— Co taka zdenerwowana? — zgaduje mnie po raz setny Luke, gdy jazda zaczyna nam się dłużyć. Podobno będziemy jechać parę godzin.
— Czy ty się kiedyś zamykasz? — pytam wrednie, wyczuwając znajomy zapach. Krew. Przenoszę wzrok na Scotta i Stilesa. To krew tego pierwszego.
— Twój kumpel nieźle oberwał — ignoruje mnie chłopak, lecz zaczynam go słuchać. O dziwo jego słowa układają się w coś sensownego, co się często nie zdarza. — Teraz to zwróciłem twoją uwagę.
— Gadaj dalej — nalegam, a on przeżuwa powoli batona. Posyłam mu spojrzenie typu „serio". — No dawaj.
Chłopak nic nie mówi. Zaraz mu rąbnę.
— Mam ci znowu przypalić buźkę? — pytam ze złością, czego nie powinnam robić.
— Nie mówi się z pełnymi ustami. Rodzice cię nie uczyli? — odzywa się w końcu, wielce oburzony, a ja opieram się ciężko na fotelu. Mam go dość.
— O mój Boże — jęczę głośno, ściskając mostek nosa. — Co za idiota.
— Bliźniacy go zranili, ja poprawiłem — wyznaje po chwili, a ja się zrywam i wzniecam płomień w prawej dłoni. Luke patrzy na mnie z kpiną. — Lepiej to schowaj. Wiem o twoje słabej samokontroli.
— Zauważyłam, że te oparzenia długo schodzą, nawet u takiego Alfy jak ty — szepczę groźnie, dostrzegając zaróżowione, może lekko czerwone, rany na szyi Luke'a. Chłopak wysuwa sprawnie pazury z lewej dłoni.
— Chcesz mieć rany przyjaźni z McCallem? — pyta przesłodzonym tonem, zbliżając palce do moich żeber. Cofam się powoli i zamykam mocno rękę w pięść w nadziei, że ogień zniknie. — Tak myślałem.
— Jesteś okropny, wiesz? — przyznaję, zerkając na osłabionego Scotta.
— Wiele osób mi to mówi — stwierdza obojętnie, powracając do jedzenia chipsów. — Ale wiesz co? Lydia ma cudowne usta, a tyłek... Oj dziewczyno, nie z tej ziemi.
— Nie wierzę, że wy dalej ze sobą jesteście — prycham z obrzydzeniem, wyciągając telefon. Cały czas rozważam decyzję, czy napisać do któregoś z nich. To jedyny sposób komunikacji, który mi zostaje w autobusie z wilkołakami. — Czemu ty w ogóle wszystko mi mówisz?
— Chciałem się zaprzyjaźnić, no wiesz. Pokazać, że jednak jestem miły, ale ty mi nie wierzysz — wyjaśnia, a ja kręcę tylko głową. Autobus gwałtownie się zatrzymuje, aż lecę do przodu. Upadam ponownie na oparcie, a Luke się ze mnie śmieje. Uderzam go mocno w ramię z pięści. — Ała, dziewczyna mnie bije!
— Typowy pierwszoklasista — burczę, a Scott wstaje do góry. Zaciekawia mnie to i wychylam się nad chłopakiem.
Boyd ma wysunięte pazury. Coś knuje, widać to, a mi się robi już gorąco na samą myśl o tym, że autobus może pójść z dymem. McCall wstaje i powoli zaczyna przemierzać busa. Wystawiam głowę jeszcze bardziej, lecz Luke łapie moją kurtkę z tyłu i ciągnie z powrotem na moje miejsce. Warczę na niego cicho, a mogę się założyć, że moje oczy błyskają na chwilę żywym płomieniem.
— Dosyć tego — zarządza, a ja furkam pod nosem ze złości. — Twój kumpel się tym zajmie.
Wyciągam telefon, bo dostałam wiadomość od Stilesa. Grunt, że się do mnie jeszcze odzywa w jakiś sposób. Myślałam, że serio już koniec jakichkolwiek rozmów między nami.
Stiles:
Dajesz sobie radę z nim?
10:20Ja:
Powiedzmy. Co robi Scott?
10:20
CZYTASZ
welcome to beacon hills ☾ teen wolf
Fanfiction[don't trust the moon. she's always changing] Przekraczanie barier zawsze było trudne dla Rose. Jako nieśmiała osoba ukrywała się w bezpiecznym miejscu i nie wychylała nosa poza próg domu. Bała się rozmawiać z innymi, bo nie chciała się pogrążać, al...