40. Jeńcy

80 13 0
                                    

Weźcie popcorn i zróbcie siusiu. Czas na maraton.

SCARLETT

Wnikanie w ciemność przypominało trochę nurkowanie. Kiedy chciałam już nabrać powietrza, wrócić do żywych, ciemność zalewała moje płuca jak woda. Nie widziałam, nie słyszałam i nie czułam nic. Próbowałam jakoś namierzyć, gdzie jest góra, gdzie dół, ale nie było nawet tego.

Pojawił się ból. On i ciemność zdawali się żyć ze sobą jak dwoje kochanków. A ja cierpiałam pośród tej chorej miłości. Chciałam krzyczeć, ale czułam, że stałam się ciemnością. A skoro nią byłam, to znaczy, że byłam niczym. Bezkresnością.

Chciałam odpocząć. Przestać walczyć, bo miałam już dość. I zrobiłam to.

Coś się zmieniło podczas ciemności. Nagle z nieokreślonej zmieniła się w materialną. Mogłam ją niemal poczuć i co najważniejsze - czułam samą siebie. Wydawało mi się nawet, że czuję miękkie łóżko pod sobą.

Mój umysł powoli wracał do siebie. Powracały wspomnienia, osoby, uczucia. Znów byłam Scarlett.

Przypomniałam też sobie co się stało. Zakażenie w moich ranach, wściekły Pan, spadanie ku ciemności. Gdzie byłam teraz? Gdzie był Pan? Gdzie Sed?

Miałam zbyt dużo pytań, na które chciałam znać odpowiedź. Chciałam też wrócić do Seda. Chciałam walczyć.

Skupiłam się na swoim ciele. Najpierw poczułam palce u stóp. Poruszałam nimi, a przynajmniej starałam się to zrobić. Nie udało mi się, ale były odrętwiałe, co znaczyło, że nadal żyłam. Później poczułam koniuszek nosa, ramiona i w końcu dłonie. Cała byłam odrętwiała, ale przynajmniej czułam cokolwiek. Skupiłam swoją energię na oczach. Musiałam je otworzyć. Zobaczyć znów świat. Moje powieki nieco rozchyliły się. Walczyłam z potrzebą snu. Zobaczyłam światło. Jasny, biały rogalik. Księżyc. Po moim policzku zsunęła się łza. Ludzie ze światła czuwali nade mną. Wiedziałam to.

Była noc, a ja leżałam w miękkim łóżku. Ubrana byłam w majtki i coś luźnego, przypominającego krótką koszulkę. Odwróciłam głowę na drugą stronę i kolejna łza spłynęła po policzku.

Sedric.

Siedział przy mnie, trzymając moją dłoń pod głową. Jego oddech był miarowy. Spał. Nie miałam pojęcia, gdzie byliśmy, ale czułam że jesteśmy wolni. Albo będziemy już niedługo. Wysunęłam ostrożnie dłoń spod głowy chłopaka. Zerwał się natychmiast.

Na mnie padało światło Księżyca, on jednak był skąpany w cieniu. Widziałam jednak jak błyszczą mu oczy.

- Hej. - powiedziałam, ale zdałam sobie sprawę, że moje gardło zdołało wydać tylko jakieś nieokreślone skrzeczenie.

- Scarlett. - szepnął z namaszczeniem, po czym znów złapał moją dłoń składając na niej pocałunek za pocałunkiem. - Żyjesz. -powiedział tuż przy mojej skórze. - Gdybyś umarła zabiłbym go, a potem siebie. Ale żyjesz, a ja znów mogę się Tobą cieszyć.

Uśmiechnęłam się słysząc, jak.słodkie to było. On też się uśmiechnął, a moje serce przyspieszyło.

- Co się stało? - spytałam. Moje gardło powoli wracało do stanu względnej użyteczności.

Fake Siblings ✔Where stories live. Discover now