Błąd?! *C*

1.8K 202 22
                                    

- Dziękuję, że się zgodziłeś na niezapowiedziane odwiedziny. - mruknęłam, siadając obok ojca. 

- Tak dawno cię nie widziałem. - wydawał się rozczulony. 

- Na własne życzenie. Nawet nie raczyłeś się ze mną pożegnać. Ha! Nawet nie powiedziałeś mi, dokąd jedziesz. - miałam do niego o to żal. - Musiałam wyciągać informację od Lauren. 

- To dobra dziewczyna. - przyznał. 

- Owszem, ale nie przyjechałam tutaj, żeby mówić o Lern ani o żadnym z moich przyjaciół. 

- Co się stało? - tym razem się zmartwił.

- Poznałam dzisiaj pewną dziewczynkę. Naprawdę urocze dziecko. - mimowolnie się uśmiechnęłam. 

- To wspaniale, ale nie bardzo rozumiem. 

- Wiesz, jest świetna. Bardzo mądra jak na dziewięciolatkę. Podejrzewam, że ma to w genach. 

- Camila, przejdź do rzeczy. - lekko się zirytował. 

- Sofia Estrabao. Mówi ci to coś? Urodzona drugiego kwietnia, dwa tysiące ósmego roku. Zamieszkała w domu... - przerwał mi wypowiedź gestem ręki. 

- Dobra. Zrozumiałem. - odparł. 

- Chcesz mi to wytłumaczyć? - to raczej nie była prośba. 

- Ledwo wiązaliśmy wtedy z mamą koniec z końcem. Było ciężko przeżyć od wypłaty do wypłaty i jeszcze twoja szkoła i... - zaciął się na chwilę i ukrył twarz w dłoniach. - Nie mogliśmy sobie pozwolić na drugie dziecko. To był nasz błąd... - tym razem ja mu przerwałam. 

- Błąd?! Własną córkę nazywasz błędem?! - znowu się zdenerwowałam, ale tym w miarę szybko opanowałam nerwy. Niepotrzebna mi powtórka sprzed dwóch godzin. - Zawsze miałam cię za wzór. Podziwiałam cię i szanowałam, nie tylko jako ojca, ale również dobrego człowieka. A teraz okazuje się, że przecież dziecko, to jedynie problem. 

- Karla... to nie tak miało zabrzmieć. 

- Camila. - upomniałam go poirytowana. - Przykro mi, ale tak zabrzmiało. Wiele straciłeś w moich oczach. 

- Pozwól mi to wytłumaczyć. - próbował położyć dłoń na moim ramieniu, ale w porę się odsunęłam. 

- Nie musisz, tato. Dowiedziałam się tego, czego chciałam. Mamy jeszcze pięć minut. - stwierdziłam, zerkając na zegar wiszący na ścianie. - Może chcesz porozmawiać o czymś innym? - wysiliłam się na lekki uśmiech. 

- Co u ciebie, córeczko? - zapytał łagodnie.

Właśnie taki zawsze był. Łagodny i kochający. Nadal taki jest, ale teraz niestety patrzę na niego przez pryzmat jego własnych słów i czynów. 

- Mieszkam z Lauren. - odpowiedziałam zdawkowo. 

- Przecież miałaś wrócić do domu. - zdziwił się. 

- I wróciłam, tyle że po więcej swoich rzeczy. 

- Wiesz, za niedługo stąd wychodzę. - zaczął niepewnie. 

- Nie wiem, tato. - nie dałam mu dokończyć. - Nie chcę jej siedzieć na głowie, ale wiem, jaka jest. Nie puści mnie tak łatwo. Zresztą oduczyłam się spać sama. Nie potrafię zasnąć, jak nie wraca z pracy na noc. - odpowiedziałam naturalnie, zapominając, z kim rozmawiam.

Mój ojciec nie miał pojęcia o naszej przeszłości i o tym, co obecnie jest między nami. Był święcie przekonany, że tylko się przyjaźnimy. 

