2. Rycerz

213 24 5
                                    

   SCARLETT

To był pierwszy raz, kiedy mnie uderzył i upokorzył. Od tamtego czasu stało się to codziennością...

Sedric był super. W ogóle się ze mną nie kłócił i zawsze się ze mną bawił. Lubił się bawić w rycerzy. Wyjaśnił mi, że to mężczyźni, którzy bronią księżniczek i walczą ze straszliwymi potworami. Powiedział, że ja mam być księżniczką, ale mi się to nudziło. Patrzyłam jak walczy i siedziałam w wieży. Wolałam być z nim. Nawet jeśli miałabym pokonać smoka.

Pozwolił mi być drugim rycerzem, jeżeli go pokonam. Nie udało mi się to, ale i tak nim zostałam, bo Sed powiedział, że jestem odważna, a oni muszą być odważni.

Uwielbiałam być rycerzem. Wtedy czułam, że mogę wszystko pokonać. Nawet, jeżeli Sed cały czas ze mnie żartował...

-Scar, źle trzymasz miecz!-zaśmiał się w głos mój brat. Spojrzałam w dół, gdzie miał znajdować się mój wymyślony miecz. Nie wiedziałam o co mu chodziło, trzymałam go tak jak on. A wtedy poczułam dotyk jego zimnych rączek na szyi.

-Pokonana!-krzyknął zwycięsko, a ja uniosłam na niego spojrzenie.-Uciąłem ci głowę, siostrzyczko! Znowu przegrałaś!

-Myślałam, że nie możemy się pokonywać!-zezłościłam się.- Podpuściłeś mnie! To nie fer!

Zaśmiał się znowu i złapał za brzuch. Nie rozumiałam, z czego on się tak śmieje. Tupnęłam wściekle nogą, chcąc pokazać, że to nie jest śmieszne. Ale on śmiał się jeszcze bardziej.

-Co się tu dzieje do cholery?!-usłyszałam nagle głos Pana. Ale byłam tak ogarnięta złością, że nawet nie przestraszyłam się jego wściekłego głosu. Sedric jednak szybko się opanował i skłonił głowę.

-Bo on się ze mnie cały czas śmieje, tato!-krzyknęłam wskazując palcem na sprawcę. Oczekiwałam, że Pan zgani chłopca, ale zamiast tego poczułam mocne uderzenie w policzek. Osunęłam się na ziemię, a do oczu mimowolnie spłynęły mi łzy.

-Nigdy. Nie mów. Do mnie. TATO!-krzyknął i dopiero wtedy zrozumiałam jak wielki błąd popełniłam. Poczułam kopniak między żebra i zapłakałam jeszcze głośniej.- I nie rycz. Nienawidzę tego.-wysyczał, a chwilę potem usłyszałam kroki i skrzypienie drzwi. Poszedł.

-Scarlett?-usłyszałam głos Sedrica.-Scarlett, przepraszam, nie chciałem, już nie będę, obiecuję.

Mówił chaotycznie, z przestrachem w głosie, a ja chciałam go uspokoić, że nic mi nie jest, ale nie chciałam go okłamywać. Bolało mnie za bardzo i chciało mi się spać. Wiedziałam, że nie mogę, ale powieki same mi opadały i w końcu poczułam błogą ciemność.

SEDRIC

Wcześniej, kiedy bawiliśmy się w rycerzy łatwo i było grać odważnego. Ale kiedy naprawdę stanąłem w obliczu wyzwania wszystko stało się trudniejsze...

Jej oddech był tak płytki, że zastanawiałem się, czy umarła. Kiedy ją uderzył chciałem ją obronić, ale zganił mnie wzrokiem, więc stałem w miejscu. A potem ją kopnął, a ja bałem się, że ją zabił.

Wszystko to była moja wina. Gdybym się z niej nie śmiał, wszystko byłoby dobrze. Wolałbym, żeby ukarał mnie, a nie ją.

Starałem się nie rozpłakać z całej siły. Chłopcy nie płakali. Musiałem być silny. Byłem rycerzem.

Nie wiedziałem, co miałem robić. Byłem tylko dzieciakiem, a ona miała na brzuchu paskudnego siniaka. Nie chciała się też obudzić mimo, że wołałem ją wielokrotnie. Powinienem udać się do kogoś dorosłego, ale jedyną osobą, jaka tu była był Pan, który ją skrzywdził. Nie wiedziałem, czy będzie chciał jej pomóc. Byłem niemal przekonany, że nie.

