- To do Ciebie chyba - usłyszałem nad sobą, więc odwróciłem się w stronę znajomego głosu, który nie kojarzył mi się już tak dobrze, jak na samym początku.

Spojrzałem na Thomasa nadal zamyślony i nawet nie zwróciłem uwagi, że trzyma w wyciągniętej dłoni telefon. Zmarszczyłem brwi, nie wiedząc o czym mówi.

- Telefon dzwoni - powtórzył Thomas, unosząc lekko brwi i nadal trzymając aparat.

- A tak - odezwałem się wreszcie i spojrzałem na wyświetlacz. Steve Mils. Do głowy przychodziła mi tylko jedna myśl i obawiałem się jej jak cholera. Mógł być to ojciec Niny, który dowiedział się, że pozwoliłem mówić do siebie po imieniu uczniom, choć było to zakazane. Boże, przez myśl przeszło mi nawet, że jakimś cudem wywęszył, jak patrzę na jego córkę.

Jestem psychiczny.

- Tak, słucham? - odezwałem się dość łagodnie, jak przystało na porządnego nauczyciela, jak i przyszłego księdza.

- Ksiądz Thomas? - usłyszałem po drugiej stronie niepewny głos Niny. Nie powiem, że ułżyło mi.

- Nie nie, Charls - odparłem, jednak zdając sobie sprawę z faktu, iż Thomas stał nade mną i słuchał każde moje słowo, poprawiłem się - znaczy, kleryk Charls. W czym mogę pomóc, Nino?

Po drugiej stronie usłyszałem dziwny odgłos, jakby wzdychała albo zaśmiała się. Nie ważne, w każdym bądź razie, musiałem coś z nią wyjaśnić.

- Um, tak... - zrobiła chwilę przerwy, jakby nad czymś myśląc, ale nie przerwałem tego, bo wiedziałem, że w końcu się odezwie. - Jest tam Thomas? - wreszcie się odezwała, tyle że szeptem, przez co praktycznie jej nie słyszałem.

- Um, tak, jasne. Chwileczkę, już sprawdzę - skłamałem szybko, wstając od stołu, przy okazji posyłając Thomasowi przepraszające spojrzenie, po czym prawie wybiegłem z kuchni prosto do swojego pokoju. Po wejściu zamknąłem drzwi na klucz i rzuciłem się na łóżko.

- Możesz już mówić - oznajmiłem spokojnym głosem, ale lekko poddenerwowanym słowami, jakie zaraz padną.

Może Nina Mils jednak chciała zrezygnować z tego durnego kiermaszu? Wtedy podobno zgodziła się przez wzgląd na swoją sytuację w szkole, ale teraz, kiedy pojawia się na lekcjach religii i jest względnie grzeczna, może nie potrzebuje już alibi lub czegoś w tym stylu. Nienawidziłem tej niewiedzy.

- Ok, w tak razie, Charls, mój ojciec wymyślił, że mam zadzwonić do Ciebie i oznajmić, iż - wstrzymałem oddech - upiekę coś na tę chorą akcję, choć piec za cholerę nie umiem.

Wypuściłem powietrze z ulgą. Tak, czułem ulgę i to ogromną. Spadł mi wielgaśny kamień z serca i szczerze mogłem stwierdzić, że już dawno nie poczułem się taki swobodny.

- Ok, ale do grudnia jeszcze szmat czasu - zauważyłem. - Mamy dopiero początek października i gdzie tam jeszcze do świąt. Tysiąc razy nauczysz się piec herbatniki i szarlotkę. A może nawet bezę - zaśmiałem się na koniec, czym nawet Ninę rozbawiłem, bo parsknęła, wywołując tym u mnie jeszcze większą falę śmiechu.

Tak szczerze to nie wiedziałem, co było takie zabawne.

- W takim razie musimy się chyba spotkać - zaczęła Nina po naszej kilkuminutowej rozmowie o ciastach i cynamonie.

