27. On coś wie

106 18 2
                                    

SEDRIC

Nie chciałem iść tam z nią. Wolałem odesłać ją do pokoju. Chciałem, by była bezpieczna nawet, kiedy sam musiałbym przyjąć karę za nieposłuszeństwo. Od dziecka wiedziałem, że Pan jest potworem i że może robić straszne rzeczy. Nie chciałem, by ją skrzywdził. Nie pozwoliłbym na to.

Ale ona musiała być oczywiście odważna jak cholera i w ogóle tego nie świadoma. Tyle ryzykowała pomagając dziewczynie, a jednak przychodziła do niej i o nią dbała. Służyła Panu i wykonywała każde jego polecenie - nawet te najbardziej okropne. Zostawiłem ją tu samą na trzy dni. Przez ten czas mogło się jej tyle stać, a ja jak egoista dbałem tylko o siebie. Kiedyś mi to nie przeszkadzało, ale nie teraz. Nie, kiedy ta drobna osóbka pokazała mi, jak niesamowita była.

Wkroczyliśmy do sali tronowej, w której znajdował się Pan. Nie było mnie tu, odkąd opuściłem to miejsce, ale przez te kilka dni wydawało się tu zmienić wszystko. Nagle poczułem się, jakbym znowu wkroczy ł do podziemi. Okna przysłaniały ciemne zasłony, wszystko pokryte było ciemnym, połyskującym piaskiem. Wokół poruszały się te przerażające konie, których było o wiele więcej. Wydawały się być otępiałe, jakby dopiero się obudziły ze snu, przez co doskonale rozpoznałem dwa pierwsze, które stworzył. Stały na piedestale, pod dwóch stronach tronu i rżały, kiedy jakiś nowy koń się do nich zbliżył. Widać, że te dupki czuły się jak władcy nad pozostałymi. Kiedy nas zobaczyły wydawało mi się, że w ich oczach dostrzegłem ekscytacje. To nie mogło oznaczać nic dobrego.

- Wzywałeś nas, Panie. - ukłoniła się Scarlett. Jej długa suknia zaszeleściła. Ja skłoniłem głową i założyłem ręce na piersi. Nie zamierzałem się przed nim płaszczyć.

- Ach, w końcu jesteście. - wstał z tronu, a wszystkie konie stanęły w miejscu skłaniając łby. - Bardzo dobrze. Chodźcie.

Nie podobało mi się, że miał taki dobry humor. To nigdy nie oznaczało nic dobrego. Podszedłem jak najbliżej Scar gotów na obronienie jej.

- Trzymaj się blisko mnie - szepnąłem jej do ucha. Popatrzyła na mnie zdezorientowana, czemu wcale się nie dziwiłem. Sam nie rozumiałem nagłej potrzeby ochrony jej.

Pan zaprowadził nas przed drzwi, za którymi znajdowała się dziewczyna. Zatrzymał się, a potem odwrócił w naszą stronę.

- Scarlett, idź ogarnąć dziewczynę. Ostatnio... trochę się poturbowała. - powiedział uśmiechając się złowieszczo. Poczułem, jak dziewczyna obok mnie sztywnieje. Wiedziałem, że chciała się rzucić na pomoc, ale musiała być ostrożna.

- Tak jest, Panie. - ukłoniła się sztywno, otworzyła drzwi i weszła do środka. Chciałem pójść za nią, ale powstrzymał mnie jego głos.

- A ty, Sedricu, pójdziesz ze mną. - powiedział, po czym wszedł przez drzwi obok. Spojrzałem ostatni raz na te, za którymi zniknęła Scar. Mogłem tam pójść wbrew jemu, ale nie chciałem go denerwować. Podążyłem za nim.

Pokój nie był duży. Znajdował się w nim tylko stół pokryty strzykawkami, fiolkami i narzędziami chirurgicznymi oraz szafa z mnóstwem słoiczków z przeróżnymi substancjami. Po prawej znajdowała się pusta, ciemna ściana.

- Wiesz Sed, ja nie jestem złym człowiekiem. - zaczął, a ja miałem ochotę parsknąć śmiechem na absurd, który wyszedł z jego ust. - Opiekowałem się wami od małego. Wychowałem was na wspaniałe osoby. A teraz chcę pomóc tej dziewczynie.

"Katując ją?" - pomyślałem, ale nie powiedziałem nic na głos.

- Wiesz kim ona jest? - spytał, ale nie dał mi odpowiedzieć. - Jest matką z przepowiedni, którą was uczyłem. Ona urodzi dziecko, które pomoże mi... NAM zawładnąć nad światem. Wszyscy ludzie będą nam się kłaniać. Będą nas wielbić. Wyobraź to sobie! Na drodze stoi nam tylko jedna przeszkoda. Ona jest bezpłodna.

Fake Siblings ✔Where stories live. Discover now