#23

551 19 1
                                    


Charlie

Wciągnąłem powietrze, przymykając oczy. Przesłyszałem się, nie ma tutaj Layli ani Margo, nie zawołała mnie wcale ta druga. Idę przecież tylko odsapnąć na chwilkę na świeże powietrze, z daleko od tego szpitalnego zapachu. Ruszam dalej, ale...

- Charlie! - znowu rozlega się ten sam głos gdzieś tam z tyłu. - Gdzie idziesz? Przecież tutaj leży twój dziadek.

Mimowolnie musiałem się odwrócić. Kilka metrów przede mną stała Margo ze swoją córką. Mina Layli? Bezcenne. Zaskoczona, smutna, z nutką... czegoś.

Podszedłem bliżej, patrząc tylko na Margo.

- Tutaj jest dziadek? - wskazałem na drzwi po prawo z numerem 115, takim jaki powiedziała mi recepcjonistka na dole.

- Tak, ale możemy najpierw porozmawiać? - głos Margo był trochę bardziej zachrypnięty niż kiedyś, ale nadal przyjazny i taki ciepły. Nie rozumiałem, jakim cudem było to w ogóle możliwe, ale nie miałem głowy, żeby się teraz nad tym zastanawiać.

- A mogę najpierw zobaczyć swojego dziadka? Martwię się. Nie widziałem go z dwa lata.

- Właśnie - odparła jakby nigdy nic Margo. Spojrzałem na nią z wyrzutem, że akurat teraz zachciało jej się na wypominki. - Chodź gdzieś na bok.

Popchnęła mnie w głąb korytarza, na ławkę za filarem, za którym chwilę wcześniej się chowałem. Usiedliśmy i od razu zakryła moje dłonie swoimi. Było to takie dziwne i miłe, i takie jak kiedyś. Boże, tęskniłem za Margo.

- Z Johnem wszystko w porządku - zaczęła - miał atak, ale jeśli będzie regularnie i tak jak powinien zażywał leki, wszystko będzie w porządku. Oczywiście nie może się denerwować, ale o tym przecież wiesz - machinalnie kiwnąłem głową. - Nie mówiłam nikomu o tej dziewczynie z Jackson. Wiesz, że musisz o niej zapomnieć? - nie odpowiedziałem. - Musisz skupić się na nauce oraz nauczaniu tak jak należy.

- Możesz powiedzieć mi coś, czego nie wiem? - zapytałem ze zniecierpliwieniem.

- Louis oświadczył się Layli - wypowiedziała na jednym tchu, patrząc mi w oczy.

- Oh - tylko tyle byłem w stanie z siebie wykrzesać.

Louis? Mój najlepszy niegdyś przyjaciel, grzeczny ułożony chłopak, zaręczył się z Laylą, moją byłą dziewczyną i największą latawicą w mieście, jak i prawdopodobnie całym stanie? Naprawdę? Oh.

- Layla dużo błędów popełniła w swoim życiu, ale to dobra dziewczyna - spojrzała na mnie skruszona. Cóż za nagła zmiana tematu.

- Tak, zauważyłem - odparłem, wstając. Nie zważając na Margo oraz stojącą obok Laylę, wszedłem do sali, gdzie leżał dziadek. Jednak, gdy zamknąłem za sobą drzwi, zauważyłem, że łóżko było puste, a jakiś facet obok spał. Już miałem wyjść, kiedy z łazienki przy sali, wyszedł mój dziadek we własnej osobie. Poprawiał właśnie pasek w spodniach, kiedy jego wzrok padł na mnie.

- Co Ty tutaj robisz? - zapytał chłodno. Oniemiałem. Ja tutaj umieram ze strachu, a on się nawet nie cieszy, że mnie widzi? No to się doigrałem.

- Przyjechałem Cię odwiedzić? - uniosłem brwi, podchodząc bliżej. - Nie odbierałeś, martwiłem się, a Margo powiedziała mi, że tutaj jesteś.

- Ah, rozmawiałeś z Margo? - uniósł brwi, w duchu się ze mnie śmiejąc. Znałem to, bo zawsze odnosił się tak do sąsiada, który zatruwał nam zawsze życie. A teraz mnie kopnął ten zaszczyt.

- Martwiłem się.

- To już wiem. Wiesz, przyjechałeś łaskawie po dwóch latach do własnego dziadka, wreszcie chowając dumę do kieszeni, mimo że Layla jest na korytarzu. Mam Ci bić brawo?!

Nowe ZasadyWhere stories live. Discover now