.67.

1.7K 97 6
                                    

-Muszę sprawić sobie Matagona!-fuknęłam ,gdy chłopak bezceremonialnie wszedł mi do łazienki-A ,gdybym była goła?

-To byłby zdecydowanie lepszy widok niż ,gdybyś nie miała na sobie makijażu-roześmiał się, ale zaraz potem wepchnęłam go do wanny więc śmiech zamienił się bolesny jęk-Co to ten "zajebisty młot"?

-W takich chwilach zastanawiam się nad rzuceniem hasła "robimy inwazję na Anglię"-wzięłam do ręki szczotkę -Ale z takimi aurorami pewnie odjęto by nam zbyt dużo zasług.

-Nie było by to takie złe ,nie miałabyś daleko do pracy-zarechotał wydobywając się z wanny i zabierając mi przedmiot samemu zajmując się rozczesywaniem 

   Zadrżałam czując jak mimowolnie mięknę. Mimo że Syriusz w niczym nie przypominał Aleksandra moja reakcja na czesanie była dokładnie ta sama co lata temu. Przymknęłam oczy ,kiedy skończył z lekkim rozbawieniem obejmując mnie i opierając brodę na moim ramieniu.

-Matagony to coś między kotem ,a panterą-westchnęłam-Są strażnikami we Francuskim Ministerstwie Magii.

-Fuj ,koty-jego twarz skrzywił grymas obrzydzenia-Nie macie swojego rosyjskiego bardziej krwiożerczego odpowiednika? Nie wiem jakiegoś psa?

-Nabawiłeś się awersji do kotów już przed czy po zostaniu animagiem?-spytałam ze śmiertelną powagą.

-Ty mała...-cofnął się puszczając wodę ze słuchawki prysznica i lejąc mnie nią.

   Wciągnęłam powietrze zaskoczona ,ale nie pozostając mu dłużna. Niewerbalne aquamenti zmoczyło go do suchej nitki. Roześmiany rzucił się na mnie łaskocząc i starając się przy tym utrzymać pion na zalanej podłodze. Chwilę później upadliśmy na podłogę ciągnąc za sobą wieszak na ręczniki i cudem nie robiąc sobie większej krzywdy. Roześmiałam się podpierając na rękach i patrząc na jego twarz.

   Mógł mieć już swoje cholerne dwadzieścia lat, pracę i kobietę ,ale dalej z wyglądu przypominał szczęśliwego chłopca i chyba nigdy nie przestanę go tak nazywać.

-Wiem że jestem...-nie skończył bo go pocałowałam.

   Oddał ściskając moje biodra ,ale po chwili odsuwając się ode mnie.

-Mieliśmy iść do Potterów!-przypomniał.

-Mogę cie zapewnić że przez pół godziny ,Harry'emu nie ubędzie z głowy nawet włosa-usiadłam osuszając przy okazji łazienkę.

-Lett!-jęknął będąc na przegranej pozycji.

*

   Siedziałam na kanapie w salonie Potterów z nogami przerzuconymi przez kolana Lupina i obserwując jak James z Syriuszem próbują nauczyć ledwie stojącego na swoich tłuściutkich nóżkach Harry'ego. Chłopiec mimo ich usilnych starań raz po raz lądował na ze śmiechem poduszkach. Teraz akurat wpadł z impetem w Łapę przewracając go z piskiem podczas ,gdy lampa zbiła wazon, odbiła się od ściany i wypadła rozbijając okno.

-Co tu się dzieje?-spytał Lily wychylając się z korytarza.

-Evans ,czy to moja kurtka?-Black oniemiał kiedy ruda spłonęła rumieńcem-A propos Evans ,oddaj mi z łaski swoją tą koszulkę ,którą rzekomo pomyliłaś z Jamesa.

   Dziewczyna wciągnęła powietrze po czym nadęła policzki.

-Ah ,tak? W takim razie proszę o zwrot mojego męża, domu i syna-odparła zakładając ręce pod biodrami.

   Chłopak spojrzał na nią razem z nierozumiejącym sytuację Harry'm po czym docisnął dziecko do swojej piersi.

-Kupię ci nową ramoneskę-poinformowałam wybawiając z tej trudnej decyzji.

-Jasne że tak-potrząsnął głową podrzucając miniaturkę James'a -Ciocia Colette kupi wujkowi dużo kurtek bo jest bogata i bardzo lubi je nosić-ponownie podrzucił go do sufitu.

-Black!-Lily podniosła głos ,gdy roześmiany chłopiec był już wysoko.

-Mamusia też ,ma szczęście że dobrze w niej wygląda-pocałował go w czoło po czym postawił na ziemi.

-Jesteście niemożliwi-oznajmiła zdejmując z ramiona skórę i rzucając ją Blackowi-Lettie będziesz tak miła?-spytała.

-Jasne-machnęłam leniwie ręką.

   W jednej chwili stolik kawowy wrócił na miejsce ,a poduszki na kanapy nokautując po drodze James'a. Lily skinęła mi z uśmiechem po czym machnięciem różdżki rozlewając herbatę do kubków. Większy z Potterów podniósł swoją kopię żeby przechwyciła parę ciastek z talerza. Roześmiałam się sama po jedno sięgając.

-Wszyscy jesteście okropni-zadecydowała mierząc nas wzrokiem-Dlaczego ty się właściwie z nimi zadajesz?-spytał po raz nie zliczę który Remusa.

-Bez nich było by mi nudno-wzruszył ramionami sięgając z uśmiechem po herbatę przez moje nogi.

-I tak wiemy że nas kochasz-mruknął Peter wchodzący akurat do domu.

-Oh ,Pettigrew skoro już jesteś ubrany może ...-zaczęła.

-Accio miotła-Potter wyciągnął rękę ,a ona jak na zawołanie przeleciała przez drzwi powalając blondyna i lądując w jego dłoni-Już nie musi-wzruszył obronnie ramionami ,gdy spojrzeliśmy na niego oskarżycielsko przed wybuchnięciem śmiechem.

   Moja rodzina stwierdziłam w myślach. Na pewno nie taka jaka pojawia się we wszystkich mugolskich filmach i nie taka jaką widuje się na naszych obrazach. Ale moja. I może to okrutne oraz egoistyczne ,ale nie zamieniłabym jej na żadną inną. 

*****

Matagoty, magatony, matagony, mega młoty...

We are young // Sirius BlackWhere stories live. Discover now