— Jak się spało? — pyta rano Victoria, kiedy macham Alice na pożegnanie, bo wychodzi do pracy.
— Miałam sen, gdzie patrzyłam, jak wszyscy, na których mi zależy, umierają — opowiadam zwyczajnie, nalewając sobie napoju do butelki. — Dobrze, że nie jestem Banshee i nic takiego się naprawdę nie stanie. Nie poradzę sobie z kolejną śmiercią.
— Widzę, jak się męczysz — mówi troskliwie, pocierając moje ramię. Wzdycham lekko, uśmiechając się do niej dla pocieszenia, ale ona wie, że nic z tego nie jest prawdziwe. — Jesteś pewna, że nie chcesz iść z tym do lekarza?
— Co mi lekarz pomoże na koszmary i halucynacje wywołane przez poświęcenie się w rytuale?
— Myślałam bardziej o psychologu, czy coś w tym stylu — podpowiada niepewnie, zawijając mi kanapki w folię. Posyłam jej długie spojrzenie, nie zgadzając się z nią. — Może przesadzam, ale chcę pomóc.
— Pomagasz wystarczająco — zapewniam ją, pakując rzeczy do plecaka. — Dam sobie radę, przeżyję jakoś.
Zakładam plecak i już udaję się na korytarz, aby założyć buty. Mam otwierać drzwi, kiedy Victoria zaczepia mnie przed wyjściem.
— Poczekaj — zatrzymuje mnie, myśląc nad czymś intensywnie. — Uważaj na siebie i dobrze się ucz. Może być?
— Się wie, mamo.
🌹
— Wciąż nie wierzę, że wzięłaś tą lalkę — mówi Allison na przerwie, kiedy zamykam szafkę. — Powaliło cię.
— Chcę znaleźć tego kojota, nie oceniaj mnie. Może to trochę nieracjonalne, ale musisz mi to wybaczyć — burczę pod nosem, udając się z przyjaciółką do klasy, gdzie mamy spotkać się z chłopakami.
Przytulam Scotta, bo dziś go jeszcze nie widziałam. Znając życie, Allison już wszystko wie, bo już trzyma tablet z mapą lasów w Beacon Hills. Zerkam zachęcająco na Stilesa, aby podszedł bliżej, bo zgaduję, że on również chce się dowiedzieć czegoś więcej.
— Tu znaleźliśmy jamę — pokazuje Stiles. — W samym środku szlaków górskich.
— To może zawęzić obszar — odzywa się Argent, przesuwając palcem po ekranie. — Ale chyba macie rację, że nie wróci do jamy. Kojoty nie lubią wilków.
— A ja kojotów — wtrącam się smętnie, a Scott docenia moje początki powracania do siebie.
— Słyszałam, że jeśli nie chcą być usłyszane, to chodzą na czubkach palców. — Kiedy Allison kończy tą wypowiedź, dzwoni dzwonek. — Dobra, muszę iść. Wyślijcie mi potem zwężoną lokalizację
Siadam na miejscu tuż obok Stilesa, który posyła mi słodki uśmiech. Odwzajemniam go po chwili, ciesząc się, że mam w swoim życiu takiego głupka jak on. Mój kochany idiota. On i Scott trzymają mnie jeszcze przy zdrowych zmysłach.
— Jak się czujesz? — pytam go, odwracając się w jego stronę.
— Bez zmian — wzdycha ponuro, wyciągając do mnie rękę, którą chwytam. — A ty?
— Dziś miałam jeden koszmar, a tak ogólnie to nadal czuję się okropnie.
Zerkam za siebie, a tam widzę Scotta, Kirę i jej tatę. Mogę przysiąc, że słyszałam słowa „dla chłopaka, który ci się podoba" z ust faceta. Mina mojego przyjaciela jest bezcenna, gdy dziewczyna wręcza mu zbiór kartek, uśmiechając się niezręcznie. Ruszam znacząco brwiami do Scotta, a on się peszy. Oboje siadają w ławkach, a lekcja się zaczyna.
CZYTASZ
welcome to beacon hills ☾ teen wolf
Fanfiction[don't trust the moon. she's always changing] Przekraczanie barier zawsze było trudne dla Rose. Jako nieśmiała osoba ukrywała się w bezpiecznym miejscu i nie wychylała nosa poza próg domu. Bała się rozmawiać z innymi, bo nie chciała się pogrążać, al...