- Więc jednak lubisz Stilesa - zagaduje mnie siostra przed wyjściem z domu. Obie mamy na sobie czarne sukienki. Spoglądam na nią z lekkim uśmiechem, kiedy przegląda się w lustrze w przedpokoju.
- Dogadaliśmy się w końcu - odpowiadam krótko i zawieszam torebkę na ramieniu. Z każdą minutą czuję się coraz gorzej, bo wiem, że na cmentarzu będzie okropnie. - Chyba już czas, prawda?
- Wychodzimy dokładnie teraz - informuje Alice i opuszczamy dom. Wsiadamy do naszego czerwonego złomu i jedziemy na miejsce.
- Dlaczego my w ogóle musimy jechać? - wzdycham ciężko, gdy jesteśmy w połowie drogi.
- Tradycja to tradycja. Utrzymujemy ją od ośmiu lat.
- Naprostujmy pewne rzeczy. To ty ją utrzymujesz, a ja nigdy w tym nie uczestniczyłam. To nie tradycja, tylko jakiś głupi wymysł rodziny od strony taty - stwierdzam i wbijam wzrok w boczną szybę. Już czuję narastający gniew Alice.
- Musisz się z tym pogodzić, a poza tym to nie jest tak źle. Będzie miło. Masz szesnaście lat i już na ciebie czas.
- Czyli to ma jakieś ograniczenie wiekowe? - prycham cicho. Jestem w strasznie złym humorze. Dziś się tyle wydarzyło, a teraz jeszcze te spotkanie. Nie wytrzymam.
- Więcej szacunku. Wymyślił to twój kochany dziadek - wyjaśnia, a mną to nawet nie rusza. To wszystko jakaś bzdura albo stałam się jakaś strasznie drażliwa od dzisiejszego poranka. - Jesteśmy na miejscu.
- Mam oczy, Alice - przypominam jej i szybko wysiadam z auta. Trzaskam drzwiami, spoglądając na wielki cmentarz. Jest teraz całkiem opustoszały, co może i wyjdzie na lepsze. Wyciągam telefon, żeby coś sprawdzić, kiedy podchodzi do mnie Alice.
- Wyłącz - rozkazuje, a ja zerkam na nią, zmieszana. - Wyłącz komórkę.
- Czemu?
- Rób, co ci mówię - kończy rozmowę, a ja tępo przytrzymuję przycisk telefonu i patrzę, jak ekran się pomału wygasza. - Idziemy.
Przyglądam się Alice z niedowierzaniem, bo nigdy się tak nie zachowywała. Jest jeszcze bardziej wychowana niż wcześniej. Coś jest w niej innego. Niby nie jest to dla niej normalne zachowanie, ale widać, że czuje się w nim całkiem swobodnie. Idzie wyprostowana z uniesioną dumnie głową, poprawiając naszyjnik ojca. Przychodzi jej to wszystko tak naturalnie.
- Masz się zachowywać, rozumiesz? - ostrzega mnie, zanim wchodzimy na teren cmentarza. - Nie chcemy się przecież się przed nimi upokorzyć.
- Jasne - bąkam pod nosem i prawie naśladuję Alice w ruchach, chociaż znam wszystko na pamięć.
Po chwili odnajdujemy grób naszych rodziców, a przy nim trzech ludzi ubranych na czarno. Dwie z nich to kobiety. Podchodzimy bliżej, a facet odwraca się w naszą stronę. Widać, że ma już siwe włosy. Na pierwszy rzut oka go nie poznaję, lecz potem sobie przypominam, że to mój dziadek Devin, a obok niego stoi jego żona. Nadal nie rozpoznaję trzeciej osoby.
CZYTASZ
welcome to beacon hills ☾ teen wolf
Fanfiction[don't trust the moon. she's always changing] Przekraczanie barier zawsze było trudne dla Rose. Jako nieśmiała osoba ukrywała się w bezpiecznym miejscu i nie wychylała nosa poza próg domu. Bała się rozmawiać z innymi, bo nie chciała się pogrążać, al...