Wydostaję się z mrocznego lasu w ostatniej chwili, ale nie zwalniam biegu. Pędzę pod sam dom, kiedy jest już całkiem ciemno. Spokojnie dotykam chłodnej klamki od drzwi, która mi ustępuje i drzwi się otwierają. Tego to się nie spodziewałam. Myślałam, że się wyrobię przed przyjściem Alice, a tu proszę. Siostrzyczka w domu, a razem z nią kupa kłopotów.
- Rosalie? - słyszę jej głos i momentalnie panikuję. Serce daje o sobie znać i nie ma zamiaru zwolnić tępa bicia. Nawet już nie słyszy moich wewnętrznych nawoływań.
- Hej, Alice - staram się brzmieć normalnie, lecz głos mi się nadal trzęsie. Nie mogę się uspokoić. - Co tam u ciebie?
- Gdzie byłaś? - pyta sztywno, kiedy wygląda zza framugi, mierząc mnie wzrokiem. Uśmiecham się krzywo i zdejmuję brudne buty.
- No wiesz, mówiłam ci, że w lesie.
- Wyglądasz, jakbyś się biła z gównem - stwierdza szczerze (rzadko używa takich słów) , a ja spoglądam w dół na swoje ciuchy. Faktycznie, jestem cała brudna w ziemi i błocie, a nawet jakiś patyk się znajduje.
- Zaliczyłam parę potyczek, no wiesz. Te korzenie i kamienie - wyjaśniam nerwowo i strzepuję sobie liścia z włosów. Jak on się tu dostał?
- Zbladłaś trochę, Rosalie - zauważa ze ściągniętymi brwiami, a ja kręcę głową i się rozbieram.
- Przesadzasz już, Alice. - Macham do niej wymijająco i pomału ruszam na górę. Boże, jaka ja jestem głupia. Ratujcie ludzie, ratujcie.
Idę prosto do łazienki. Jestem okropnie brudna, i spocona ze stresu. Marzę tylko o orzeźwiającym prysznicu, zatem rzucam ciuchy do kosza na pranie i wskakuję do środka. Gorąca woda koi moje spięte mięśnie i moczy włosy. Spływa ze mnie trochę brudnej cieczy, ale tego się spodziewałam. Takiej przygody w lesie to dawno nie miałam.
Gdyby tylko woda mogła oczyścić mnie z grzechów i milionów kłamstw.
Ubieram się w piżamy i myję zęby. Kremuję sobie twarz i wycieram włosy w ręcznik, po czym lekko je przeczesuję. Zostawiam je w taki sposób i zmęczonym krokiem udaję się do sypialni, gdzie czeka na mnie moje kochane łóżko. Chce mi się okropnie spać, ale nie odpuszczę sobie pisania w pamiętniku. Nie tym razem. To, co się dzisiaj wydarzyło, trzeba zapisać.
Siadam wygodnie w mojej pościeli i zapalam lampkę. Biorę mój pamiętnik i opisuję dzisiejszy dzień. Wszystko, co do szczegółu, aż dochodzę do najgorszego momentu. Las.
Tajemnicza postać z kłami i zwierzęcymi rysami twarzy z pojawiła się przede mną. Do Halloween jeszcze trochę czasu zostało, moi drodzy. Nie czas na przebieranki i ataki serca w lasach Beacon Hills. Ludzie mają dziwne pomysły.
🌹
- Jak się spało? - pyta się mnie siostra, kiedy schodzę na dół. Mam na sobie rurki w kolorze burgundowym, białą koszulkę na ramiączkach, która się lekko poszerza na dole, a na niej skórzaną, czarną kurtkę. Włosy, jak zwykle luźno puszczone i na palcu mój pierścionek.
- Parę koszmarów, ale było okay - odpowiadam i pochłaniam jedną z kanapek, które leżą na stole w kuchni. - A tobie?
- Wyśmienicie, a tak w ogóle to, co dziś porabiasz?
- Alice, jest siódma rano, a ty mnie się pytasz, co ja dziś chcę robić? - prycham ze śmiechem i zakładam plecak.
- Pomyślałam, że mogłybyśmy się przejść na posterunek, no wiesz, pogadać z szeryfem i poznać nowych mieszkańców - proponuje mi z uśmiechem, a ja się lekko krzywię. Nie uśmiecha mi się iść w miasto.
CZYTASZ
welcome to beacon hills ☾ teen wolf
Fanfiction[don't trust the moon. she's always changing] Przekraczanie barier zawsze było trudne dla Rose. Jako nieśmiała osoba ukrywała się w bezpiecznym miejscu i nie wychylała nosa poza próg domu. Bała się rozmawiać z innymi, bo nie chciała się pogrążać, al...