Prolog

1.2K 136 170
                                    


Deszcz smagał ją po twarzy, a pojedyncze krople wdzierały się przez otwarte usta. Gdyby mogła, zatrzymałaby się przy pierwszej lepszej kałuży, by chociaż odrobinę zwilżyć zaschnięte na wiór gardło. Myśl o chwilowym odpoczynku wydawała się jej kusząca. 

W ostatniej chwili podjęła decyzję i skręciła w boczną uliczkę, zostawiając za sobą różnobarwne iluminacje i odgłosy pędzących aut. Pod stopami przestała czuć betonową nawierzchnię, zastąpiło ją błoto, na którym niemal się poślizgnęła. Pomimo wyczerpania usiłowała utrzymać tempo biegu, ale ułamek sekundy później ogarnęła ją świadomość, że postąpiła naiwnie. Próba zniknięcia w ciemnościach zapomnianej części Miasta wcale nie zdezorientuje jej napastników. Ba, być może ułatwi im to robotę. Nie potrafiła zapanować nad strachem rozlewającym się po jej ciele i finalnie straciła dech w piersiach.

Zachłannie łapiąc powietrze, oparła się o zardzewiały kontener na śmieci. Uderzając o metalową pokrywę, krople deszczu wybijały nierówny rytm. Z chęcią by się w niego wsłuchała, skupiła na czymkolwiek, by zapanować nad dygoczącym z przerażenia ciałem. Na razie jej uwagę przykuł wyłącznie fetor śmieci. Przy tak intensywnym odorze wyczulony węch okazał się przekleństwem.

Torsje szarpały nią coraz mocniej. Znów to samo. Znała swoje ciało i wiedziała, że nie zwróci zaraz ostatniego posiłku. Trzymając za rant śmietnika, nachyliła się do przodu, by krwawa wydzielina wyszła z niej jak najprędzej. Usta wypełnił metaliczny posmak, a nowy zapach przebił odór odpadów.

Niedobrze. Krew ich tu zwabi, może już złapali trop.

Chciała zmusić się do biegu, ale ostatecznie zdobyła się tylko na trucht. Poczuła strużkę krwi w kąciku ust i odruchowo przetarła twarz rękawem koszuli. Pomimo że materiał nasiąkł już deszczówką, do jej nozdrzy dotarła kojąca woń pieczonych ciasteczek, ulubionych perfum i zapach ukochanego. Na myśl o tym ostatnim niemal zapomniała, że ucieka, że musi się ukryć.

Ponowiła bieg. Choć buty ślizgały się na błocie, a płuca płonęły z wysiłku, starała skupić się wyłącznie na drodze przed sobą. Wierzyła, że może jeszcze zdoła uciec, a jej życie nie zakończy się w tak nędzny sposób.

Za późno. Dogonili ją.

Gdy zdrętwiałe ze strachu i przemęczenia nogi zaczęły odmawiać posłuszeństwa, potknęła się o wystającą rynnę. Syknęła z bólu, upadając na rękę, której trzask przypominał łamiącą się wykałaczkę. Już nie zdoła się podnieść. Słabość ciała tylko utwierdziła ją w przekonaniu, że stanowiła przeklęty wyjątek w swoim gatunku.

Odgłosy biegu przerodziły się w kroki, aż w końcu ucichły. Stanęli nad nią. Najpewniej było ich dwóch. Wbiła wzrok w ziemię, czekając na ostateczny cios, ale ku jej zdziwieniu ten nie nadszedł. Nie miała pojęcia, ile czasu spędziła niemal skulona na ziemi, kiedy usłyszała plusk. Gdy błoto rozprysnęło się na jej twarz, zrozumiała, że pojawił się ktoś jeszcze i najpewniej skoczył z dachu kamienicy. Zdobyła się na odwagę, by spojrzeć przed siebie, ale dostrzegła tylko dwie smukłe nogi.

Skoro chcieli się jej pozbyć, równie dobrze mogliby wysłać jedną osobę zamiast trzech.

– Przykro mi – powiedziała przybyła nienaturalnie zachrypniętym głosem.

Zdołała unieść głowę na tyle, by móc dostrzec jej całą sylwetkę. I choć była pewna, że nie ujrzy twarzy nieznajomej, maska w kształcie pyska czarnego wilka przyprawiła ją o dreszcze.

Miała do czynienia z przedstawicielami silnego klanu.

Wpatrywały się w nią całkowicie czarne ślepia, czego nie dało się ot tak zignorować. Nieznajoma okazała się właścicielką najrzadszych łowczych oczu, choć pod względem wyjątkowości miały się one nijak do jej własnych. W końcu to przez nie się tutaj znalazła. Odmieńców takich jak ona nie tolerowano.

MIASTO ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz