seventy-two

3K 300 118
                                    



Harry dosłownie wpadł do szpitala po telefonie, który dostał. Dotarł do sali, w której leżał Louis, ale nie było go tam co mocno go zaniepokoiło. Panika ogarnęła jego całego i sam nie wiedział co robi.

- Pan Styles?! - podbiegła do niego jedna z głównych pielęgniarek.

- Gdzie jest mój chłopak? Jak wychodziłem było wszystko dobrze. - rozglądał się dalej.

- Louis się mocno zdenerwował, co przyspieszyło akcję porodową - wytłumaczyła - Proszę za mną, pański chłopak jest na sali porodowej.

- To na pewno już nie jest fałszywy alarm? - dopytał, próbując uspokoić samego siebie.

- Nie, nie. Wody odeszły jakąś godzinę temu.

- Cholera, cholera. Muszę jak najszybciej znaleźć się koło niego. - przeczesywał nerwowo włosy.

- Zapraszam - skinęła by ten ruszył za nią - Nie wiem kim jest ta młoda blondynka, co wyszła przed alarmem ale mocno zdenerwowała pana partnera.

- Blondynka? - zmarszczył brwi Styles przez chwilę się zastanawiając, aż go oświeciło - Co za... - nie zdążył dokończyć słysząc głos Louisa z sali.

-Nie urodzę bez tego dupka! - szatyn mocniej złapał się za rogi łóżka.

- Panie Tomlinson proszę się nie denerwować, pana partner na pewno zdąży na czas. To raczej chwilę potrwa zanim dzieci wyjdą na świat. - starała się go uspokoić położna.

Brunet szybko wparował do sali, słysząc wykończony głos swojego chłopca, który właśnie rodził ich synów.

- Panie Styles, zanim się pan zbliży proszę ubrać fartuszek, bez tego nawet pan nie podejdzie do nas. - upomniała go pielęgniarka.

- ale mój... Dobrze - szybko cofnął się, widząc złowrogą minę kobiety.

- Masz szczęście, że zdążyłeś. - wycedził przez zęby Louis.

- Obiecałeś, że to nie dziś - wyszeptał i złapał mokrą rękę szatyna w swoją.

Rodzący coś już chciał powiedzieć, ale silny skurcz uniemożliwił mu to, przymknął oczy z bólu i ścisnął dużą dłoń z całych sił.

- Jesteś silny kochanie -przetarł mokre czoło młodszego - I dzielny - dodał z delikatnym uśmiechem.

- Jest za wcześnie Harry, to nie powinno dziać się teraz. Tak się o nie boję. - odparł,  oddychając głęboko.

- Są silni, to niecały miesiąc kochanie. Dadzą radę... Zadzwonić do Jay? - Lekarze chodzili w tą i z powrotem bo poród będzie trwał jeszcze parę godzin. Louisa co jakiś czas przechodził ból, ale nie miał pełnego rozwarcia.

- Przydałoby się zadzwonić. - pokiwał głową - Do swojej mamy też zadzwoń. - przypomniał mu z uśmiechem.

- Dobrze, dobrze - pochylił się i pocałował mokre czoło, by odsunąć się trochę i zadzwonić do ich matek.

Anne obiecała być do godziny w szpitalu, natomiast Jay niezwłocznie wyjechała w drogę do nich. Nie była przygotowana na taki obrót spraw.

- Zaraz twoja mama będzie, a moja za godzinę - mruknął i usiadł na krzesełko koło Louisa, który się już nie krzywił bo miał delikatniejsze skurcze.

- To dobrze, napiszesz też do Nialla i Zayna? Czy wolisz postawić ich przed faktem? - uśmiechnął się lekko.

- Próbowałem się do nich dodzwonić, ale chyba są zajęci - wzruszył ramionami - Boże, za parę godzin będą z nami - rozmarzył się.

Harry Styles or Harry StylesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz