Sprawa życia i śmierci

946 85 12
                                    

Winda rusza, po czym staje z zupełnie niewiadomego powodu. Przecieram oczy, szybko się podnosząc. Gdy drzwi się rozchylają, moje dłonie zaczynają płonąć. Dobrze znowu czuć to ciepło i siłę. Moja udawana pewność siebie niknie, kiedy dostrzegam Luke'a, Kali i Deucaliona. Rozglądają się oni po wnętrzu windy, a ja obmyślam już plan ucieczki.

— Gdzie jest Jennifer? — pyta facet, a ja zwyczajnie wzruszam ramionami. Nadal nie weszli do środka, co może mi się na coś przydać. — Oj, Rosalie.

— Ona kłamie, jestem pewna — zaprzecza kobieta, a ja chowam ręce za plecami. Przedstawienie czas zacząć.

Szybkim ruchem klikam przycisk na poprzednie piętro, a zanim oni zdążają wkroczyć do mnie, wystawiam wyprostowane ręce przed siebie. Wystrzelają z nich dwie długie promienie ognia, które odrzucają wilkołaki na środek holu. Patrzę na to wszystko z podziwem, widząc, jak ich ciała lekko się fajczą.

— Ja pierdziele! — piszczę, oglądając swoje dłonie z każdej strony, kiedy drzwi się domykają, a winda znowu podjeżdża na odpowiednie piętro.

Zauważam, że prąd padł już wszędzie. Staram się wyczuć zapach któregoś z moich przyjaciół, aż w końcu wyczuwam Alice. Szybko podbiegam do jednej z sal, a wszystkie spojrzenia padają na mnie. Zamykam za sobą prędko drzwi, bo wyczuwam jeszcze gdzieś bliźniaków. Opieram się o nie chwilkę, biorąc głębokie wdechy. Cora leży nieprzytomna, a reszta jest strasznie zaniepokojona.

— Gdzie Victoria? — odzywa się moja siostra. Przełykam tylko ślinę, nic nie mówię. — Rose! Gdzie Victoria?

— Walczy z Aidenem i Ethanem pewnie — wypowiadam jedno wielkie kłamstwo, podchodząc do nich wszystkich.

— Co z panią Blake? — zagaduje Stiles, patrząc na mnie. Znowu siedzę cicho, szukając sprzętów, które mogłyby pomóc w utrzymywaniu przy życiu Corę. Wtedy jednak chłopak dotyka mojego ramienia, przekręcając mnie ku sobie. Odważam się mu spojrzeć prosto w oczy. — Co to znaczy?

— Uciekła — odpowiadam szybko, a wyraz twarzy Stilinskiego wcale się nie polepsza.

— Tak po prostu? — wkurza się, a Scott patrzy wciąż na mnie. Z resztą tak jak każdy w tym pomieszczeniu. — Świetnie, dobra robota.

— Przestań, Stiles — ucisza go Derek, po czym chłopak do niego podchodzi.

— Teraz mi mówisz, co mam robić? — rzuca się do niego syn szeryfa, gdy zbliżam się do McCalla. — Podczas gdy twoja psychotyczna dziewczyna, seryjna morderczyni — już druga, tak przy okazji — trzyma gdzieś tam mojego tatę, związanego, czekającego by zostać złożonym w ofierze?

— Jennifer porwała Victorię — wypalam nagle ze łzami w oczach, a Stiles znowu na mnie spogląda. Alice patrzy w zupełną nicość, po czym robi kilka kroków i wtula się we mnie. Obejmuję ją lekko, łącząc niechcący spojrzenia z Peterem.

— Dopiero co ją poznałem — stwierdza obojętnie, a Scott posyła mu groźnie spojrzenie. — Dobra, dobra.

— Wszyscy się uspokójcie — odzywa się w końcu mądrze McCall, kiedy Alice nareszcie się ode mnie odkleja. Uśmiecham się do niej nieco smutno, gdyż tylko na to mnie stać. — Bliźniacy mogą gdzieś tam nadal być.

— I oni jej chcą, prawda? — zauważa nadal wkurzony Stiles. — Co oznacza, że my również jej nie mamy, więc mój tata, Victoria i Cora są martwi!

— Jeszcze nie — zaprzecza spokojnie Scotty, podchodząc do Petera, schylającego się nad nieprzytomną dziewczyną. — Ona naprawdę umiera?

— Zdecydowanie nie ma żadnej poprawy.

— Musimy jej jakoś pomóc.

— Mam pomysł — oświadczam nagle, przypominając sobie coś. Peter zerka na mnie z boku, a ja mrugam parę razy powiekami, uwalniając jedną z łez. — Warte spróbowania.

welcome to beacon hills ☾ teen wolfOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz