Ożywione rozmowy przemieniły się w szepty, gdy zabójca wraz ze swoją świtą dołączył do zebranych. Nie bez powodu każdy ostrokostny nosił okrycie twarzy. Za maskami członków klanu musiały kryć się zaczepne spojrzenia posyłane w stronę nowych. Zagrywka Naoto nie była taka głupia. Może dzięki niej obydwie strony nie pozabijają się na wejściu.

Przywódca Rebelii kroczył ku przybyłym. Kennet miał w końcu sposobność zobaczyć go na własne oczy. Zasłonięta twarz nie przeszkadzała mu w oględzinach, od razu dostrzegł pewne detale, których nie mógł otrzymać w raporcie albo dowiedzieć się z ust szpiegującego Arno.

Sam chód Naoto wiele o nim mówił. Czuł się pewnie, ale w końcu był w swoim imperium. Czarna koszulka bez rękawów odsłaniała szczupłe ramiona z lekkim zarysem mięśni. Na ich śniadej skórze odznaczały się niewielkie blizny po szponach i porażeniach paralizatorów. Chłopak albo miał szczęście albo rzeczywiście wielokrotnie zaznał smaku krwi w walce o przetrwanie. Pewnie jedno i drugie zadecydowało o tym, że jeszcze żyje.

– Cieszę się, że dotarliście do nas bez żadnych niespodzianek – zaczął.

– Przecież byli pod moją opieką! – wtrąciła się Miyu, stając obok Naoto.

Przywódca zaśmiał się, klepiąc alfę-maskotkę po ramieniu. Śmiech przyszedł mu zaskakująco swobodnie.

– Ale tylko przez połowę drogi, jak wygląda sytuacja na górze? – spytał bardziej poważnie.

– Nie zapuszczają się do Oczu Rady, za to pełno ich na głównych ulicach – odpowiedział Natanel.

Kennet domyślał się, że przyjaciel nadal nie mógł wyjść z podziwu, jak maska potrafi zdeformować głos. Raisa naprawdę znała się na robocie.

– Więc poszli w ilość, nie w jakość. Można się było tego spodziewać. W tej części Czwartej Dzielnicy widuje się ich bardzo rzadko, nasz wysiłek nie idzie na marne – parsknął Naoto. – Ale o tym zdążymy jeszcze porozmawiać.

Pewnym ruchem zdjął maskę. Odgarnął z oczu brązowe włosy, które rozsypały się na wszystkie strony. Na śniadej twarzy pozostał jeden dłuższy kosmyk sięgający prawie do nosa. Reszta niesfornych włosów Naoto delikatnie opadła wzdłuż policzków.

W jakiś sposób przypominał zbuntowanego nastolatka.

Za gestem przywódcy podążyła reszta klanu. Wszystkie ostrokostne zaczęły ściągać okrycia twarzy, tym samym ukazując różne oblicza. Jedna dziewczyna marszczyła czoło, chłopak obok niej zaciskał usta w cienką linię, ktoś jeszcze głośno wypuścił powietrze z ust. Tymczasem Naoto oczekiwał od przybyłych takiego samego gestu: pokazania, co skrywa wilcza maska.

Dla Kenneta takie zagranie było więcej niż oczywiste. Jego drużynę czekała pierwsza próba decydująca o tym, jak potoczy się współpraca.

Przyłożyli dłonie do czarnych masek, od których jeszcze czuło się woń pomalowanego, skórzanego materiału i ściągnęli je w tym samym czasie. Kennet obdarzył swojego rozmówcę łagodnym uśmiechem.

– Kennet, chciałbym z tobą porozmawiać na osobności – powiedział przywódca. – Arno, Rita, Natanel – zaczął nową myśl, patrząc na wymienione osoby. – Miyu oprowadzi was po naszym terytorium. Musicie umieć się po nim poruszać – Naoto spojrzał teraz w stronę zgromadzonych. – A potem dołączcie do zabawy.

Plac wypełniły krzyki i gwizdy aprobaty. Nagle zniknęła podejrzliwość, którą teraz zastąpiła beztroska i pragnienie rozrywki.

Kennet podążył za przywódcą po zardzewiałych schodach na pierwsze piętro. Obok jednych ze drzwi o ścianę opierał się ostrokostny, który zdawał się obserwatorem całej tej farsy. Wyszczerzył nienaturalnie ostre zęby, gdy tylko dostrzegł zbliżającego się Naoto wraz z Kennetem. Później wykonując parodię ukłonu, otworzył im drzwi.

MIASTO ✅Where stories live. Discover now