- Krępujesz się czegoś? - zapytała znienacka Nina, kiedy zapisywałem kolejną potrawę w notesie. Podniosłem na nią wzrok. Opierała stopy o siedzisko ławki, na której siedziała, a głowę położyła na oparciu. Wyglądała niebywale naturalnie i ani trochę groźnie. Zatem, czego się bałem?

- Czemu tak uważasz? - odłożyłem notatnik na stolik pomiędzy nami.

- Wycofujesz się od razu, kiedy może być zabawnie.

- Jestem nauczycielem, chyba nie powinno być takich sytuacji.

- Oh, daj spokój - pokręciła głową, żeby następnie unieść brwi. - Nie uważasz, że sam już pierwszego dnia w tej szkole przekroczyłeś barierę nauczyciel-uczeń? Pozwoliłeś nazywać się po imieniu. Jesteśmy praktycznie w tym samym wieku i rozmawiamy na lekcjach praktycznie o wszystkim. Dlaczego więc, kiedy siedzimy teraz sami razem, ty wycofujesz się, jak normalnie moglibyśmy rozmawiać?

- Nina...

- Możesz być ze mną szczery? - zapytała dość łagodnie i, hm, tak miło.

- Nina, ja, cóż... boję się Ciebie - wydukałem po cichu, mając szczerą nadzieję, że jednak tego nie usłyszy i każe powtórzyć mi jeszcze raz, a ja wtedy skłamię.

- Boisz? - jednak szczęście mnie nie lubi.

- No.

- Aha, no spoko - oparła się, uprzednio odchylając się do przodu.

- Nie sądziłaś, że jesteś taka groźna?

- Cóż, nauczyciele mnie nie lubią, bo jestem agresywna i przeze mnie Carlos wyleciał, ale - hej, czy to nie ten ksiądz przede mną? - na twojej lekcji chyba nie daje powodów, abyś tak myślał. Nie awanturuję się, przychodzę na lekcje, a nawet nie żuję gumy. Boże, nawet zeszyt sobie kupiłam! - dodała, jakby przypominając sobie o tym bardzo istotnym szczególe.

Ee, agresywna? Carlos? Czy Nina jest tą dziewczyną, o której mówił Thomas?

W prawdzie już ostatnio miałem pewność, że to Nina jest tą dziewczyną, która dowodziła tą bandą, ale jednak nadal cicho liczyłem, że to nieprawda. Nie chciałem przyjąć do wiadomości, że taka urocza osóbka może mieć coś w wspólnego z agresją, bądź wydaleniem księży ze szkoły. Teraz liczyłem się już z tym, że i ja mogę być kolejny. Choć Nina przed chwilą chyba właśnie temu zaprzeczyła...

- Dlaczego na mojej lekcji się starasz? - zapytałem, zdając sobie sprawę, że coś jest na rzeczy.

- Um... - była zaskoczona, cóż, chyba nie przewidziała, że mogę o to zapytać. - Jesteś nowy, więc chciałam pokazać się z jak najlepszej strony - dodała szybko, ale coś mi mówiło, że kłamała, jednak nie byłem pewny na sto procent.

- Tak mówisz? - uśmiechnąłem się półgębkiem, patrząc jej cały czas prosto w oczy.

- Wiem, co mówię. Zresztą, jaki byłby inny powód? - uniosła zaczepnie brew coraz bardziej wczuwając się w swoją rolę.

- Cóż, żaden - uśmiechnąłem się zadziornie, tak jak kiedyś przy Layli.

Chyba za często je porównuje do siebie.

Nina spuściła wzrok na swoje buty albo pod ławkę, tak w sumie to nie wiem, po czym chwyciła za notatnik, leżący przede mną, ale ja byłem szybszy i złapałem ją za nadgarstek. W momencie na mnie spojrzała, co i ja uczyniłem. Jej wzrok był łagodny, nie zauważyłem tam ani grama złości, ale może jedynie jakąś niepewność. W sumie nie dziwię się, tak nagle ją złapałem.

- Co? - zapytała delikatnie, powoli przełykając ślinę, przez co jej głos nie zabrzmiał chyba tak jak chciała.

Co mam jej odpowiedzieć? Że naszła mnie ochota, aby ją pocałować? No jasne, o niczym innym nie marzę. Boże, przecież Nina od razu by mnie spoliczkowała. Nie należała do grupki dziewczyn, które się aż pchają innym w objęcia. Nie była jak Layla.

- To mój zeszyt - odparłem, bo cóż innego mógłbym wymyśleć.

- Oh - przez twarz Niny przeszedł dziwny grymas, poprzez zawód, aż do uczucia ulgi. To był dziwny widok, przez który się zmieszałem. Teraz nie wiedziałem, co mam myśleć, bo, kurde, czy ona serio na coś liczyła, tak jak ja? - W takim razie zapisz jeszcze bagietki czosnkowe, to umiem zrobić.

Oparła się ponownie o ławkę, wyciągając z kieszeni bluzy telefon.


*Melek - z tureckiego anioł; w Turcji dzieciom nadaje się imiona, które mają jakieś znaczenie.

Nowe ZasadyWhere stories live. Discover now