41. Córka Strażnika

89 10 0
                                    

SEDRIC

Coś było nie tak. Czułem, że wpadliśmy z deszczu pod rynnę. Ale Scarlett wydawała się być zadowolona. Ja jednak nadal pozostawałem czujny.
Kiedy znaleźliśmy się po długiej stronie portalu poczułem dreszcze. Wkroczyliśmy do sali, która nic nie mówiła nam o miejscu, w którym się znaleźliśmy. Ściany i podłoga zabudowane z drewna, ale nic poza tym. Obejrzałem się na Scar. Rozglądała się jak ja, tyle że z zaciekawieniem, ja z zamiarem odnalezienia pułapek.
- Idź z nimi do Northa - powiedział ten siwowłosy dupek do wielkiego, owłosionego stwora.-Ja muszę teraz zając się swoim życiem. - dodał i popędził schodami w górę.
Poszliśmy za stworem, który popchnął wielkie drzwi i zaprowadził nas do miejsca, które znałem. Pan pokazywał mi je wiele razy. Główna Siedziba Strażników Marzeń. Nie mogłem uwierzyć, że byłem w tym miejscu.
Ale potem zostałem zaskoczony jeszcze bardziej.
Wielki, gruby mężczyzna, latająca kobieta, ogromny królik i mały człowieczek stworzony z piasku spoglądali na nas, dokładnie skanując wzrokiem. Strażnicy marzeń.
Niby Pan mówił, że istnieją, ale wydawało mi się, że wyolbrzymiał to, jak wyglądają. Jednak wszystko było tak jak mówił. Czułem się dziwnie, jakbym wkroczył do jakiejś obcej bajki, zupełnie nie stworzonej dla mnie.
- Gija?! - Mikołaj wydał z siebie zaskoczony okrzyk. Jego wzrok utkwiony był w Scar. - Na wielki, błyszczący Księżyc, to przecież niemożliwe - wyszeptał, nagle blednąc. Jego rumiane policzki błyskawicznie straciły kolor.
- North, wszystko w porządku? - podleciała do niego Wróżka i łapiąc go za ramię pochyliła się nad nim. Nie odpowiedział jej, wybijając przenikliwy wzrok w dziewczynę stojącą obok mnie. Instynktownie podszedłem do niej i zasłoniłem własnym ciałem. Dopiero to wyrwało go z transu. Już miał coś powiedzieć, kiedy znów pojawił się białowłosy dupek, tym razem bez swojej dziewczyny.
- A więc jednak wróciłeś... - odezwał się ogromny Zając. Nadal jego wielkość była dla mnie niezłym szokiem. - Kto by się spodziewał...?
- A co? Tęskniłeś Kangurku? - zakpił z niego chłopak. - Spokojnie nie zostaniemy tu długo. Jestem tu tylko ze względu na ich .- kiwnął głową w naszą stronę . - Chcę wiedzieć co z nimi zrobicie i znikam. Na. Zawsze.
- To nie są dzieci Mroka...! - warknął zirytowanym głosem królik. Mrokiem nazywali chyba Pana. Nie było chyba na to lepszego określenia.-A przynajmniej nie ona. - Co do chłopaka nigdy nic nie wiadomo...
Nic z tego nie rozumiałem. Scarlett też nie. A oni nic nie wyjaśniali...
-Czekaj, bo cię teraz nie rozumiem. Czy ktoś mi wyjaśni, o co tak właściwie się tu dzieje?! - krzyknął białowłosy. Odpowiedziała mu cisza. Zawsze się tak zachowywali? Ludzie... Stworzenia, które niby miały chronić ludzkość przedrzeźniali się, wrzeszczeli i irytowali? Pan, czy Mrok miał co do nich rację - banda dupków.
- Dobra. - mruknął chłopak wycofując się - Nie, to nie.
-Chyba czas, abyście poznali prawdę. - odezwał się nagle Mikołaj.- Kiedy Elsa się obudzi, poinformuj mnie.
Białowłosy kiwnął nieznacznie głową i wrócił tam, skąd przyszedł.
- Yeti zaprowadzą was do pokoju. Możecie tam przeczekać czas, kiedy Elsa będzie spała. - odezwał się do nas, po czym odwrócił plecami. Bez wyjaśnień, gdzie jesteśmy, co miał na myśli, że nie jesteśmy dziećmi Mroka... Nic, zero. Zajebiście.
Kilka godzin później nadal nie dostaliśmy odpowiedzi na nasze pytania. Scarlett nie dała sobie przegadać, że coś jest nie tak. Twierdziła, że to nasza wolność.
W końcu do pokoju wszedł Yeti. Mruknął coś, co miało znaczyć, że mamy iść za nim. Scarlett trzymała głowę wysoko, chcąc pokazać, ze się nie boi. Mimo to martwiłem się o nią. Zagryzała nerwowo wnętrze policzka odkąd weszliśmy do sali z ogromnym globusem po środku. Strażnicy mieli jakąś chorą obsesje na punkcie wielkości. No bo serio, wielki królik, wielki globus, a nawet wielka kanapa, na której usiedliśmy. Jak już mówiłem - banda dupków z obsesją na punkcie wielkości.
Oczywiście Strażnicy już tam byli. I znów się na nas gapili. Denerwowało mnie to, ale nie chciałem się odzywać. Scar już wystarczająco się denerwowała.
- W porządku? - zapytałem, patrząc na nią. Nerwowo kręciła palcami, mimo że próbowała udawać dzielną. Odwróciła się do mnie i pokiwała głową. Chciałem, żeby wszyscy się stąd wynieśli. Albo żeby przynajmniej przestali się gapić.
Nikt nic nie mówił, co irytowało mnie coraz bardziej. W końcu jednak swoją obecnością zaszczycili nas Elsa i jej bialowlosy kochaś. Oni również usiedli na ogromnej kanapie.
- Możesz nam już powiedzieć o co chodzi? - spytał bialowlosy. Mikołaj oderwał wzrok od Scarlett, a ja cieszyłem się w duchu. Jego tęskne spojrzenie skierowane na nią nie podobało mi się. Już przerabialiśmy znęcanie się przez jednego faceta i mimo, że ten nie wyglądał na takiego, co mógłby zrobić jej krzywdę, nie zamierzałem mu ufać. Nie zamierzałem ufać nikomu z tego towarzystwa. Spojrzał na Else, która też czuła się przytłoczona spojrzeniem starucha. Na szczęście dość szybko przeniósł wzrok na białowłosego.
- Gregory był do ciebie podobny. - odezwał się stary, dziwnie emocjonalnym głosem- Choć on nigdy nie robił sobie żartów, nie zachowywał się jak dzieciak. Zawsze był uśmiechnięty, serdeczny...
- Kim był Gregory? - spytał chłopak.
-Strażnikiem Miłości. - wyjaśnił, ale najwyraźniej nie mi. Nic nie rozumiałem. - Zajmował się okresem, w którym dziecko stawało się dorosłe. Pilnował, aby kierowało się sercem. Był w tym genialny. Potrafił tak splątać ścieżki dwóch osób, aby z pewnością się spotkały. Ale jednego mu brakowało-własnej miłości. Do tej pory w rozległej historii Strażników coś takiego jak "związki" nie istniały. W poprzednich życiach - owszem. Ale kiedy stawałeś się Strażnikiem, oficjalnie rezygnowałeś z dalszego życia na rzecz szczęścia dzieci. Pewnego dnia Greg poznał Giję. Ta dziewczyna zawładnęła jego umysłem i sercem. Był jeszcze lepszy w tym co robił i jeszcze szczęśliwszy. Nie negowaliśmy jego związku, skoro sprawiał, że lepiej się sprawdzał w swoich obowiązkach. Ba, poznaliśmy Giję i zawładnęła również nami. Była miła, urocza, dobra i trochę zadziorna. Greg stracił dla niej głowę do tego stopnia, że chciał ją przemienić w nieśmiertelną, aby mogli żyć do końca życia. Ale kiedy chciał to zrobić, okazało się, że ona jest w ciąży. Podczas tego stanu nie wolno stosować na kobietach żadnej magii, bo mogłoby to odbić się na zdrowiu dziecka. Miał ją przemienić po porodzie. Ale wtedy ona zmarła. Urodziła dziewczynkę i zmarła na stole operacyjnym. Gregory się załamał. Stracił cały świat. Popadł w depresję. Przywiózł córkę do nas i zamknął się w pokoju zostawiając ją z nami. Spędziłem z tą dziewczynką dwa tygodnie i wiedziałem, że będzie taka sama jak matka. W końcu musiałem pomóc otrząsnąć się Gregowi w powrocie do dawnego życia. Miał córkę, musiał się nią zaopiekować, to nie było nasze zadanie. Poszedłem do jego pokoju, kiedy mała jeszcze spała, a wtedy... zobaczyłem wiszące ciało Grega.
Wstrząsnęło mną. Zacząłem po cichu łączyć wątki, Ale chciałem wierzyć, że to tylko moja chora wyobraźnia.
- Greg był nieśmiertelny - ciszę przerwał cichy głos Elsy. - Jak w ogóle zdołał się zabić?
-Nieśmiertelność Strażnika nie oznacza niezwyciężoność. - wyjaśnił. - Nie starzejemy się, ale potrzebujemy wszystkich rzeczy, którzy potrzebują zwykli śmiertelnicy. Co prawda mamy większą odporność na choroby, ból, a nawet leki. Ale on się powiesił. Odciął sobie dopływ powietrza. Najprawdopodobniej męczył się parę godzin. Ale w końcu umarł.
- Co z tą...dziewczynką? - odezwała się nagle Scar. Ona też połączyła wątki. Widziałem, jak jej mur odwagi powoli się kruszy. Stała się blada, a ja byłem gotów zrobić wszystko, by ją stąd zabrać. Wiedziałem jednak, że ona potrzebuje odpowiedzi. Sam ich potrzebowałem.
Nagle pojawiła się nad nami ogromna sylwetka Mikołaja. Górując nad nami sylwetką wcale nie wyglądał na miłego dziadziusia rozdającego prezenty dzieciom.
Wstałem natychmiast zasłaniając dziewczynę własnym ciałem.
- Jeżeli ją tkniesz... - warknąłem ostrzegawczo, ale staruch odepchnął mnie jedną ręką tak, że prawie się przewróciłem. Gdyby dzieciaki wiedziały, że ich ukochany Mikołaj ma tyle pary w jednej ręce, nie zostawiały by mu ciasteczek i mleka.
Kiedy ja zbierałem godność po tej zniewadze on kucnął przed Scar. Złapał ją za dłoń, która w jego ogromnej ręce wydawała się taka malutka.
- Musieliśmy oddać ją do sierocińca. - powiedział - To nie było miejsce dla dziecka bez rodziców. Miała twoje oczy. Twoją twarz. Twoje rysy twarzy. Miała twoje imię, Scarlett.
- Ja...? - oczy dziewczyny zabłysły.
- Ty jesteś ich córką. Córką Strażnika.
Zachłysnęła się powietrzem, tak zresztą jak ja i reszta towarzystwa.
- Nie jestem...moim ojcem nie był Mrok? - spytała używając na Pana tego imienia, którym określali go Strażnicy.
- On nie miał dzieci. Jest istotą niemal niematerialną. - odpowiedział wystając. Jej wzrok natychmiast powędrował do mnie. Ona może i była córką "tych dobrych", ale ja nie. Kim zatem byłem?
- Dlaczego w takim razie tak bardzo mnie nienawidzisz? - spytała Elsa, więc wszyscy na nią spojrzeli. - Poprzedni związek Strażnika i śmiertelniczki zaakceptowaliście. Dlaczego nie chcecie zrobić tego teraz?
- To wcale nie tak. - westchnął Mikołaj. - Gregory był dla mnie jak syn. Znałem go jako dziecko. Znałem go zanim stał się Strażnikiem. Pewnego dnia uratował dziewczynkę spod kół samochodu. Wyprosiłem Księżyc, aby dał mu drugie życie. Tracąc go, straciłem część siebie. Straciłem coś, co potem on stracił -miłość. A kiedy pojawił się Jack... Zależało mi na tym, aby nie stracić kolejnego podopiecznego. Obiecałem sobie, że jego nie dam już skrzywdzić. Widziałem jak na ciebie patrzy od początku. Wiedziałem, że to oznacza kłopoty. Nie chciałem dopuścić do tego związku. Nigdy cię nie nienawidziłem.
- Więc to wszystko...te spojrzenia...nienawiść...to przez zazdrość? - odezwał się białowłosy. Miałem gdzieś ich dramaty. Sam miałem własne.
- Jack, nie zrozum Northa źle. -wtrąciła się Wróżka. Zaskoczył mnie jej miękki, melodyjny głos. Był piękny. Ona jedyna wydawała się być tu odpowiednia. - Doskonale wiedzieliśmy, do czego zmierza wasza miłość. W końcu na pewno wybrałbyś ją. Baliśmy się, że zostawiłbyś nas. I ten strach właśnie do tego doprowadził.
Pomiędzy Elsa i tym białym dupkiem trwała jakaś niema rozmowa. Podobna do tej, która jeszcze przed chwilą prowadziłem ze Scar.
- Chodźcie. - powiedziała do nas Elsa. Kiedy nie miała na sobie krwi, ran i podartych ubrań była naprawdę ładna. Co prawda nie w moim guście, ale musiałem przyznać, że miała przepiękne oczy, a jej włosy odbijały światło jasnymi refleksami -Idziemy coś zjeść.

Fake Siblings ✔Where stories live. Discover now