#3

1K 26 0
                                    

*poprawiony*

Nina

Po co ja się w ogóle odzywałam? Po jaką cholerę ja tam polazłam? Nie potrzebna mi była kolejna zwada i wojna, a tymczasem ja znowu ją rozpoczęłam. Zaczęłam wojnę, która z miejsca wydawała się przegrana. Jednak przeciwnik był na tyle zawzięty, że dla samej ciekawości chciałam ją dalej ciągnąć.

Tyle, że on nie był godzien żadnej wojny. Ten... ksiądz (Boże, jakie to głupie) był wart wszystkiego, co najlepsze z mojej strony. Gdyby... Gdyby był zwykłym chłopakiem, jak każdy inny, byłby moim ideałem. Te czekoladowe oczy, te brązowe włosy, te... ugh, wszystko było takie na miejscu i... No właśnie nie tak bardzo wszystko, bo miał koloratkę pod szyją. I to komplikowało wszystko. Nie był zwykły, bo miał to coś i coś ponadto. Tym czymś była sutanna, koloratka, brewiarz i cholera wie, co jeszcze. Kurwa, był księdzem!

Cisnęłam poduszką w wolną ścianę, tak żeby tym razem w nic nie trafić, choć mało mnie to teraz interesowało. Opadłam z sił na zagracony fotel, zamykając oczy ze zmęczenia. Początek roku szkolnego zawsze oznaczał dla mnie coś ciekawego, żywego, kłopoty... Jednak ten nie zapowiadał się tak, jak zawsze. Nowy nauczyciel od religii mógł oznaczać tylko to, że będzie śmiesznie, że ojciec będzie co chwilę wzywany albo że po prostu razem z kolegami zrobimy bekę księdzu i go wydalą ze szkoły. Zaś teraz... miało być inaczej. Nie tak to miało wyglądać.

Usłyszałam otwieranie drzwi, więc leniwie uchyliłam powieki. Dostrzegłam Alexa, więc nie bardzo chciało mi się wstawać. Przymknęłam je z powrotem i oddałam się głębokim myślom.

Jednak nie było mi to dane, bo dostałam prosto w twarz z poduszki.

- Ciebie też miło widzieć, Nins - zadrwił blondyn, siadając na łóżku obok. Poznałam to po charakterystycznym dźwięku ugięcia się materaca.

- Strasznie lubisz moje poduszki. Nie chcesz kilku w prezencie? - odpowiedziałam równie sarkastycznie, co przyjaciel. Otwarłam oczy i usiadłam przodem do niego, podciągając nogi pod brodę. - Tak á propôs, widzieliśmy się już dzisiaj.

- Tak i dziwnie się zachowywałaś - zauważył, unosząc lekko brew. Zawsze tak robił, kiedy coś nie było po jego myśli.

- W jakim sensie? Rok szkolny się zaczął, nauka, nauczyciele...

- Właśnie. Nauczyciele - przerwał mi. - Na sali nie mogłaś oderwać wzroku od tego nowego księżulka. Gdyby był zwykłym szarym człowiekiem mógłbym nawet powiedzieć, że się zadurzyłaś, ale to ksiądz... - zaśmiał się kpiąco, a we mnie się aż zagotowało. Jakoś nie spodobało mi się, że mój przyjaciel śmieje się z niego.

Boże, nawet nie wiem, jak on ma na imię. Wpadam chyba w paranoję.

- Chciałam się mu przyglądnąć, wybadać teren - oznajmiłam łagodnie, chcąc się wybronić. - Myślę, że będzie inny.

Przygryzłam wargę w oczekiwaniu na reakcję Alexa. Podniósł się do pionu i spojrzał na mnie badawczo. Jednak na pewno nic nie wyczytał z mojej twarzy, bo przecież zachowałam tradycyjną poker face. Byłam perfekcjonistką w oszukiwaniu ludzi, jak i przekonywania ich o swojej racji. Nawet Alex, wieloletni przyjaciel, nie potrafił mnie rozgryźć.

- Co ty znowu kombinujesz..? - blondyn zmrużył oczy, próbując odgadnąć. Jednak pododawał dwa do dwóch i zorientował się, w czym rzecz. Nie był przecież głupi. Wiedział, jak to wszytko wygląda w przyrodzie i nawet najbardziej się starając tego bym przed nim nie ukryła.

- Głupku, przecież to ksiądz! - zaśmiałam się przekonująco, ale tak w sumie to chyba sama siebie musiałam w tym upewnić niż Alexa.

*

Minęła kolejna minuta, a ja wpatrując się we wskazówki zegara, czekałam aż w końcu będziemy mogli stąd wyjść. Był dopiero pierwszy (tak jakby drugi) dzień szkoły, a ja już miałam dość. Matematyka nie jest najfajniejsza i w dodatku jeszcze na ostatniej lekcji. Nauczycielka, jak zwykle gadała coś o zasadach oceniania, procentach i próbowała być miła. A określenie miła wygrzebała chyba z końca słownika frazeologicznego i synonimów. No nie zawsze matma idzie w parze z angielskim.

- Przyniesiesz? - usłyszałam głos nad sobą i nie wydawał się on zbyt miły. Powoli uniosłam wzrok, żeby zobaczyć pochylającą się nade mną pannę Grover. Miała dziś ładne kolczyki.

- Tak? - odpowiedziałam, nie wiedząc na co się piszę, bo skąd do cholery mogłabym wiedzieć, skoro od 45 minut wpatrywałam się w ten debilny zegar, który wydawał się stać w miejscu.

- Cieszę się. Jutro to wykorzystamy i już na pierwszej lekcji będziesz mogła zabłysnąć.

Po moim trupie, Grover.

Ta jednak uśmiechnęła się triumfująco i odeszła w stronę tablicy, aby nakreślić tylko sobie wiadome znaki. Pochyliłam się ku Alexowi, który rysował coś długopisem po świętym zeszycie do matmy.

- O co jej chodziło? Co mam przynieść?

- Skąd mam wiedzieć? - wzruszył ramionami. - Nie słuchałem jej.

- Cholera, Al, bądź przyjacielem, a nie cipą. No mów.

- Nie wiem! - krzyknął szeptem na tyle na ile było to w ogóle możliwe. Zrobiłam złą minę, wiedząc, że w końcu zmięknie i zapyta kogoś, ale ten tylko odwrócił się, aby znowu coś tam sobie kreślić.

Jak tak dalej pójdzie to ojciec zamiast religii będzie przez matme odwiedzał budynek szkoły.

Nareszcie zadzwonił ten przeklęty dzwonek oznajmiający koniec lekcji, jak i mojego dnia w tym budynku, szybko wszyscy się zebraliśmy i razem z kumplami udaliśmy się na szluga. Jednak wychodząc za budynek zauważyłam jego. Rozmawiał przez telefon i nie wyglądał na zbyt zadowolonego z rozmowy prowadzonej z tą drugą osobą po drugiej stronie. Szybko i chyba zbyt mocno nacisnął na ekran, jakby siła miała tutaj jakieś znaczenie, rozłączając się. Oparł się o ścianę szkoły i wplątał palce we włosy, mierzwiąc je przy tym w zdenerwowaniu. Zamknął oczy. Wyglądał na wykończonego i złego, choć nie wiem, w której wersji się lepiej prezentował.

- Ktoś tu ma chyba zły dzień - zakpił Casper, podchodząc bliżej. Wszyscy ruszyliśmy za nim i oczywiście większość się roześmiała. Większość, bo ja nie. Stałam tak jakby po środku i wpatrywałam się w tego intrygującego mnie człowieka. Nie wiedziałam, co było w nim takiego, czego nie mieli inni, ale podobało mi się to.

Mężczyzna otrząsnął się i spojrzał na nas mocno zaskoczony. Nie spodziewał się, że ktoś tu przyjdzie, a już zwłaszcza, że usłyszy jego rozmowę, czytaj "kłótnie". Jego wzrok podążył po każdym z nas i zatrzymał się na mnie. Nie doszedł już do Mii i Carla, wpatrywał się teraz we mnie, a Casper dalej coś gadał. Nie rozumiałam jednak co i on widocznie też, bo nie zareagował, kiedy blondyn gadał coś zawzięcie z słyszalną kpiną.

- Nie powie nic nasz księżulek? - zaśmiał się Logan i dawniej ja też by z zadrwiła, jednak teraz zrobiłam coś przeciw sobie.

- Odpuść, Logan.

Wszyscy spojrzeli na mnie, jak na jakąś trędowatą. Wytrzymałam ich spojrzenia, choć z trudem, bo, kurde, to moi przyjaciele, po czym powoli przeniosłam wzrok na niego. Nie rozumiał sytuacji, no bo skąd, ale i tak nie wyglądał na zaskoczonego. Był... przygotowany? Jakby się spodziewał takiego obrotu sprawy? Liczył na to? O co tutaj, u licha, chodziło?

Po jaką cholerę ja w ogóle powiedziałam to co powiedziałam? Chciałam go bronić? Przecież dałby sobie radę. Albo... Nie, to nie o to chodziło. Czułam, że nie umiałabym go zranić. Tak po prostu, po ludzku, bałam się tego zrobić, bo... jakbym czuła, że to nie ma sensu, że nie mam po co, że te nasze wygłupy to już dziecinada i psujemy tylko krew biednym ludziom. Czułam, że on był inny. Albo wszyscy byli tacy sami tylko nie daliśmy im wcześniej szansy?

~~~~~

Hej, hej! Rozdziały co kilka dni, nie będę określać dokładnie, co ile, bo jednak nie jestem w stanie. Ale mam nadzieję, że warto je w ogóle pisać. Miłego czytania!

Nowe ZasadyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz