XLVI - Smoczy jeździec i odejście

778 74 19
                                    


Gdy Akari otworzyła drzwi do domu, zobaczyła pakującego się już blondyna.

- Co ty tu robisz? – zapytała zaskoczona

- Pakuję się. Nie widać?

- A-ale ty jeszcze rozmawiałeś z Hinatą i...

- Też nie mam pojęcia, jakim cudem jesteś tu później, dattebayo.

- To wszystko jego wina. – powiedziała zaciskając pięści z wściekłości

- Czyja? – zapytał zaskoczony

- Imię Jirayia coś ci mówi? – zapytała z groźnym uśmieszkiem prostując się

- No nie... Tylko mi nie mów, że cię zaczepił... - załamał się Namikaze i uderzył otwartą dłonią w czoło

- Ten zboczeniec wylądował na głowie jednego z Hokage. – przyznała się nadal groźnie wyglądając

- Naprawdę, przepraszam cię za niego. Pogadam z nim jak wrócimy, dattebayo. – ostatnie zdanie powiedział tak samo jak zielonowłosa

- Jak chcesz. Poczekaj jeszcze moment. Szybko się spakuję i idziemy. – zapewniła Kitsune

- Ta... Każda dziewczyna tak mówi. – powiedział sam do siebie i usiadł wygodnie na sofie, będąc pewnym, że jeszcze co najmniej pół godziny będzie tak leniuchować. Jakie było jego zaskoczenie, jak zobaczył Akari po pięciu minutach z torbą na plecach – Już?

- Co taki zdziwiony? Mówiłam, że zajmie mi to chwilkę. – powiedziała zmierzając w stronę drzwi

- Ej! Czekaj na mnie, dattebayo! – szybko wstał, przepadając przez różne rzeczy i zabrał swój ekwipunek, a następnie zamknął drzwi i ruszyli w stronę bramy.

Na miejscu brakowało tylko Kiby i Akamaru, ale szybko przybiegli, przepraszając za spóźnienie. Inuzuka wymyślił jakąś pomoc staruszce, a pies skulił się, jakby żałując. Obydwaj już poznali ból spóźnienia przy swojej nowej mistrzyni i nie chcieli znowu odczuć tego cierpienia. Na całe szczęście dziewczyna albo im uwierzyła, albo już nie chciało jej się wyciągać konsekwencji, wiedząc, że po nich ta dwójka nie byłaby w stanie nawet tak prostej misji wykonać. Po godzinie od wyruszenia dotarli do wioski, gdzie rzekomo atakowali rabusie. Po wstępnej rozmowie z kilkoma mieszkańcami, dowiedzieli się, z której strony zawsze pojawiają się przestępcy. Czyli jednak amatorzy... pomyślała drużyna. Ruszyli w wyznaczone miejsce i po chwili usłyszeli głośne rozmowy. Jak się okazało, ukrywali się w pobliskiej jaskini, jeśli można to było nazwać ukrywaniem. Byli tak zajęci alkoholem, łupami i rozmową, że nie zauważyli nawet, jak szóstka intruzów wtargnęła na ich teren. Tylko przypadek sprawił, że jeden z rabusi musiał na stronę i wstawiając zauważył Akamaru przemieszczającego się kawałek dalej.

- Intruzi! – krzyknął wyciągając kunai i biegnąć w jego stronę

Cała reszta po chwili ocknęła się i ruszyła za towarzyszem. Ukrywanie nie miało już sensu, więc shinobi z Konohy wyłaniając się z lasu ruszyli na swoich przeciwników. Tak jak podejrzewali, przestępcy nie byli ani silni, ani mądrzy. Ich jedyną bronią była liczebność. Jeszcze przed tym wszystkim Kitsune ostrzegła, żeby nie dali się otoczyć, bo może im to później sprawić problem. Nie można to było nazwać walką. Jedynie szybka wymiana ciosów. Może gdyby byli trzeźwi, sprawiliby większy kłopot. Wszyscy byli pewni swojej wygranej, ale nagle stało się coś niespodziewanego. Hinata została otoczona, a najgorsze było to, że było to w jaskini, gdzie z tyłu była ściana. Dziewczyna lekko się wystraszyła widząc ich przerażające twarze. Zarośnięte, brudne i co najważniejsze pragnące pożądania. Nagle jeden z przeciwników ruszył na nią, a ta nie zdążyła zareagować, przez co została raniona w ramię. Prawdopodobnie, gdyby był w pełni świadomy, skończyłby się to o wiele gorzej. Po jaskini rozległ się jej pisk, a reszta zareagowała szybko. Kiba i Shino zaatakowali ich, a Naruto zabrał dziewczynę trochę dalej, aby samemu muc ją ochronić, ale wcześniej wyleczyć. Niestety najgorsze nastąpiło chwilę później. Oczy Akari jakby straciły życie, a z jej ust wydobywały się tylko Uzumakiemu znane słowa.

Dziewięcioogoniasty demonWhere stories live. Discover now