#16

620 24 2
                                    


Charls

Dzwoniąc do Andy'ego niewiele myślałem. Pierwszy odruch to było wykonanie do niego telefonu, tylko on teraz mógł mi pomóc. Bo sam raczej bym się nie wyzbierał z tego, w co się wplątałem.

Dlaczego się zgodziłem? Cóż, odpowiedź jest tylko jedna. Nina. Zrobiła swoje maślane oczka, których i tak nie zauważyłem przez telefon, a które podziałały na mnie jak najseksowniejsza bielizna w noc poślubną. Byłem od razu gotowy.

Andy obiecał, jak najszybciej przyjechać w umówione miejsce, czyli po jakichś dwóch godzinach był w starym zajeździe. Prosiłem, żeby ubrał się po cywilu, bo tak będzie mi łatwiej, co od razu uszanował. Był dobrym kolegą, mógłbym nawet powiedzieć, że przyjacielem. Tak, myślę, że słowo przyjaciel byłoby odpowiednie. Może i był na każde moje zawołanie, ale tak na dobrą sprawę tylko on pomyślał, żeby pozbierać resztę moich rzeczy z mojego byłego już pokoju. I teraz właśnie jedna z tych rzeczy się przyda. A mianowicie garnitur.

Jak głupi zgodziłem się iść z Niną na wesele jej kuzyna, czy kogoś tam z rodziny. I to chyba logiczne, że skoro poprosiła mnie o to, to raczej nie wypada iść w sutannie. Bo kto na zdrowy rozum zaprasza księdza na wesele jako osobę towarzyszącą?

Garnitur kazał mi dziadek kupić rok temu, kiedy to jego siostra wychodziła za mąż w wieku 58 lat. Co prawda był to ślub nie przed Bogiem tylko urzędnikiem, ale okazja wymagała odpowiedniego stroju. Twierdził wtedy, że jako, że dopiero zaczynam swoją posługę to nie pasuje nawet, żebym sutanne ubierał, a ja nie miałem mu tego za złe, bo od początku nie lubiłem tej sukienki. Pod szyję trafiła mi się wtedy zamiast koloradki czerwona mucha, która nie była typowo krwista, ale jakby taka przysmolona. Odpowiadało mi to, bo, cóż, nie chciałem za bardzo się rzucać w oczy.

Teraz było to jak dar z niebios. Nie miałem się nawet jak wykręcić z powodu braku ubioru, bo był ten oto garnitur, który nadal leżał na mnie idealnie. I jeszcze Nina stwierdziła, że jak już się nie możemy w piątek po szkole spotkać w sprawie "kiermaszu" to chociaż do fryzjera z nią pójdę, żebym się podciął. Nie wiem, czy to była sugestia, czy co, ale po 25 minutach moje boki i tył głowy skróciły się o jakieś trzy centymetry. Jak stwierdziła ta cała Martha - mam ładny kształt głowy i musi to wykorzystać. Także po jakimś czasie byłem modnie obstrzyżony i obie z Niną zachwycały się jakby widziały małe dziecko, które dopiero co nauczyło się chodzić i trzeba mu bić za to brawo. Tyle, że z nich dwóch tylko brunetka mnie interesowała. Jej uśmiech, kiedy zobaczyła, że mam krótsze włosy był bezcenny. Chciałem taki widywać codziennie, ba, pragnąłem, żeby obdarzała nim tylko mnie. Był najpiękniejszy ze wszystkich na świecie.

- To gdzie to jedziesz? - zapytał Thomas, wyraźnie niezadowolony z takiego obrotu sprawy.

- Montana? Dość daleko, ale jak obiecałem to pasuje jechać. Zwłaszcza, że rzadko widuję swoje kuzynostwo.

- Tak...  I dlatego jedziesz od razu w garniturze? - miałem wrażenie, że specjalnie przedłużył to "a", jakby liczył, że powiem coś więcej, a wtedy on złapie mnie za rękę na kłamstwie. I jeszcze to pytanie. Co jego to obchodzi w czym jadę?

- Nie będzie czasu, kiedy się przebrać, a w jeździe jakoś szczególnie mi nie przeszkadza - uśmiechnąłem się, kładąc rękę na jego ramieniu. - Jeszcze raz przepraszam, że nie pomogę wam przy mszy w niedzielę, ale siła wyższa. Cześć, Tom! - dodałem na końcu i poszedłem w kierunku swojego auta.

Nie odwróciłem się nawet, żeby mu pomachać, bo ostatnie, czego teraz pragnąłem to oglądać jego parszywą gębę.

*

Równo o godzinie 9:15 podjechałem pod dom Niny. Byłem w tej okolicy pierwszy raz i jedyne, na czym teraz polegałem to GPS w telefonie. Miałem nadzieję, że trafiłem pod dobry dom, bo śmiesznie albo nawet i strasznie byłoby, gdybym czekał na Ninę pod obcym domem.

Nowe ZasadyWhere stories live. Discover now