- Czy wy... - gwałtownie podniosłam się z krzesła, na którym siedziałam. 

- Muszę już iść. Zadzwoń, jak wyjdziesz. - rzuciłam i szybkim krokiem opuściłam pokój mężczyzny. 

- Do widzenia. - pożegnałam się z miłą recepcjonistką i wyszłam z budynku. 

Chciałam zadzwonić po taksówkę, ale telefon rozładował mi się już w domu dziecka. Tak to jest, jak dajesz dzieciakom grać. Już chciałam cofnąć się do ośrodka i poprosić o wykonanie połączenia, ale zauważyłam znajomy mi samochód, podjeżdżający pod budynek. Za nim jechał kolejny, dobrze mi znany wóz, a w nim nie nikt inny jak Zayn. Ta, żeby tylko on. Z auta wysiadła Lauren i dosłownie do mnie podbiegła, owijając ramiona wokół mojej szyi. Mimowolnie objęłam ją w pasie, zacieśniając uścisk. 

- Co ty sobie wyobrażałaś? - zapytała surowym tonem, gdy się od siebie oderwałyśmy. - Nawet nie wiesz, jak wszyscy się o ciebie martwiliśmy. 

- Przepraszam. - widząc jej zatroskaną twarz, zrozumiałam, że źle zrobiłam.

Nie powinnam uciekać przyjaciołom. 

- Chodź tu. - rozłożyła ramiona, a po chwili znowu tonęłam w czułym i pełnym uczucia uścisku. - Nigdy więcej mnie tak nie strasz. - wyszeptała w moje włosy. 

- Obiecuję. - wymruczałam w jej szyję i złożyłam na niej krótki i delikatny pocałunek. 

- Wracamy do domu. - ona również mnie pocałowała, tylko że w czubek głowy. 

Wsiadając do samochodu przyjaciela, napotkałam jego spojrzenie pełne troski, ale również rozczarowania. Był na mnie zły i słusznie. Powinien. To on jako jedyny z wszystkich obecnych zawsze był przy mnie, gdy stan mojego zdrowia ulegał pogorszeniu. Naprawdę źle postąpiłam. 

Siedząc w samochodzie, ułożyłam głowę na klatce piersiowej brunetki, a dłoń ułożyłam na jej brzuchu. Ona natomiast objęła mnie ramieniem, a palce wplotła w moje włosy. 

- Co powiedział? - zapytała Taylor po kilku minutach jazdy w zupełnej ciszy. 

- Przyznał, że Sofia jest jego córką. - szepnęłam.

Nadal nie mogłam w to uwierzyć. Jeszcze niedawno żałowałam, że nie mam rodzeństwa, a teraz okazuje się, że jest inaczej. 

- Co masz zamiar zrobić? - tym razem odezwała się Lauren. 

- Jeszcze się nad tym nie zastanawiałam. 

- Musisz się nad tym dobrze zastanowić. - wtrącił się Zayn

- Mała zasługuje na to, żeby poznać prawdę. - stwierdziłam. - Boję się tylko jej reakcji. 

- To mądra dziewczynka. - przyznała młodsza Jergi. 

- Wiesz, że jeśli twój ojciec zdecyduje się na sprawę o prawa do Sofii, będzie to trochę skomplikowane. Skoro mała ma na nazwisko Estrabao, twoja mama zapewne wpisała w akcie urodzenia, że ojciec jest nieznany. Będzie się to wiązało z testami na ojcostwo i może się ciągnąć w nieskończoność. - odezwała się Lauren. 

- Nie chcę teraz o tym myśleć. Jestem zmęczona. - odparłam, bardziej wtulając się w ciało dziewczyny. 

- Nie dziwię się. - pogłaskała mnie po głowie. - Prześpij się, Camz. Jeszcze trochę będziemy jechać. 

- Yhm. - mruknęłam, przymykając powieki. Chwilę później całkowicie odpłynęłam.

REMIND ME | CAMREN |Where stories live. Discover now