Ale musiałem spróbować. Dla niej. Jeżeli miał mnie zbić tak jak ją-bylem na to gotowy.

Pogłaskałem ją po głowie i pocałowałem sinejacy policzek.

-Uratuję cię, księżniczko.-szepnąłem, a potem wstałem z podłogi i poszedłem na spotkanie z Panem.

Siedział na swoim tronie-jak zwykle. Uwielbiał tam przesiadywać, chociaż ja nie chciałem się do niego zbliżać. Nie wiedziałem, jak mógł traktować to siedzisko jako wygodne.

-Panie-ukłoniłem się przed nim i spuściłem wzrok.- Scar tam leży i... boję się, że... zabiłeś ją, Panie.

Przez chwilę panowała głucha cisza, a ja sądziłem, że musiał wyjść, więc uniosłem wzrok. Ale on nie wyszedł. Wpatrywał się we mnie przerażającymi, nienaturalnie żółtymi oczami. Świdrował mnie wzrokiem, a ja znów poczułem ochotę żeby spuścić wzrok. Powtórzyłem sobie w głowie, że muszę być odważnym rycerzem i powstrzymałem się.

-Warto jest dla niej ryzykować?-spytał w końcu. Nie całkiem wiedziałem, o co mu chodziło. Wiedział, że spodziewałem się, że mnie uderzy? A jeśli tak, dlaczego był taki spokojny?

-Chcę jej pomóc.-odpowiedziałem tylko, a on warknął groźnie, a potem wstał z tronu by przejść się po pomieszczeniu.

-Takie jak ona powinno się trzymać krótko na smyczy.-syknął. Nie do końca wiedziałem, co znaczyło "takie jak ona". Zastanawiałem się też nad znaczeniem słów "trzymać krótko na smyczy". Z tego co wiedziałem, na smyczy trzymało się psy. A ona nie była psem tylko człowiekiem. Więc dlaczego chciał trzymać ją na smyczy? Chciałem o to zapytać, ale musiałem pamiętać, po co tu przyszedłem. Z pewnością nie po odpowiedzi na moje pytania.

-Ona nie chciała, panie. To wszystko moja wina. Gdyby nie ja...-przerwałem, kiedy błyskawicznie pojawił się tuż przede mną.

-NIGDY za nią nie przepraszaj. Ona sama jest tego winna, słyszysz? To przez samą siebie tam teraz leży. Ty NIC nie zrobiłeś.

Nie wydawał się być zły na mnie, ale wściekły na nią. Wtedy tego nie pojmowałem. Wydawało mi się, że on jej nie lubi i nie rozumiałem tego, bo nie było w niej ani jednej rzeczy, której nie można by było nie lubić.

-Nie chcę żeby ona tam umarła.-wyszeptałem tylko w odpowiedzi, bojąc się choćby ruszyć. Odsunął się ode mnie i znów usiadł na tronie zastygając w poprzedniej pozycji.

-Powinna. No ale skoro tak ci na niej zależy na moim biurku jest fiolka z niebieską maścią. Posmaruj ją tym. Powinno jej przejść.-nie powiedział nic więcej, tylko przybrał zamyśloną minę. Tak bardzo bałem się, że zrobię coś źle, ale jednocześnie nie oczekiwałem niczego więcej. Wiedziałem, że i tak zrobił już zbyt dużo. Podbiegłem na koniec pomieszczenia i zabrałem naczynie. Kiedy się odwróciłem ujrzałem, że Pan przypatrywał się i intensywnie. Przestraszyłem się i spuściłem wzrok, a mimo to nadal czułem jego spojrzenie. Powoli podszedłem do drzwi i wyszedłem.

Kiedy tylko znalazłem się na zewnątrz wypuściłem powietrze. Nawet nie wiedziałem, że je wstrzymywałem. Byłem przerażony, a jednocześnie szczęśliwy, że zyskałem lekarstwo. Uśmiechnąłem się pod nosem i popędziłem do pokoju Scar.



Halo, czyżby to poświąteczny maraton?

Fake Siblings ✔Where stories live. Discover now