku napędzanego przez media i kryminalne książki.

Czystość. Minimalizm. I cisza.

Biała podłoga lśniła pod stopami Vincenta. Doktor przeprowadził oddział do wysokiego, podzielonego na dwa piętra pomieszczenia z celami. Vincent ujrzał kilkadziesiąt metalowych drzwi, każde kryjące za sobą niebezpieczną bestię, ale panująca cisza sprawiała, że za masywnymi drzwiami zdawała się być wyłącznie pustka. Kroki idących śledczych wydawały się tutaj najhuczniejszym odgłosem, a Vincent zastanawiał się, czy za tą kupą metalu ujrzałby krwiożercze bestie, czy może coś podobnego do siebie: istoty zrezygnowane jak on sam, będące ofiarami tego wyścigu szczurów.

MIASTO ✅Where stories live. Discover now