Prawy sierpowy

1K 82 17
                                    

Miły, szkolny poranek, a tu proszę. Ktoś już coś ode mnie chce.

— To była kolejna ludzka ofiara, no nie? — pyta mnie Victoria, która podjechała pod szkołę na mojej przerwie.

— Tak, ale przecież nadal nie wiemy, jak nazywa się kolejna grupa — potwierdzam, dostrzegając Stilesa rozmawiającego z ojcem.

— Pamiętasz, żeby zakraść się do gabinetu Chrisa, prawda? — przypomina mi, a ja jęczę cicho.

— Czemu ja? — wzdycham, poprawiając plecak.

— Będę zajęta cały dzień, więc to robota idealna dla ciebie — stwierdza z lekkim uśmiechem, gdy potem wywracam przesadnie oczami. — Nie wygłupiaj się, tylko współpracuj.

— Wiem, wiem — przytakuję, zawieszając wzrok na Sonii, machającej do mnie przyjaźnie. Ma dla mnie kawę, jak miło. Wie, co uwielbiam. — A teraz idź, bo narobisz mi siary.

— Tylko pamiętaj — mówi, kiedy wypycham ją do przodu. Zmierzam szybko do blondynki, a Victoria zaraz wsiada do swojego auta.

— Proszę bardzo — odzywa się dziewczyna, wręczając mi ciepły napój. Szczerzę się do niej, upijając duży łyk kofeiny, na co ona wytrzeszcza oczy. — Poparzysz sobie język, idiotko.

— Nie przesadzaj — zapewniam ją, oblizując usta. Biorę jeszcze kilka łyków, bo serio potrzebuję jakiegokolwiek pobudzenia. Sonia mierzy mnie wzrokiem, co mnie śmieszy.

— Dobra, nie wnikam — uznaje, prowadząc nas do szkoły. Teraz będziemy mieć razem lekcje. — Albo może wniknę. Nie spałaś za dobrze, co nie?

— Może — odrzekam, kończąc szybko napój. Wrzucam pusty kubeczek do śmietnika i biorę książki z szafki. Gdy zamykam drzwiczki, Sonia patrzy na mnie podejrzliwie. — No co?

— Słyszałam, że zginęła jakaś babka z posterunku. Znaleźli ją na znaku szkoły — mówi, kompletnie schodząc z tematu.

— Tak, straszna rzecz — wzdycham, widząc chłopaka Sonii. Wbijam w niego wzrok, a dziewczyna obraca się w jego stronę. Witają się słodkim pocałunkiem, po czym blondynka ciągnie mnie w stronę klasy. Dziwnie się jakoś zachowuje. Jakby coś podejrzewała. — Spokojnie, jeszcze nie było dzwonka.

— Wiem, po prostu chcę już stać przy klasie — powiadamia mnie z uśmiechem, rozglądając się jeszcze po korytarzu. — Nie ma Allison?

— Wolała zostać w domu — odpowiadam, a zaraz rozbrzmiewa dzwonek.

Zatykam mocno uszy, bo coś mi ostatnio słuch szwankuje. Wyostrza się bez ostrzeżenia. Lake rzuca mi zdziwione spojrzenie, śmiejąc się pod nosem.

— Dobra z ciebie aktorka — uznaje, wchodząc do środka. Wzdycham głęboko, ruszając po chwili za nią.

Przy wejściu wpadam na kogoś. Zerkam niepewnie wyżej, a tam widzę Stilesa. Wpuszcza mnie on niezręcznie pierwszą do sali, a ja siadam jak najszybciej w ławce przed Sonią. Stilinski zajmuje miejsce obok, na co zwracam niezbyt dużą uwagę. Zaczynam automatycznie coś bazgrolić, żeby się czymś zająć, zanim przyjdzie nauczycielka. Słyszę jeszcze głos Scotta i Lydii. Wszyscy razem, oczywiście. Jak mogłoby być inaczej.

— Idiomy, analogie, metafory i porównania. To wszystkie środki stylistyczne, których używa autor, żeby opowiedzieć historię — odzywa się pani Blake, lecz nie przenoszę na nią wzroku. Powiem, że nie przypadła mi ta kobieta do gustu, a moje oceny z jej przedmiotu nie są wcale takie złe. Nauczycielka staje przy ławce Lydii. — Lydia, nie wiedziałam, że masz tyle ukrytych talentów.

welcome to beacon hills ☾ teen wolfOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz