Chwyć moją dłoń

1K 100 7
                                    

Powoli otwieram oczy. Otacza mnie ciemność, do której się jeszcze nie zdążyłam przyzwyczaić. Pierwsze próby poruszenia się, potwierdzają, że jestem przywiązana na wszystkie możliwe sposoby do krzesła. Oddycham z trudem, jak podczas ataku lęku, czy paniki. Szarpię się, ile mogę, ale to wszystko na nic. Czuje się o połowę słabsza. Jest mi przeokropnie zimno i wcale nie potrafię rozerwać sznurów, którymi jestem związana.

Co do cholery, ja się pytam?

— Niemożliwe — komentuje w zachwycie pani Blake, przystawiając mi pod nos biały kwiat. Nieświadomie go wącham i tego zaraz żałuję. Ciepło znika jeszcze bardziej z mojego ciała, a w żyłach przestaje buzować mi krew. Moje oczy dostrzegają w końcu twarz nauczycielki. — Pierwszy raz spotykam Feniksa. Niesamowite.

— Wypuść mnie — wyduszam drżącym głosem, a ona wtyka mi ten kwiat za koszulkę, tak żebym cały czas czuła jego słodką woń. Skrzywiam się nieco, pomału słabnąc. — Błagam.

— Spodziewałam się dzisiaj tylko jednej dziewczyny w tej klasie, a się okazuje, że będą dwie — ignoruje moje prośby, zasiadając na ławce. Przygląda mi się z fascynacją, co mnie przeraża coraz bardziej. — Jeszcze wiele o sobie nie wiesz. Na przykład ten oto kwiatek, jaśmin, ma na ciebie straszny wpływ.

— Co pani ode mnie chce? — pytam słabo, starając się zachować przytomność, co nie jest wcale takie łatwe w tym momencie. Pani Blake uśmiecha się tajemniczo. — Może mnie pani zwyczajnie wypuścić.

— Słuchaj, masz tak dużą siłę, to czemu miałabym cię nie wykorzystać - tłumaczy spokojnie, gdy ja prawie tracę zmysły. To jakaś tortura. — A poza tym, im mniej ludzi na mojej drodze, tym lepiej.

— Co pani robi? — ożywiam się nagle, widząc, jak wystukuje coś na telefonie. Znowu się szarpię, lecz to tylko pogarsza sprawę. Nabieram ponownie duży haust powietrza, co znowu sprawia, iż tracę siły. Cholera, zaraz tu zejdę.

— Zwołuję tutaj jeszcze jedną dziewczynę — odpowiada cicho, odkładając zaraz komórkę. Zaczynają boleć mnie związane nadgarstki. Prawie nie mam czucia w palcach, gdyż krew mi do nich nie dopływa i marznę. — To ona krzyżuje mi wszystkie plany.

— Kogo pani ma na myśli? — pytam słabo, ale ona daje mi tylko krótkie spojrzenie, po którym zdaję sobie sprawę, kogo jeszcze zobaczę w tej sali razem ze mną. — Przecież Lydia nic nie zrobiła!

— Panna Martin bardzo mi przeszkadza — wyjaśnia, przechadzając się między ławkami. Przechodzą mnie kolejne fale mocnych dreszczy. — Dziewczyna, która odnajduje martwe ciała. Wręcz otoczona przez śmierć. Kogoś takiego trzeba powstrzymać.

— Tylko pani spróbuje ją zabić, a przysięgam-

— Spokojnie, nad tym jeszcze myślę — przerywa mi, podstawiając mi pod nos kolejną porcję jaśminu. Automatycznie wstrzymuję oddech, a kobieta wcale nie ma zamiaru się poddawać. Będzie czekać, aż ja się poddam. — Mam zamiar przetrzymać ją tutaj, do czasu kiedy umrze ostatni Filozof.

Moje oczy stają się pomału zaszklone. Z powodu braku tlenu, jak i podanej mi informacji. To może oznaczać, że Jennifer wie o wszystkim, albo ona sama jest Darach'em. Obstawiam bardziej tą drugą opcję, bo tu fakty się łączą. Marzę teraz tylko o jednym. Żeby mieć swój telefon i wolne ręce do napisania SMS'a do Scotta.

Jednak plan Alice nie był taki genialny.

— No dawaj, Rosalie — zachęca mnie nadal pani Blake, trzymając kwiaty przy mojej twarzy. — Dłużej tak już nie wytrzymasz. Weź głęboki wdech.

Staram się to przetrzymać. Nie mogę. Złamała mnie i koniec. Nie wytrzymuję dłużej, to fakt. Odpuszczam sobie i nabieram powietrza, które wręcz drażni mój cały nos i idzie w dół całego ciała. Krzyczę w bólu, bo tym razem to serio zabolało. Uśmiech na twarzy kobiety nie znika, gdy odchodzi na bok w gotowości, by powitać Lydię Martin, która zaraz pewnie wejdzie do klasy.

welcome to beacon hills ☾ teen wolfOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz