Rozdział XXII - Jesteśmy podobni

1.9K 165 15
                                    


Puk, puk.

Nikogo nie ma...

Puk, puk

Właściciel poszedł do sklepu...

Puk, puk.

Osoba, której szukasz jest tymczasowo niedostępna.

...

Może sobie poszedł.

~ Wątpię.

- Uzumaki, otwieraj te drzwi, bo zaraz cierpliwość mi się skończy!

- No dobra, dobra... - powiedział podnosząc się z łóżka i drapiąc po karku.

Gdy otworzył drzwi, pierwsze co zobaczył to obojętna mina Uchichy.

- Mieliśmy umowę. – powiedział spokojnie

- A może tak na początek dzień dobry? Ty to naprawdę uparty jesteś. Nawet spokojnie pospać nie można.

- Dochodzi piętnasta.

- No dobra... To może pójdziemy gdzieś? Wiesz, nie chce mi się tu tak stać, a dom mam jakoś nie za bardzo ogarnięty.

- Dobra.

Naruto zamknął dom i poszli w stronę głów Hokage. Przez całą drogę, żaden nie powiedział ani słowa, a ludzie im się przyglądali. Gdy dotarli na miejsce, blondyn jak zwykle zasiadł na głowie ojca. Ciemnowłosy uczynił to samo.

- Więc... Co chciałeś wiedzieć?

- Wszystko.

- Możesz trochę to sprecyzować?

- Kim ty jesteś?

- Obaa-chan wam nie powiedziała?

- Powiedziała, ale nie wszystko. Bądź ze mną szczery.

- Niby czemu?

- Umówmy się, że informacje za informacje.

- A nie informacje za krycie?

- Jesteś jakiś inny i nie chodzi tu o wygląd. Powiedzmy, że zależy mi na wzajemnym zaufaniu.

- Skąd mogę wiedzieć, ze nie powiesz innym?

- Jestem Uchicha i dotrzymuję obietnic.

- Jakoś mnie to nie przekonało, ale dobra. Jak wiesz jestem z klanów Uzumakich i Namikaze. Moja matka to Kushina Uzumaki, a ojciec Minato Namikaze, Yondaime Hokage. Coś jeszcze?

- Wiem kim jest twój ojciec. Bardziej chodzi mi o to, że skoro jesteś jego synem, to dlaczego tak cię wszyscy traktują?

- Szesnaście lat temu wioska została zaatakowana przez Kyubiego. Moja matka była tak zwanym pojemnikiem, w którym był zapieczętowany. Podczas porodu pieczęć osłabła i pewien człowiek w masce wykorzystał to. Zaraz po porodzie uwolnił lisa i przejął nad nim kontrolę. Ten nie panując nad sobą, zaatakował wioskę. Yondaime i jego żona poświęcili swoje życie, aby uratować Konohe i zapieczętowali go w swoim nowonarodzonym synu.

- Czyli w tobie.

- Dokładnie.

- Dalej nie rozumiem jednak zachowania mieszkańców.

- Kurama jest we mnie i ludzie traktują moją osobę tak, ponieważ mi mogą zrobić krzywdę. Jemu nie.

- Dlatego uciekłeś?

- Skąd o tym wiesz?

- Hokage mówiła, że kiedyś tu mieszkałeś. Z naszego rocznika nikt cię nie pamięta i nigdy o tobie nie słyszeliśmy. Pierwszy raz dopiero jak rozeszła się wieść, że jest nowy sannin , ale imienia nikt nie podał. To był tylko domysł, ale najbardziej prawdopodobne było to, ze uciekłeś.

- A co innego miałem robić? Czekać, aż ktoś mnie zabije? Codziennie wracałem głodny i poobijany do domu, a na następny dzień rany się goiły. Tak w kółko i w kółko. Kto chciałby tak żyć? – blondyn nie wytrzymał i łzy zaczęły spływać po jego policzkach.

- Chyba cię rozumiem. – powiedział nagle Sasuke

- Co? – zapytał zdziwiony Uzumaki i otarł twarz z łez

- Słyszałeś o masakrze klanu Uchicha?

- Kto o tym nie słyszał?

- Zrobił to mój brat. Zabił wszystkich. Tylko mnie oszczędził, choć nie wiem czy to dobre słowo. Żyłem z przekonaniem, że aby oczyścić swój klan, on musi odejść. Że to ja muszę go zabić. – samotna łza spłynęła po policzku - Wszystkich od siebie odpychałem, ignorowałem i starałem się być jak najbardziej oziębły. Nie ważne co bym zrobił, zawsze pojawiał się ktoś nowy. Choć otaczało mnie dużo ludzi, to zawsze czułem się samotny. Nikt tak naprawdę mnie nie znał, nie wiedział co czuję. Chciałem opuścić tak jak ty wioskę i wyruszyć na poszukiwania Itachiego, ale nie wiem dlaczego, nie zrobiłem tego. Coś mnie zatrzymało. Nie mam pojęcia co, ale coś kazało mi zostać w wiosce. Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale...

- ...czułeś, że tu należysz. – dokończył blondyn patrząc w dal

- Dokładnie.

- Wiesz, my chyba naprawdę jesteśmy bardzo do siebie podobni. – powiedział z uśmiechem Naruto

- Też masz takie miejsce?

- Można tak powiedzieć.

- Więc dlaczego cię tam teraz nie ma?

- Ponieważ chcę, by mieszkańcy tej wioski byli bezpieczni. – powiedział wciąż patrząc przed siebie

- Nie rozumiem.

- Jest pewna organizacja, gorsza od Akatsuki, która mnie ściga. Nigdzie nie zostaję na długo. Konohe także niedługo opuszczę, ale wolę mieć pewność, że nic wam już nie zagraża.

- O to nie musisz się martwić.

- No tak... Przecież jest tu dzielny i silny Sasuke Uchicha. Przy nim wioska jest bezpieczna. – powiedział z rozbawieniem Namikaze i odwrócił w jego stronę głowę

- Czy ty coś sugerujesz?

- Ależ skąd panie przepotężny.

W tym momencie obydwaj zaczęli się niepohamowanie śmiać. Chwilę zajęło im dojście do siebie. No... może jednak trochę dłużej, ale w końcu się uspokoili.

- Zastanawia mnie, dlaczego nadal nie zapytałeś się o mój wygląd.

- Ponieważ mnie to nie obchodzi.

- O Kurame też się nie dopytywałeś.

- Bo wiem, że sam mi w końcu o nim powiesz.

- Czy powinienem czuć się wyjątkowy?

- Niby dlaczego?

- Podejrzewam, że nie przed każdym pokazujesz swoje emocje.

- Ale przed przyjacielem chyba mogę? Co nie?

To kompletnie zdziwiło Uzumakiego. Czy Uchicha nazwał go właśnie przyjacielem? To on zna takie słowo? Właściwie to ma rację. Mogą śmiało nazywać się przyjaciółmi. Powierzyli sobie swoje tajemnice i dalej tu siedzą. Nie ma obrzydzenia, strachu i odrzucenia. Jest tylko wzajemne zrozumienie i akceptacja.

- Masz rację.

Aż do zachodu słońca rozmawiali. Uzumaki opowiedział o Egzorcystach i Jinchurikich, a Uchicha o swoich fankach, co nie obyło się bez złośliwych komentarzy blondyna i życiu w wiosce. Później każdy poszedł w swoją stronę. Naruto miał dziwne przeczucie, że coś wydarzy się w niedalekiej przyszłości. Nie wiedział co, ale był pewien, że nie będzie to nic dobrego.

Dziewięcioogoniasty demonWhere stories live. Discover now