30. Szansa

89 13 1
                                    

SCARLETT

Zmierzałam do komnaty Pana. Od rana był rozdrażniony, bardziej niż zwykle i rozstawiał wszystkich po kątach. Byłam u niego już trzy razy, a nie było nawet dwunastej. Coś się szykowało, byłam tego pewna.

Nie widziałam Sedrica od rana, kiedy się obudziłam już go nie było. No tak, spałam w jego łóżku każdej nocy. Odkąd kilka dni temu przyznałam, że również go pragnę, kazał mi spać tylko i wyłącznie w jego komnacie, przy nim. Jednak zanim wszyscy w zamku wstawali musiałam zmykać do mojego pokoju. Nikt nie mógł się dowiedzieć, że byliśmy razem, a w szczególności Pan. To było dość ciężkie, zważywszy na jego sługi w każdym zakamarku. Jednak Sed znajdował coraz to nowe kryjówki, do których mnie zaciągał. Martwiłam się, bo nie widziałam się z nim od rana i nie miałam pojęcia gdzie mógł się podziewać.

Raptem poczułam jak ktoś pociągnął mnie ku jednemu z korytarzy. Już chciałam krzyknąć, kiedy poczułam miękkie usta na swoich.

- Gdzieś ty był?! - szepnęłam nerwowo. - Pan dostaje szału, ja do niego latam, a ciebie nie ma!

- Nie gorączkuj się tak - mruknął i znów mnie pocałował. Odsunęłam się od niego. Mimo ciemności byłam pewna, że przewrócił oczami- Byłem na zwiadach. Podobno Pan opuszcza posiadłość.

- To znaczy, że...

- Tak, to nasza szansa. Dzisiejszej nocy uwolnimy tą twoją Elsę.

Rzuciłam się mu na szyję i przywarłam ustami do jego ust. Byłam taka szczęśliwa, w końcu dziewczyna będzie wolna! Rok to o wiele za długo by tu przebywać. Ale tej nocy wszystko miało się zmienić.

- Możesz mnie tak całować za każdym razem, kiedy przynoszę ci dobre wieści.- mruknął, a ja zachichotałam cicho. Kiedy tylko byłam obok niego wszystkie zmartwienia odchodziły, a ja nie widziałam nic, poza nim. Tak było i teraz, dopóki nie usłyszałam zdenerwowanego krzyku Pana. Oderwałam się natychmiast od Seda i już chciałam ruszyć naprzód, kiedy poczułam jak łapie mnie za rękę.

- Musze iść. Puść mnie. - powiedziałam nerwowo. Nie chciałam denerwować Pana. Nie, jeśli była szansa na jego wyjazd.

- Buziak na do widzenia. - stwierdził układając usta w dzióbek.

- Jesteś niemożliwy. Jeszcze ktoś nas zobaczy. - pokręciłam głową z politowaniem.

-  Niech zobaczy. - przysunął mnie jeszcze bliżej.

- Jakiś sługa może przyjść.- westchnęłam, kiedy jego dłoń gładziła mój nadgarstek. Przeszedł mnie dreszcz i traciłam oddech. Co ten chłopak ze mną robił...

- Niech przyjdzie. - wpatrywał się intensywnie w moje usta, które mrowiły nieprzyjemnie czekając na upragniony pocałunek.

- Pan... - nasze twarze były tak blisko. Wystarczyło pochylić się i...

- SCARLETT!!! - odskoczyłam gwałtownie od Seda i ruszyłam przed siebie. Usłyszałam za sobą jego śmiech i przyspieszyłam kroku przewracając oczami. Naprawdę był niemożliwy.

Wkraczając do komnaty Pana ujrzałam niesamowity bałagan rozprzestrzeniający się coraz bardziej. Sam Pan biegał w kółko jakby czegoś szukając. Wydawał się osłabiony i jakby... chory. Może dlatego musiał wyjechać... Skłoniłam się i przywitałam z nim.

- Wreszcie jesteś. Przyprowadź mi tą dziewuchę. - powiedział i opadł na fotel stojący w kącie. Tak, zdecydowanie było coś z nim nie tak. - Pospiesz się! - wrzasnął, a ja popędziłam do celi dziewczyny. Nigdy nie puszczał mnie tam samej, ale skoro teraz to robił nie zamierzałam narzekać.

Fake Siblings ✔Where stories live. Discover now