- Tak, chyba tak - odchrząknąłem, bo, kurde, zaskoczyła mnie. Nie brałem pod uwagę spotkania z brunetką sam na sam, tylko my we dwoje, bliżej aniżeli święta Bożego Narodzenia, a tu proszę, październik i już będę mógł ją mieć na wyłączność. No ok, nie do końca. Ale lepsze to niż nic. Zwłaszcza, że z każdym dniem jest piękniejsza.
Boże, to było i tak spełnienie moich najskrytszych marzeń, które pojawiły się przeszło miesiąc temu, w dniu mojego pierwszego dnia w szkole.

- Charls? Jesteś tam jeszcze? - usłyszałem głos Niny, która coś chyba jeszcze mówiła wcześniej. Odchrząknąłem.

- Um, tak. Powtórzysz jeszcze raz?

Nina głośno westchnęła i z całą pewnością wywróciła oczami.

- No dobra... - zaśmiałem się, bo jej głos był taki zabawny i cudowny. - Więc, słuchaj mnie teraz - pokiwałem głową, choć wiedziałem, że ona i tak tego nie zobaczy. - W piątek kończę po piętnastej i jeśli nie masz tam jakichś swoich księżowskich obowiązków to możemy obgadać plan...

- Jest takie słowo? - przerwałem Ninie, głęboko się zastanawiając.

- Jakie?

- Księżowskie.

- Um, nie wiem. A co?

- Bo użyłaś właśnie takiego.

- Tak? No to już jest - stwierdziła, po czym na pewno uniosła zabawnie brew do góry, a ja się tylko uśmiechnąłem.

- Nie będzie wygodniej, jeśli dam ci swój numer, a Ty mi swój i będziesz się bezpośrednio ze mną kontaktować, skoro Thomas i tak nie będzie brał w tym udziału? - wydukałem na jednym tchu w przypływie odwagi. Tak, stresowałem się jak cholera, czy zapytać się, czy nie. I nie, nie było w tym moich niecnych planów.

No dobra, taki malutki. Ale to się nie liczy. Jestem klerykiem i nie mogę z innego powodu mieć numeru ucznia, aniżeli sprawy szkolne bądź kościelne. No, ale skoro już będę go mieć...

- Jasne - odpowiedziała od razu Nina z uśmiechem na ustach, dało się go wyczuć po drugiej stronie prawie namacalnie. - Um, masz jakąś kartkę?

Przejechałem wzrokiem po swoim biurku i trafiłem akurat na mój pamiętnik, jedyny możliwy skrawek papieru do zapisania.

- Em, tak. Możesz dyktować - zeszyt otwarł się na ostatniej zapisanej stronie, ale jakoś nie zwróciłem uwagi, co ostatnio tam nabazgrałem. Nina podyktowała mi cyferkę po cyferce, a ja nakreśliłem je szybko w poprzek kartki.

- Dzięki, napiszę do Ciebie - odpowiedziałem z uśmiechem, po czym miło żegnając się z brunetką, przycisnąłem czerwoną słuchawkę.

Odłożywszy telefon na biurko, spojrzałem na zapisane kilka dni temu zdania i uśmiechnąłem się na wspomnienie tego dnia w szkole.

29 września
Rozmawialiśmy dzisiaj. Co prawda na lekcji i o omawianym temacie, ale rozmawialiśmy. Trzy krótkie zdania. Gdzie, kiedy i jak wyobraża sobie swoje zaręczyny. Taki głupi i dziwny temat został nam z góry narzucony. Ale odpowiedziała, a ja zamarzyłem, aby być tym jej jedynym, który klęknie na to kolano i w zimie przy kominku powie te trzy cudowne słowa.
Ale jak na razie wystarczą mi tylko te trzy krótkie zdania.

~~~~~

Głosować! 😘🌟🌟🌟

Nowe ZasadyHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin