Prawdziwa historia

979 76 3
                                    

Budzę się z krzykiem i z ogromnym płaczem. Szamoczę się w łóżku, zgniatając pościel w pięściach. Nabieram dużą porcję powietrza, szlochając coraz bardziej. Podnoszę się w nadziei, że znowu zobaczę Stilesa przy oknie, nakładającego skarpetki. Łzy lecą mi jeszcze bardziej z oczu, kiedy nie ma go w pokoju.

— Stiles! — wydzieram się z całej siły. Stoję już na nogach. — Stiles?!

— Rose, co się dzieje? — dochodzi do mnie jego głos, kiedy wbiega do środka po otworzeniu drzwi.

Płacząc przeraźliwe, wtulam się w niego mocno, a on przyciska mnie jeszcze bardziej do siebie. Pociera dłońmi moje plecy, szepcząc mi cicho do ucha, żebym spokojnie oddychała. Zaciskam palce na jego koszuli w kratę, wdychając jego słodki zapach. Wyrównuję oddech, będąc w stanie już spojrzeć w jego twarz, choć nadal nie puszczam jego talii.

— Miałam sen tak okropny, że masakra — dyszę, kręcąc głową. Stiles głaszcze mnie po głowie, wycierając dłonią moje łzy. — Najpierw moja siostra mnie zabijała, bo nie chciałam ciebie zabić. Cierpiałam tak bardzo, aż w końcu coś wzięło górę i spaliłam cię żywcem. To wszystko było tak realistyczne, nawet teraz się boję, że to może być sen.

— Spokojnie, spójrz na swoje ręce — doradza mi, a ja niepewnie oglądam je z daleka. — Jeśli masz wszystkie palce, to znaczy że nie śnisz. Jeśli masz jeden dodatkowy lub więcej, znaczy że śnisz.

— Wszystko jest w normie — stwierdzam, po policzeniu palców. — Dzięki Bogu, że to już koniec.

— Przestraszyłaś mnie w cholerę — mówi, ujmując moją twarz w dłonie. — Idziemy zjeść śniadanie?

— Ale idziemy oboje, teraz. Nigdy osobno — postanawiam, a on kiwa głową i sięga po moją rękę.

Kiedy wychodzimy z pokoju, napotykam na Alice. Momentalnie staję w miejscu, kiedy widzę ją w tych samych ubraniach, co we śnie. Ona za to patrzy na mnie ze zdziwieniem, mierząc mnie od góry do dołu.

— A tobie co?

— Zabiłaś mnie jakieś osiemdziesiąt razy w moim śnie. Nie oceniaj mnie.

— Widzę, że narobiłam ci stracha — mówi z udawanym podziwem, chowając się w łazience.

Spoglądam na Stilesa z ulgą, kiedy schodzimy na dół po schodach. Z nim czuję się bezpiecznie. Tak jak wszystko powinno być. Udajemy się oboje do kuchni, gdzie razem zaczynamy robić naleśniki. Okazuje się, że Stiles jest lepszym kucharzem ode mnie, ale we dwójkę radzimy sobie idealnie. Brudzimy się przy okazji bitą śmietaną, która powinna być na naleśnikach.

— Powinniśmy częściej robić razem jedzenie — stwierdza chłopak z pełną buzią.

— Zgadzam się — mówię ze śmiechem, popijając mleko. — Wiesz, to wszystko wydaje się takie nierealne. Nie wierzę w to, że jesteś tu ze mną. Po takim czasie jesteśmy razem. To jest niewyobrażalne.

— Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że cię mam — mówi z uśmiechem, dotykając mojej dłoni. — Wydaje mi się, że za długo byliśmy nieszczęśliwi i zwyczajnie nie możemy uwierzyć, że chociaż raz nam się coś udało.

— Więc bądźmy szczęśliwi.

— Wow, co tu się wyrabia — odzywa się nagle Victoria, wychylając się zza framugi. Spoglądamy na nią, kiedy wchodzi do środka. — Czyli wy już oficjalnie jesteście razem?

— Raczej tak — odpowiadamy równocześnie, a ona podbiera mi kawałek naleśnika.

— No to wytrwałości życzę.

welcome to beacon hills ☾ teen wolfOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz