- Um, cześć - odezwałem się wreszcie, kiedy w miarę udało mi się uspokoić oddech. Jednak przez obecność Niny to nie oddech grał kluczową rolę, lecz to ogromne ciepło, jakie rozpływało się po moim wnętrzu. Mój żołądek czynił fikołki i, cholera, na nowo robiłem się czerwony. Piękność, mój ideał, stała naprzeciwko mnie. Lepiej być nie mogło.

- Denerwujesz mnie.

Uniosłem brew. Co ona właśnie powiedziała?

- Od kiedy jesteśmy na "ty"? - miałem chyba jakieś déjà vu.

- A od kiedy Ty mówisz do mnie na "ty"?

- Od kiedy jestem twoim nauczycielem.

- Właśnie - teraz jeszcze bardziej uniosłem brew, o ile było to w ogóle możliwe. Ta jednak ruszyła przed siebie, zostawiając mnie w osłupieniu. Dała mi tym do zrozumienia, że mam iść za nią. Jednak... czy księdzu wypadało?

Chrzanić to, nie czujesz się nim, Charls.

I poszedłem za nią. Dorównałem jej tempa, po czym spojrzałem na jej przecudowny profil. Mógłbym przysiądz, że zauważyłem na jej twarzy cień uśmiechu. Naprawdę!

- Nina... - odezwałem się po kilku krokach, żeby jakoś zacząć naszą rozmowę. Dziewczyna w momencie stanęła w miejscu, przez co prawie wpadłem w słupa.

- Skąd wiesz, jak mam na imię?

- Jeden z twoich znajomych tak do Ciebie powiedział.

- Aa...

- Jestem Charls - wyciągnąłem rękę, ale dziewczyna nie odwzajemniła gestu.

- Charlie... - powiedziała jakby do siebie, ale przez moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz, który spowodował natychmiastową zmianę humoru. W momencie cofnąłem dłoń, chowając ją w kieszeni sutanny - tej przeklętej czarnej sukienki.

- Wystarczy Charls - poprawiłem ją dość chłodno, zauważyła moją zmianę, ale dzięki Bogu nie ciągnęła dalej. Ruszyła za to do przodu, uśmiechając się przy tym pokrzepiająco. Z miejsca ją polubiłem. O ile jeszcze bardziej się dało.

*

Nina. Nina. Nina. Brunetka z czekoladowymi oczami i z przedziwnym nastawieniem względem mnie. Zaskakiwała mnie na każdym kroku. Za pierwszym razem wydawała się grozić mi, a potem uratowała przed morderczymi zapędami własnych kolegów. Zadziwiała mnie. Była trudna do zrozumienia, ale na pewno było to możliwe, jednak jeszcze nie teraz.

Jutro miałem rozpisaną jej klasę w rozkładzie lekcji. Na trzeciej godzinie miałem ją znowu spotkać. Choć bardzo tego pragnąłem, bardziej chciałem ustawić jej kolegów do pionu. Kiedyś byłem wartościowym kolegą, także miałem nadzieję, że pozostało we mnie coś ze starego Charlsa, Charliego... Miałem nadzieję, że sobie poradzę.

Dzisiaj prowadziłem swoją pierwszą lekcję. Były to pierwszaki, kilku chłopaków wyrywało się ponad szereg, żeby zabłysnąć przed nowymi koleżankami. Każdy się dopiero poznawał, i ja ich również też, i oczywiście musieli się pokazać akurat na mojej lekcji. Mianowicie jeden blondynek wymyślił, iż śmiesznie będzie, jak wysmaruje kredę zwykłym szkolnym klejem. Nie przemyślał jednak tego, że kilka lat wcześniej ja robiłem takie same kawały własnym  nauczycielom. Po pięciu minut wszyscy już wiedzieli, że nie mają, po co wydurniać się, bo i tak im się nie dam. Nie tłumaczyłem, nie wgłębiałem się w szczegóły, przekazałem tylko to, co najważniejsze. Żeby sobie darowali, a rok ze mną będzie lajtowy i nie będę musiał ich w żaden sposób karać.

Tak naprawdę przez myśl mi nawet nie przeszło, żeby ich w jakikolwiek sposób karać. Nie byłem sadystą ani też jakimś wybitnym księdzem, ba! Byłem klerykiem z pokręconą przeszłością i niepewną przyszłością. Nie były mi zatem potrzebne jakieś durne kary i sprawdziany z religii. Za żadne skarby świata nie przyczynię się do wydalenia kogoś z tej szkoły z mojego polecenia. No chyba, że będzie chodziło o 3a, klasę Niny, ale przekonam się o tym dopiero jutro. Albo przez kolejne kilka miesięcy. Chyba, że dam z siebie wszystko i poradzę sobie z osiemnasto- dziewiętnastolatkami już na pierwszej lekcji. Choć wątpię w to.

Oparłem głowę o ścianę za mną. Cały czas obracałem w palcach telefon komórkowy, przypominając sobie teraz o mojej rozmowie z dziadkiem. Zadzwonił równo z dzwonkiem mojej ostatniej lekcji w szkole albo raczej dobijając się do mnie, bo zbywałem go już od kilku godzin. Racja, że miał już swoje lata i mógł dzwonić, bo coś się stało, ale nie on. Mój dziadek miał końskie zdrowie i wiedziałem, że nie mam, po co odbierać. I miałem rację. Słuchając jego stanowczego, acz miłego i jednocześnie martwiącego się głosu, chciałem zapaść się pod ziemię, zakopać i nigdy już stamtąd nie wychodzić. Nie byłem pewien, co ludzie mówili o mojej decyzji. Sąsiedzi od zawsze mnie nie lubili, a gdy usłyszeli, że idę do seminarium na pewno skakali z radości, choć stuprocentowo pewny nie byłem...

Margo Flint była jedyną sąsiadką, która mnie uwielbiała. W dzieciństwie bawiłem się razem z jej brzydką pryszczatą córką, ale za to piekła przepyszne ciasta, więc Layla była tylko jakby zapłatą. Nie przyjaźniliśmy się, nie byliśmy też kolegami. Między nami było czyste kumpelstwo, które z wiekiem przerodziła się w porządanie do coraz piękniejszej blondynki, a z czasem w miłość od pierwszego wejrzenia, kiedy piegowata Layla przyszła od fryzjera z włosami do ramion i wyregulowanymi brwiami...

Zacisnąłem mocniej palce na ekranie telefonu. Moje myśli wybiegły za daleko i to nie był zbyt pożądany kierunek. Otwarłem oczy, które nie wiem, kiedy zamknąłem i narysowałem palcem wzór odblokujący ekran. Na wyświetlaczu ukazała się tapeta przedstawiająca drewnianą huśtawkę na tle rozmazanego domu dziadka. Pamiętam dokładnie, kiedy zrobiłem to zdjęcie. Kupiłem wtedy ten właśnie telefon, pierwszy mój porządny smartfon z aparatem przednim i tylnim. Kilka lat wcześniej mogłem tylko o nim marzyć, ale pewnego dnia doczekałem się odpowiedniej kwoty w swojej skarbonce i kupiłem sobie ten "szpan". Na samą myśl zaśmiałem się, bo tak w sumie było to tylko trzy lata temu, a wspominałem to jakby było dziesięć lat wstecz. To zdjęcie jednak powstało z przypadku. Siedziałem na trawie bawiąc się nowym cackiem, miałem świeżo założonego Instagrama i ściągniętą aplikacje Facebooka, chciałem coś dodać, pochwalić się i tak jakoś powstało to zdjęcie. Co prawda przez jakiś czas na tapecie królowały w ogóle innego typu fotografie, ale w końcu dwa lata temu to zdjęcie zostało ustawione i jest po dziś dzień.

Dziadek dzwonił z wiadomością, że Margo miała zawał. Chciał, żebym przyjechał i jako ksiądz pomodlił się o zdrowie dla ukochanej sąsiadki. Nie wiem, czy sobie ze mnie kpił, czy był śmiertelnie poważny, ale ostatnim, o czym teraz marzyłem to wystąpienie przed Laylą w sutannie.

~~~~~

Hej! Trochę przeszłości Charlsa tak na początek, ale nie wszystko, żeby nie było to wszytko takie łatwe 😂 brudy wyjdą z czasem 🙌 ten wątek będzie się ciągnął przez całe MS, więc będzie ciekawie i oczywiście poznacie ową Layle. Spokojnie, będzie również coś o Ninie, ale jeszcze nie teraz.
Do miłego czytania! 😘

Nowe ZasadyWhere stories live. Discover now