Feniks

1.1K 78 13
                                    

W ciągu ostatnich dwóch tygodni nie działo się nic ciekawego. Poza ciemnością w sercu i okazyjnymi koszmarami, wszystko było w miarę dobrze. Może moje samopoczucie jest gorsze, nie śmieję się tak często. Nauka idzie mi całkiem nieźle, ale jednak te poświecenie się za Victorię dało mi w kość. Czasami mam wrażenie, że wariuję.

Gotowa do szkoły, przeglądam się w lustrze. Nie zwracam zbytnio na siebie uwagi przez pierwsze parę sekund, bo odpisuję na SMS'a od Sonii. Potem wsuwam telefon do kieszeni białych jeansów, poprawiając zaraz koszulkę z kwiecistym wzorem. Pomrukując losową melodię pod nosem, zakładam na nadgarstek bransoletkę od Stilesa. Wsuwam na stopy trampki i patrzę na siebie uważnie.

Staram się zachować spokój, kiedy w odbiciu widzę Feniksa większego od mojej głowy, siedzącego na moim ramieniu. Przełykając ślinę, przenoszę wzrok na swoje ramię, a tam nic nie ma. Ponownie zerkam na odbicie, a ptak łypie na mnie okiem. Oddycham niespokojnie, bo niepokoi mnie fakt, że to się dzieje. Staram się go dotknąć, wciąż wbijając wzrok w swoje odbicie, ale wtedy Feniks chce mnie zaatakować.

— Tak pogrywamy? — pytam ze złością, wzniecając ogień w dłoni.

Zanim zdążam zrobić mu krzywdę, on wydaje z siebie strasznie wysoki i piskliwy dźwięk. Zakrywam uszy w bólu, odchodząc prędko od lustra. Szybkim ruchem zgarniam plecak i niechlujnie opuszczam pokój, a dźwięk ustaje. Dłonie mi się trzęsą, ale staram się to zignorować, bo to przecież nic takiego.

— Bez śniadania? — pyta mama, wychylając się zza framugi kuchni. Rzucam jej szybkie spojrzenie, zabierając kluczyki z szafki.

— Nie jestem głodna — przyznaję szczerze, wybiegając z domu.

Wsiadam do Pickupa, wrzucając plecak na miejsce pasażera. Ustawiam sobie lusterka, bo Victoria używała wcześniej auta. Bez zbędnych ceregieli ruszam przed siebie, zdenerwowana. Od czasu do czasu spoglądam w lusterka, za każdym razem widząc Feniksa na moim ramieniu. Zaciskam mocno szczęki, udając, że wcale go tam nie ma. Wbijam wzrok w drogę do szkoły.

Docieram na miejsce, parkując auto. Zakładam plecak i chcę już wychodzić, ale wtedy dostrzegam dwa wypalone miejsca na kierownicy. Jakby się tak przyjrzeć, to są nawet niewielkie wgniecenia. Wzdycham głęboko, ponownie ignorując to wszystko i wyskakuję z auta. Udaję się na szkolne podwórko, gdzie mam się spotkać z Sonią.

Silę się na uśmiech, choć on zaraz znika. Spoglądam na swój cień, który dosłownie przypomina płonącego Feniksa. W panice przyśpieszam kroku, jakby ucieknięcie dla własnego cienia było możliwe. Spontanicznie zaczynam szukać miejsca, gdzie nie ma słońca. Nie patrzę pod nogi, aż w końcu czyjeś ramiona mnie zatrzymują.

— Wyglądałaś jak czysta wariatka — komentuje Sonia, patrząc w moje oczy.

— Chyba serio wariuję — dyszę, spoglądając na Allison i Lydię. — Przysięgam, od rana wszędzie widzę Feniksy, to nie jest zabawne.

— Scottowi i Stilesowi chyba dzieje się coś podobnego — zauważa Ally, wychylając się w drugą stronę, a Scotty faktycznie ucieka przed własnym cieniem i wpada na przyjaciela. — To mamy problem.

— To wszystko dzieje się dla waszej trójki — mówi Lydia, kiedy chłopcy nas zauważają i podchodzą bliżej.

Potem wszyscy idziemy do szkoły, spotykając przy okazji Felixa po drodze. Lydia otwiera szeroko drzwi wejściowe, a ja czuję się strasznie niespokojnie. Feniks mnie wykończy dziś, zobaczycie.

— W końcu to nie ja jestem dyżurną wariatką — odzywa się radośnie rudowłosa.

— Nie zwariowaliśmy — zaprzeczam.

welcome to beacon hills ☾ teen wolfOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz