prolog

3.4K 60 24
                                    


Nazywam się Charls Carlton. Mam przeciętną budowę ciała i myślę, że wyglądam również przeciętnie. Ogólnie nie ma się, czym chwalić, więc nie będę dłużej się rozpisywał. Myślę jednak, że jedno określenie gra tutaj kluczową rolę. Mianowicie jestem...

Usłyszałem kroki obok drzwi do mojego pokoju, więc szybko zamknąłem zeszyt i wsunąłem go pod jakąś teczkę na biurku. Odwróciłem się dokładnie w tym samym momencie, kiedy do pomieszczenia wszedł Mark, facet, który nigdy nie puka.

- Hemmings prosi Cię na rozmowę - oznajmił chłodnym tonem, wpatrując się w moje oczy.

- Również miło Cię widzieć, Mark -odparłem łagodnie, choć w środku cały drżałem. Ten prawie łysy blondyn mało co, a nakryłby mnie na pisaniu pamiętnika i w dodatku oznajmił, iż przełożony chce ze mną gadać. Po prostu lepiej nie mógł zacząć się dzień.

- Tak, Ciebie też, Charlie - spiąłem się na dźwięk zdrobnienia imienia. Nienawidziłem, kiedy ktoś mnie tak nazywał i blondyn o tym doskonale wiedział. Od początku mojego pobytu tutaj nie pałaliśmy do siebie entuzjazmem, aczkolwiek sytuacja wymagała chociaż tolerowania siebie nawzajem. Przez dwa lata byłem zmuszony oglądać tę wredną twarz i jeszcze stary Hemmings wymyślił sobie, że Mark zostanie jego posłańcem do mnie. Za każdym razem to on powiadamiał mnie o wszelakich nowinkach zarówno stąd jak i ze świata. Moja nienawiść pogłębiała się jeszcze bardziej, kiedy za każdym razem dodawał do swojej wypowiedzi słowo Charlie albo jakieś inne dla kogoś mało znaczące, a na mnie wywołujące ciarki. Nie cierpiałem gada.

- Zaraz przyjdę - na jednym tchu wyrecytowałem znany tekst, nadal nie odrywając wzroku od tej małej gnidy. Co prawda określanie człowieka takim słownictwem nie było na miejscu, zwłaszcza z moich ust, jak i myśli, ale nie było innego godnego, które mogłoby przejść mi przez gardło.

- Później od razu zejdź na śniadanie, żebyśmy jak zawsze nie musieli czekać na Ciebie godzinami - wywrócił oczami, a ja normalnie miałem ochotę je tam wepchnąć do środka, żebym nie musiał już nigdy więcej w nie patrzeć.

Uspokój się, Charls, on to robi specjalnie. Nie daj się sprowokować. Wytrzymaj jeszcze.

Wpuściłem, a następnie powoli wypuściłem powietrze ze swoich płuc. Kiedyś był to bolesny zabieg przez nadmierne palenie papierosów, ale za to teraz było to nawet przyjemne. No, może gdyby nie fakt, że to przez Marka muszę się uspokajać.

- Zawsze przychodzę na czas, tylko wy zaczynacie zbyt wcześnie.

Prychnął. Nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Uśmiechnąłem się w myślach i wykonałem fikołek. Mark się spłoszył, to był cud.

- Pośpiesz się - rzucił pospiesznie, zatrzaskując za sobą drzwi.

Odetchnąłem, odwracając się w stronę biurka z zamiarem dokończenia krótkiej notki, ale zmieniłem zdanie, przypomniawszy sobie o przełożonym. Odłożyłem długopis, wstałem z krzesła i skierowałem się do wyjścia. Upewniłem się, że Mark niczego nie znajdzie, co przykłułoby jego uwagę, gdyby chciało mu się grzebać u mnie w pokoju, po czym skręciłem w odpowiedni korytarz.

*

- Zostałem wezwany - oznajmiłem po wpuszczeniu mnie do tego, jak dla mnie, niezbyt przyjemnego pomieszczenia. Nie lubiłem tu przebywać. Zawsze kojarzyło mi się z jakąś salą tortur albo salą sądową, na której zapadały losy nas, podwładnych. Pamiętam, jak pierwszy raz tutaj przyszedłem. Było to ponad dwa lata temu i nie byłem specjalnie zadowolony z myśli, że mogę zostać w tym miejscu około sześć lat. Przerażała mnie każda myśl o przyszłości w tym budynku, jak i moim nowym życiu, ale jeszcze bardziej chciałem zapomnieć o przeszłości. Dlatego też zgodziłem się, albo raczej sam to wymyśliłem, zostać nowym kimś i pokazać, że mogę być lepszy.

Nowe ZasadyWhere stories live. Discover now