Prosto w serce

1.9K 74 65
                                    

🔥Feniks🔥

Oddycham głęboko, otwierając oczy. Patrzę w dół po sobie i jedyne, co widzę to to, że się udało. Uwalniam się pasków i zeskakuję z łóżka lekarskiego. Nastawiam sobie nadgarstek, który sama złamałam i poprawiam ciuchy. Czuję się całkiem nieźle. Na pewno lepiej niż w poprzednim ciele. Teraz osiągnęłam sukces.

— Od razu lepiej — wzdycham głęboko, spoglądając na Nogitsune czyszczącego zakrwawiony sztylet. — Jesteśmy gotowi.

— Najpierw pozbądź się tego — nakazuje, wskazując na moje poprzednie ciało.

— Wiem. To do dzieła.

— Robisz to sama — odrzeka nagle, a ja zastygam w miejscu.

— Mieliśmy działać razem.

— Robimy to — wyjaśnia, podchodząc do mnie i wpatruje się tymi pustymi oczami. — Pomogłem ci z Rosalie, a teraz ty pomożesz mi.

— Praca w grupie. Łapię. — Ściągam z siebie kurtkę i rzucam ją na podłogę. — Co mam zrobić?

— Zajmij się Scottem McCallem i innymi, którzy mogą mi przeszkodzić w znalezieniu ogonów Noshiko.

Kiwam głową, a on wychodzi z pomieszczenia tylnym wyjściem. Ja wzdycham od niechcenia i rozbieram się z tych zakrwawionych ubrań i zakładam te poprzednie. Patrzę na chwilę w pęknięte lustro, rozmyślając o ścięciu włosów. Dobrze wiem, że ta suka Rosalie by tego nie zrobiła, więc muszę jakoś przeżyć z takim wyglądem.

Pozbywam się ciała jedynym logicznym sposobem. Wzniecam ogień w dłoni i wymierzam go w dół. To zapewni mi świadomość, że nikt nie zacznie spekulować, iż Rosalie nie żyje, jak i to, że zostanę w jej ciele na zawsze, gdyż nie będę miała gdzie wrócić. Z szyderczym uśmiechem na twarzy, patrzę na ten piękny ogień, który oświeca mi drogę do wyjścia.

Jako, że jestem z Rosalie prawie od zawsze, dobrze wiem, gdzie kto mieszka. Przemierzam drogi Beacon Hills z niewiarygodną szybkością, nie martwiąc się o to, czy ktoś mnie tu zobaczy. Jestem przecież najstarszym feniksem; kto może mi cokolwiek zrobić. Dobrze jest znowu czuć tą władzę i kompletną wolność.

Po paru minutach docieram pod dom tej całej Yukimury. Wzruszam ramionami i wchodzę jak do siebie. Szczerze to nie wiem, ile razy Rosalie tu była, ale czy mnie to obchodzi? Odpowiedź brzmi: nie. Moim zadaniem jest zająć czymś tą całą ich paczkę, żeby przypadkiem nikomu nie zachciało się szukać Stilesa.

— Hej, gołąbeczki — witam się przesłodko, udając Rosalie. Opieram się o framugę, a Scott i Kira na mnie spoglądają ze zdziwieniem. — Wróciłam!

— Ta, widać — mamrocze Scott, wstając z łóżka i podchodzi bliżej mnie. Uśmiecham się do niego szeroko. — Miałaś tam być tydzień.

— Dwa dni, czy tydzień. Nie widzę różnicy — stwierdzam nonszalancko, wchodząc do środka i puszczam oczko do dziewczyny. — Przeglądacie rodzinne albumy? Fajnie.

— Rose-

— Zadzwońcie po Lydię, Allison i innych. Zrobimy sobie przyjęcie pod tytułem „Rose wróciła z wariatkowa" — proponuję wesoło, siadając obok Kiry. Scott patrzy na mnie z niepewnością, co oznacza, że nie udaje mi się to całe przedstawienie. — Nie?

— Nie — kwituje McCall, a ja kiwam głową, specjalnie tracąc rezon. — Kira, możesz na chwilkę wyjść?

Dziewczyna się zgadza i opuszcza pokój. Zerkam na Scotta, kiedy tylko drzwi się zamykają. Mierzę go wzrokiem od dołu do góry i oblizuję lekko usta. Chłopak robi zdegustowaną minę, a ja prycham lekko pod nosem. Zakłada ręce na piersi, podchodząc na kilka kroków bliżej.

welcome to beacon hills ☾ teen wolfOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz