52 - Mi ona jest obojetna

2K 180 36
                                    

Sebastian

Ledwo zdążę przekroczyć próg mieszkania, a już słyszę pukanie do drzwi. Idę w ich kierunku, po czym otwieram je, a przed nimi widzę Bartka.

- Siema stary - rzuca, gdy mnie zauważa.

- Siema - odpowiadam i otwieram szerzej drzwi, by go wpuścić.

- Zuza już wyjechała? - pyta idąc za mną do salonu.

- Tak - wzdycham siadając na stołku przy stole - Właśnie wróciłem z lotniska, byłem ją zawieźć. 

- Bardzo to przeżywasz? - siada naprzeciwko mnie.

- Wiesz... nie zobaczę jej rok... jebane trzysta sześćdziesiąt cztery dni - przecieram twarz rękoma - Nie chciałem jej tego mówić, ale cholernie się boję.

- Czego? - szatyn marszczy czoło.

- Czy to przetrwamy - wzdycham - Co jeśli kogoś tam pozna? - przenoszę na niego wzrok, a ten zaczyna się śmiać.

- Nie przesadzasz trochę? Zuza? - unosi brwi do góry - Ona jest ostatnią osobą, którą bym o coś takiego podejrzewał.

- Tak czy inaczej... to cały rok i nie wiem jak tyle czasu bez niej wytrzymam. Nie ma jej zaledwie godzinę, a ja już nie mogę sobie miejsca znaleźć. Cholernie boję się tej pustki w domu. Odkąd z nią jestem, strasznie nie lubię samotności.

- Mam pomysł - szatyn zaciera ręce - Robimy dziś imprezę. W twoim mieszkaniu.

- Co? - przypatruję mu się - Zwariowałeś?

- No weź Seba - przewraca oczami - Nie bądź takim sztywniakiem. Kiedyś impreza, to było twoje drugie imię.

- To będzie wyglądać dziwnie, nie sądzisz?

- Niby czemu?

- Zuza dopiero co wyjechała, a ja już robię imprezę... no przecież to nawet kurwa źle wygląda - zauważam.

- Stary, ona wyjechała robić karierę, a nie umarła - przymyka oczy, a ja wzdycham.

Może i Bartek ma rację. Przeginam? Zuza nie wyjechała na stałe. Co prawda rok to długo, ale damy radę to przetrwać. Jak tylko będzie po premierze mojego albumu, postaram się do niej pojechać.

- Wiem, masz rację - wzdycham przecierając twarz dłońmi - Muszę się po prostu przyzwyczaić.

- Okej. To co z moją propozycją?

- Zgadzam się, zróbmy tę imprezę - skinam głową.

- Noo! - przeciąga i klepie mnie w ramię - Mój ziomek.

- Kogo chcesz zaprosić? - kontynuuję temat.

- Jakieś fajne dupy. Oczywiście ty trzymasz się od nich z daleka, tylko ja mogę zapolować, ty już zapolowałeś na swoją foczkę.

- Jesteś ostro pierdolnięty - parskam śmiechem, a on mi wtóruje.

- Ale przynajmniej przestałeś smęcić jak zbity pies - zauważa, rozkładając ręce z dumnym wyrazem twarzy.

- Dobra, kontynuuj. Kto dalej?

- No na przykład Łukasz, Borek i inni z naszego rocznika, albo kogo tam chcesz - wzrusza ramionami.

- Spoko, ale masz dopilnować jednej rzeczy - stawiam warunek.

- Pewnie. Jakiej?

- Magda ma się tu nie pojawić. Rozumiesz? - skanuję go wzrokiem.

- Masz moje słowo - obiecuje.

- Super, dzięki - przytakuję ruchem głowy -  A jak już jesteśmy przy dziewczynach to... co z Oliwką?

- W sensie? - pyta odpalając papierosa.

- Może przyjść?

- Jak ty sobie to wyobrażasz? Ona z dzieckiem tu przyjdzie? - unosi brwi do góry i zaciąga się dymem.

- No nie... może załatwi jakąś opiekę dla Nikodema. W tygodniu jej mama się nim zajmuje.

- Nie wiem, jak uważasz - wzrusza ramionami - Możesz ją zaprosić, mi jest ona obojętna.

- Całkiem obojętna?

- Całkowicie - zapewnia, po czym wydmuchuje dym.

- Macie w ogóle jakiś kontakt? - pytam wyjmując używkę z paczki i odpalając ją.

- Nie, jakoś mi nie zależy.

- Serio? - marszczę brwi.

- Stary, mineło od chuja czasu - wzdycha - Przeszło mi, po prostu. Nie obchodzi mnie jej życie.

- Jasne, rozumiem - poruszam jednokrotnie brwiami do góry i zaciągam się używką.

- Dobra, lecę na chatę. Zrobię konwersacje na fb z wybranymi osobami i poproszę, żeby potwierdziły swoją obecność. Do wieczora, stary.

- Siema - zbijamy pionę, po czym szatyn opuszcza mój dom.

×××

Zebrało się naprawdę dużo ludzi. Pierwszy raz robię jakąkolwiek imprezę w tym domu. To jak chrzest lub parapetówka spóźniona.

- Czemu nie tańczysz? - pytam opierając się plecami o szafkę obok Oliwki, po czym biorę łyk drinka.

- Jakoś nie mam ochoty - wzrusza ramionami.

- Wszystko okej? - marszczę czoło i przyglądam jej się.

- Mhm - odpowiada tak cicho, że ledwo słyszę ją przez głośną muzykę.

- Chyba jednak nie do końca - zauważam - O co chodzi?

- Um, o nic...

- Oliwia - wzdycham i odwracam się do niej przodem - Masz mnie za debila?

- Nie - wzdycha.

- To o co chodzi?

- O Bartka - przyznaje - Dziwnie się czuję patrząc jak tańczy z innymi dziewczynami i je podrywa.

Przygryzam wargę i przyglądam jej się. Trochę mi jej szkoda, nie powiem, że nie. Melanż trochę poniósł ją w życiu, nie da się ukryć. Straciła chłopaka, który ją kochał i traktował jak oczko w głowie, i została sama z dzieckiem. Z drugiej strony... trzeba przyznać, że sama sobie jest winna.

- Spróbuj to ignorować - odzywam się.

- Jak? - parska - Sebastian, ja dalej go kocham - wyznaje - Wiem, mineło dużo czasu, rok ponad... ale ja nie potrafię przestać go kochać.

- Ja to rozumiem.

- Naprawdę? - przenosi na mnie wzrok, a ja skinam głową - Możesz coś dla mnie zrobić?

- A co konkretnie? - przyglądam jej się.

- Głupio mi o to prosić, ale... - przerywa bawiąc się swoimi palcami.

- Nie krępuj się, spokojnie - uspokajam ją - Po prostu powiedz.

- Porozmawiasz z nim? Żeby chociaż wyczuć grunt i jakoś go namówić na spotkanie ze mną... proszę.

Wpatruję się chwilę bez słowa w niebieskowłosą i przypominam sobie co dzisiaj na jej temat mówił Krupa.

- Okej - mimo wszystko zgadzam się, aby nie robić jej przykrości.

- Dziękuję - uśmiecha się do mnie szczerze.

- Nie ma za co - odwzajemniam uśmiech - Wracamy do reszty? - pytam, a ona skina głową, po czym kierujemy się do salonu.

CRY BABY / WHITE 2115 [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz