.17.

3.7K 237 21
                                    

   Siedziałam w zakurzonym gabinecie ojca na podłodze przeglądając zostawione przez jego starego "przyjaciela" papiery. Michaił Crane miał sporo dziwnych zwyczajów takich jak spraszanie do domu uczonych ludzi czy sprowadzanie matce sukienek z każdego zakątka świata.W końcu miało mi się to na coś przydać.

   Ponieważ Charlie Harcout był wilkołakiem ,który zatrzymał się u nas na okres dłuższy niż miesiąc i miał jakiś sposób na łagodzenie swoich przemian.

  W okół mnie skakał natomiast skrzat domowy donoszący mi potrzebne rzeczy ,ale głównie to chodzący w kółko ciągnąc się za uszy i mamrocząc o "bałaganie" panującym w pokoju.

-Uspokój się pedancie!-podniosłam głos piorunując go wzrokiem-Zabroniłam ci tu wchodzić ,nie mogłeś tu posprzątać! Po prostu wróć do tego czym się zajmowałeś i przestań histeryzować!

   Stworzonko popatrzyło na mnie przerażone zanim aportowało się z cichym pstryknięciem z pokoju.Uderzyłam czołem w podłogę czując że przerasta mnie bycie w tym miejscu.Podniosłam brew kiedy usłyszałam znajome skrzypienie podłogi.

   Skrzaty nie były na tyle ciężkie żeby...

   W drzwiach pokoju pojawił się niewysoki rudzielec mierząc mnie błyszczącymi oczami.Odgarnęłam włosy z twarzy próbując wyglądać całkowicie normalnie ,ale szklanka whiskey,papieros w popielniczce i papiery porozrzucane po podłodze chyba mi tego nie ułatwiały.

-Jerome-skinęłam głową.

-Aleksandro-odparł splatając ręce na piersi i opierając się o framugę-Masz pojęcie że wszyscy odchodzimy od zmysłów?-spytał szeptem.

-Przepraszam...-wyszeptałam zagryzając wargę i wbijając wzrok w nogi.

-Sasha do kurwy nędzy jakie przepraszam?!-podniósł głos ,ale nie szkodzi.

   Jerome ,zawsze był narwany.Z nasz wszystkich on pierwszy się krzyczał,płakał i uspokajał się.Dlatego nie oponowałam kiedy krzyczał ,ani nie próbowałam się tłumaczyć.Po prostu poczekałam aż skończmy dobrze widząc że to moja wina.Ja narobiłam bałaganu po czym zmyłam się i nie dawałam do tej pory znaku życia.

-Powiedz coś!-uderzył w ścianę w akcie frustracji.

-Co mam powiedzieć?-spytałam cicho-Że żałuję że wtedy uciekłam? Że nie chciałam burzyć dworu? Nie planowałam wystrzelać pierdolonych kruków czy to że zmienienie szkoły było błędem i wrócę?

-Cholera jasna nie wracaj znowu do przeszłości!-wrzasnął-Co było to było ,ale mi chodzi o to co robisz teraz! Nie odcinaj się od nas do kurwy nędzy! Odpowiadaj chociaż na listy ,martwimy się o ciebie!

   Przełknęłam ślinę zaciskając wargi.Nie chciałam ich ranić.Nie chciałam tego robić tak bardzo że uciekłam do innego kraju ,a wyszło jak wyszło.Zadrżałam łapiąc odpowiednie papiery i parę fiolek z podłogi.Wsadziłam je do torby biorąc do ręki płaszcz i czując że za chwilę przestanę nad sobą panować skierowałam się do drzwi.

-Sasha ,ja przepraszam-złapał mnie za ramię-Po prostu cie kochamy i ...

-Taka już nasza słabość-wymusiłam uśmiech na wargach-Wszyscy kochają Crane'ów.Puść mnie ,nie chcę plątać się po nocy.

   Rozluźnił uścisk ,a ja wypadłam z budynku i nie przejmując się pogodą ruszyłam w stronę wyjścia z posesji na ,której aportacja była niemożliwa.Przechodząc przez wysoką bramę rzuciłam ostatnie spojrzenie na dwór ze szklaną kopułą ,ogromnym terenem i majaczącą w oddali altaną dla kruków.

   Kiedyś ludzie naprawdę musieli widzieć piękno w tym miejscu i darzyć je jakimś pozytywnym uczuciem.

***

-Hej-uśmiechnęłam się niepewnie do bruneta okupującego wieżę astromiczną. 

   Starał się napisać coś na notorycznie podrywanym przez wiatr pergaminie,a w zębach trzymał różdżkę ,którą utrzymywał w powietrzu parę książek.Dotknęłam murów otaczając nas barierą osłaniającą od chłodnych podmuchów i dopiero wtedy mnie zauważył.Wyszczerzył się na mój widok wypuszczając patyk ,a parę książek runęło na ziemię.

-Gdzieś ty się podziewała cały dzień?-spytał przytulając nie i okręcając dookoła osi-Chciałem ci postawić kremowe piwo za to co zrobiłaś dla Luniaka.

-Musiałam na chwilę pojechać do domu-wyjaśniłam-Ah i przywiozłam ci coś!

   Wyjęłam ze swojej przepastnej torby ramę papierosów i widząc jak oczy mu się świecą nie mogłam powstrzymać bolesnego uśmiechu cisnącego mi się na usta.

-A to dla Remusa-podałam mu kawałek pergaminu z tłumaczeniem receptury i fiolki-Wywar Tojadowy powinien uspokoić i spacyfikować go jako wilkołaka więc szansa na zrobienie wam krzywdy będzie znikoma.

   Brunet odłożył rzeczy na podłogę łapiąc nie za policzki i uradowany całując mnie w czoło.Złapałam go za nadgarstki ,ale zanim go odsunęłam mimowolnie porównałam go do Jeroma.

   Nie powinnam.Jerome jest dla mnie jak rodzina ,a Syriusz mimo że razem z resztą przestali być mi obojętni wiedzą o mnie tylko tyle ile im powiem.Znienawidzili by mnie ,gdyby wiedzieli co robiłam.

   Nie zauważyłam że przeciągnęłam ten dotyk zamierając na dłuższą chwilę.Uświadomił mi to dopiero zmartwiony wzrok Blacka.Pogłaskał moje policzki po czym przytulił mnie mocno ,a ja chcąc nie chcąc oparłam czoło na jego ramieniu.

-Wszystko w porządku?-spytał.

-Tak-przytaknęłam.

-Ale wiesz że zawsze możesz na mnie ...Na nas liczyć?

We are young // Sirius BlackWhere stories live. Discover now