- Rose! - budzi mnie czyjś krzyk. Za co? Powiedzcie mi, za jakie grzechy?
- Tak? - jęczę i siadam powoli na łóżku. Przecieram oczy i widzę w progu Scotta i Stilesa. Co oni tu robią?
- Możemy wejść? - pyta Scott.
- I tak już jesteście w środku, więc nie robi mi to różnicy - śmieję się lekko i macham do nich zachęcająco ręką, a oni niemal wbiegają do środka i zasiadają na krzesłach.
- Musimy pogadać - oznajmia McCall, a ja niemrawo spoglądam na zegar. Jest około czternastej. Czuję się nawet dobrze, o dziwo.
- O czym? - zapytuję od niechcenia. Nie lubię jak ktoś mnie budzi. No nie lubię. Scott patrzy na przyjaciela, próbując się jakoś porozumieć. McCall trąca mocno Stilesa łokciem, aż ten się skręca z bólu i zaczyna mówić.
- Zdarzyło się ostatnio coś dziwnego? - wykrztusza z siebie i się prostuje na krześle. Ściągam brwi i poprawiam włosy, myśląc nad odpowiedzią.
- Co na przykład? - pytam, a Stilinski nachyla się nad kumplem.
- Ona dalej jest na haju? - szepcze do niego, a ja prycham słabym śmiechem.
- Słyszałam to i nie, nie jestem na haju. Już dawno mi przeszło, a i przepraszam jak wtedy gadałam same głupoty. Nie pamiętam połowy z tego, co się działo.
- Okay, okay - naburmusza się chłopak i odsuwa od Scotta. Unoszę lekko kącik ust.
- No to jak? Coś się działo dziwnego? - kontynuuje temat McCall. Przecieram twarz i wzdycham ciężko.
- Nie - kłamię, a oni wyglądają na zawiedzionych. Nie wiem co ich tak martwi, ale ja nie widzę w tym nic dziwnego. - A czemu pytacie?
- Bez powodu - kończy temat Scott, a Stiles patrzy na niego z wyrzutem. McCall wzrusza tylko ramionami, a sytuacja staje się nieco niezręczna. Spoglądam na nich ze zdziwieniem.
- Bez-bez powodu? Serio, Scott? - wkurza się syn szeryfa.
- Skoro powiedziała, że nic się nie działo, to w porządku, no nie? - W tym zdaniu kryje się nieco niepewności.
- Stary, ona ma hipotermię w środku lutego. Wytłumacz mi to, a dam ci dziesięć nagród Nobla. - Punkt dla ciebie, Stilinski, ale nie tylko ty nad tym główkujesz.
- Ja nadal tu jestem - przypominam im grzecznie w trakcie ich dziwnej rozmowy. Ignroują mnie.
- Nie wiem, Stiles. Może ty to jakoś objaśnij, geniuszu - odbija McCall.
- Moim zdaniem, Felix to czyste zło - stwierdza nagle Stiles i jest przy tym całkiem poważny. Mierzę go nieobecnym wzrokiem i potrząsam energicznie głową.
- Czemu niby? - prycham po chwili, a Stilinski otwiera usta i czeka na zbawienie.
- Nie przekonałem się do niego przez te wszystkie lata - naburmusza się, a Scott się z niego śmieje. Ściągam brwi w zastanowieniu.
- Kim tak w ogóle jest Felix Collins? - pytam i spoglądam na chłopaków.
- Znam go nawet nieźle - odpowiada Scott, a ja przenoszę wzrok na niego. - Jego rodzice go porzucili, z tego co wiem. Mieszka z ciocią i kimś jeszcze. Powiem, że nie jest aż taki zły. Całkiem sympatyczny i na pewno nie groźny.
- To i tak nie jest za wiele - uznaję i spuszczam głowę w dół.
Nie to, że ja się boję Felix'a, bo nie. Chciałabym po prostu się dowiedzieć co nieco o nim. Czułabym się bezpieczniej z garstką wiadomości, ale niestety mam ich bardzo mało, co nie zwiększa mojego zaufania do niego. Jest trochę ciężko, że Collins jest taki, a nie inny i nie powie o sobie nic ciekawego. Wolał wiedzieć wszystko o mnie, a może ta cholera już wie wszystko.
CZYTASZ
welcome to beacon hills ☾ teen wolf
Fanfiction[don't trust the moon. she's always changing] Przekraczanie barier zawsze było trudne dla Rose. Jako nieśmiała osoba ukrywała się w bezpiecznym miejscu i nie wychylała nosa poza próg domu. Bała się rozmawiać z innymi, bo nie chciała się pogrążać, al...