L - Trening w dziczy

670 65 44
                                    


- Kurama, gdzie idziemy? – zapytał blondyn będąc coraz bardziej niespokojnym

~ Jesteśmy prawie na miejscu.

Szli jeszcze kilka minut i zatrzymali się przed wejściem do lasu. Nie był to taki zwykł las. Lisy szkoliły się tam, a samo miejsce było otoczone barierą, przez którą nie mogli wyjść dopóki nie ukończą treningu. Kyuubi skręcił w prawo i szli wzdłuż krawędzi, aż blondyn nie ujrzał góry, a właściwie bardzo dużego kamienia, ostro zakończonego.

~ Tam rozpoczniesz trening.

Gdy stanęli przed kamieniem, lis podał Uzumakiemu deskę.

- Po co mi ona? – zapytał niczego nie rozumiejąc

~ Gdy wejdziesz na szczyt, musisz usiąść na tym i utrzymać się, bez podpierania. – wyjaśnił

- A-ale to tak się da? – nie mógł uwierzyć

~ Patrz i ucz się dzieciaku. – Kurama wyrwał Namikaze deskę, wbiegł na szczyt i szybko usiadł. Naruto nie mógł uwierzyć, że Kyuubi tak po prostu siedzi sobie na kamieniu i nawet nie otwiera oczu. Po pięciu minutach zeskoczył i wylądował przed chłopakiem. – Teraz ty.

- Dobra, skoro ty dałeś radę, to i mi się uda, dattebayo! – Namikaze wybiegł na szczyt i gdy udało mu się usiąść, natychmiast tracił równowagę i spadł.

~ Hahaha – lis tarzał się po ziemi ze śmiechu – „Skoro ty dałeś radę, to i mi się uda", co? Dobre! – nagle spoważniał – To nie są wygłupy dzieciaku. Nawet ja nie zrobiłem tego od razu. Musisz nauczyć się wyciszać umysł. Zero myśli, zero wyobrażeń, ani co będzie jak lub kiedy. Nauka medytacji nie należy do łatwych, a zwłaszcza w twoim przypadku, gdzie nie należysz do cierpliwych. Niech klan Namikaze przejmie teraz dominację w twoim umyśle i próbuj tam wchodzić aż do skutku. Nie myśl o czasie, albo raczej o jego braku. Skup się tylko na swoim celu, a gdy już go osiągniesz, nie myśl o niczym. Wierzę w ciebie. – zniknął w dymie, co znaczyło, że wrócił do umysłu chłopaka

- Dzięki Kurama. – powiedział z wdzięcznością

Ponownie wybiegł na szczyt i usiadł, ale niestety kolejny raz spadł. Ćwiczył bez przerwy, aż do wieczora. Gdy słońce już zachodziło, podszedł do niego Zeno (on strzegł Wioski Lisa dop. aut.)

- Yo. – powiedział niepewnie

- Yo. Coś się stało, dattebayo?

- N-nie, ja pomyślałem, że może jesteś głodny i chcesz się do nas przyłączyć?

- Jasne, dzięki. Ale widzę, że coś cię dręczy. Chodzi o wioskę? – zapytał patrząc lisowi w oczy

- J-ja powinienem coś zrobić. G-gdybym... - przerwał, bo blondyn zaczął go nagle głaskać po głowie

- W porządku. Co się stało, to się nie odstanie. I tak byś nie dał im rady. Dziękuję ci, że byłeś z nimi przez cały czas. – łza spłynęła po jego policzku

- N-Naru... - żółty lis zaczął płakać

- Chodźmy, pewnie reszta na nas czeka. Jestem piekielnie głodny, dattebayo. Zjadłbym konia z kopytami. – powiedział idąc w stronę wioski

- Właściwie upolowaliśmy jelenia z kopytami i rogami. Może być?

- Ja tylko żartowałem!

- A ja nie. – powiedział dumnie lis i kontynuował podróż, natomiast Uzumaki na chwilę się zatrzymał i zaczął rozważać ucieczkę. Już zdążył zapomnieć o tym, że lisy jedzą to co upolują, ale nie smażą tego, tylko jedzą surowe. Na samą myśl o zakrwawionym mięsie i futrze w przełyku, zrobiło się chłopakowi niedobrze. – Naru, idziesz? – zapytał Zeno zauważając, że blondyn nie idzie z nim

Dziewięcioogoniasty demonWhere stories live. Discover now