46.

944 101 10
                                    

Ernan cichutko zamknął za sobą drzwi. Powłócząc nogami dotarł do schodów. Powoli wdrapał się na piętro i cicho przemknął do swojej sypialni. W pokoju było już widno.
Ernan ziewnął wymęczony. Rozpiął pas z bronią i położył go na komodzie. Zrzucił na podłogę czarny płaszcz i koszulę. Ściągnął jeszcze buty, po czym padł na łóżko. Nienawidził patroli. Co noc dwoje Likwidatorów krążyło po mieście, aż do świtu. Pech chciał, że tym razem padło na Ernana i Dietera Rocha. I to ledwie kilka dni po powrocie Morvena z Talwyn.
Ernan westchnął ciężko, wtulając twarz w poduszkę. Każdy mięsień odmawiał mu posłuszeństwa. Potrzebował odpoczynku... Długiego odpoczynku.

◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇

- Tato! - Vivian wpadła do sypialni Ernana.
Podbiegła do łóżka, w którym Likwidator nadal spał, jak zabity.
- Tatku! - zawołała głośniej.
Dalej żadnej reakcji. Vivian wskoczyła mu na plecy, czym w końcu go ocuciła.
Morven przetarł dłonią zaspane oczy.
- Co się dzieje? - zamruczał nieprzytomny.
- Pouczysz mnie jeździć na koniu?
- Vi... - jęknął, nakrywając głowę poduchą.
- Obiecałeś! - zawołała.
- Mhm... A nie możemy przełożyć lekcji na jutro?
- Nie! - zabrała mu poduszkę.
Ernan uniósł się na łokciach i przeczesał dłońmi swoje włosy.
Kątem oka zerknął na córkę, która była już ubrana w ciemno-brązowe spodnie i błękitną koszulkę.
- Eh... Poczekaj na mnie w ogrodzie - ziewnął.
Vivian uradowana zeskoczyła na podłogę i wypadła z pokoju.
Ernan jęknął cicho, chowając głowę w kołdrze.
- Żyjesz? - usłyszał głos Nory.
- Nie...
- To dlatego wyglądasz, jak trup - zachichotała.
- Zabawne... Nawet tak się czuję...
Poczuł jak materac lekko się ugina. Odkrył twarz i jednym okiem zerknął na Norę, która siedziała tuż obok niego.
- Ja z nią pojeżdżę, a ty się porządnie wyśpij - powiedziała, patrząc na niego z politowaniem.
- Nie darowała by mi tego - niechętnie podniósł się z łóżka - Ale będzie mi miło, jeśli zechcesz nam towarzyszyć.
- Z chęcią.

◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇

Vivian czujnie obserwowała Ernana, który skończył szczotkować Sevi i zabrał się za zakładanie uzdy.
- Mogę pojeździć? - rzuciła Nora, krążąc od jednego boksu do drugiego.
- Jasne - odparł Morven, narzucając siodło na grzbiet tarantowatej klaczy - Wybierz któregoś.
- Co powiesz na... - rozejrzała się, po czym wskazała na srokatego rumaka - Tego?
- Walthera? - zdziwił się - Odradzam. To wyjątkowo narwany ogier.
- Dam sobie radę - spojrzała na niego błagalnie - Mogę?
- Jeśli jesteś pewna, że sobie poradzisz, to proszę bardzo - zapiął popręg - Tylko nie spodziewaj się, że na niego wsiądziesz.
- Więcej wiary - odparła pewna siebie.
- Zobaczymy jak szybko przyznasz mi rację - zaśmiał się, wprowadzając Sevi z boksu.
Nora zabrała się za szczotkowanie Walthera. Z oporządzeniem ogiera nie było problemu. Schody zaczęły się przy siodłaniu. Zdobywczyni długo zmagała się z kaprysami rumaka, nim ten w końcu dał sobie nałożyć uzdę.
- Pomóc ci? - Ernan parsknął śmiechem, widząc, że Nora nie może zapiąć popręgu.
- Jesteś pewien, że to jego siodło? - sapnęła.
- Ostrzegałem, że Walther nie jest skory do współpracy. Pomóc?
- Sama sobie poradzę - mruknęła, podejmując kolejną próbę dopięcia siodła.
Kiedy znów się jej nie udało, westchnęła ciężko.
- Dobra... Pomóż mi...
Morven podszedł do ogiera. Poklepał go po brzuchu, po czym bez problemu zapiął popręg.
- Jak ty to...? - rozdziawiła usta.
- Mam trochę więcej siły niż ty - uśmiechnął się - No i specjalnie nabierał powietrza w momencie, kiedy próbowałaś dopiąć siodło. To cwany bydlak - wyszedł z boksu i zamknął bramkę - Wyprowadzisz Sevi?
- A co z...?
- Cierpliwości - uśmiechnął się tajemniczo - Radzę się odsunąć od wejścia do stajni. Dobrze trzymaj klacz.
Nora skinęła głową. Chwyciła uzdę Sevi i razem z Vivian wyszła ze stajni.
Czekały przez chwilę, aż niespodziewanie wszystkie pozostałe rumaki wybiegły ze stajni prosto do olbrzymiego ogrodu. Tuż za nimi wyszedł Ernan, prowadząc za sobą Walthera.
- Zaczynamy? - spojrzał na Vivian.
- Tak! - dziewczynka podskoczyła uradowana.
Morven wsadził córeczkę na klacz. Ustawił odpowiednią długość strzemion i pokazał małej jak należy trzymać wodze.
- Ściśnij Sevi łydkami, jeśli chcesz by ruszyła. Jeżeli będziesz chciała się zatrzymać pociągnij wodze do siebie - powiedział cofając się - Na początku proste manewry. Lekkie skręty, zatrzymywanie i ruszanie. Powolutku.
Czujnie obserwował jak Vivian prowadzi konia. Mimowolnie się uśmiechnął. Szybko się załapała o co mu chodziło.
Po chwili skupił się na Norze.
- Chodź, wsadzę cię.
- Nie trzeba - podeszła do Walthera i złapała jedno ze strzemion. Jednak nim zdążyła oprzeć w nim nogę, ogier odsunął się.
Ernan parsknął śmiechem, widząc jej zaskoczoną minę.
- To nie jest zabawne - mruknęła, próbując zatrzymać konia w miejscu.
- A właśnie, że jest - otarł mokre od łez policzki.
Nora przewróciła oczami. W końcu udało jej się wskoczyć na rumaka. Usiadła wygodnie i popędziła ogiera. Przez chwilę Walther posłusznie szedł tam, gdzie chciała, ale gdy zmusiła go do galopu zaczął wierzgać. Nora twardo utrzymywała się w siodle, ale w końcu nie wytrzymała i runęła na ziemię. Nie rozumiała co się właściwie stało. W jednej chwili była na grzbiecie ogiera, a już w drugiej leżała na trawie.
- W porządku? - Ernan podniósł ją.
- Nic mi nie jest - otrzepała się trochę z ziemi.
Ernan podszedł do ogiera, chwycił wodze i przyprowadził go do Nory.
- Wsiadasz?
- Oczywiście - odparła, zbliżając się do rumaka.
Walther znów zaczął się odsuwać, gdy próbowała wepchnąć stopę w strzemię.
Ernan zaśmiał się, widząc poirytowaną minę Zdobywczyni. 
Po chwili złapał Norę za biodra i wsadził ją na ogiera.
- Prowadź go jedną ręką.
- Jedną?
- Owiń sobie wodze wokół nadgarstka. Staraj się stresować nim tylko za pomocą nóg. I pamiętaj, by nie dać mu luzu, bo znów zacznie wariować.
Nagle niczym piorun, z zarośli wyskoczył Blackburn i szczekając pognał do domu.
- Czyżby Carr wrócił z targu? - spytała Nora.
- To chyba nie on - mruknął Ernan - Jeszcze się nie wydarł, bym zabrał psa. Sprawdzę, kto przyszedł. Zerkniesz na Vi?
- Oczywiście.
Ernan ruszył do drzwi.
- Siad, Black - rzucił, łapiąc za klamkę.
Zamarł, dostrzegając Dietera.
- Co cię do mnie sprowadza, bracie? - zdziwił się.
Likwidator wyciągnął spod płaszcza zapieczętowaną kopertę.
- Wpuścisz mnie? - mruknął.
Ernan cofnął się nieco, pozwalając  Roch'owi przekroczyć próg domu.
Zaprosił go do salonu, po czym pognał do ogrodu.
Podbiegł do Nory.
- I co? - spytała, zatrzymując Walthera.
- Mamy problem...
- Jaki?
- Likwidator, z którym patrolowałem miasto, siedzi w salonie.
Nora pobladła.
- Postaraj się przemknąć na piętro.
- Dobrze - Zdobywczyni zeskoczyła z  ogiera.
Morven podszedł do Vivian i ściągnął ją z konia.
- Tato... - jęknęła.
- Zrobimy krótką przerwę - wymusił z siebie łagodny uśmiech - Poczekasz chwilę?
Dziewczynka pokiwała głową.
Ernan westchnął ciężko, wracając do domu.
- Więc? - wpadł do salonu - Jaki jest powód twojej wizyty?
- Wpadłem do kryjówki. Czekała na ciebie wiadomość - podał Ernanowi kopertę - Pomyślałem, że wracając do domu, zajrzę do ciebie.
Morven złamał pieczęć i zabrał się za czytanie listu. Dostał od Rady zgodę na rekrutowanie, którą można otrzymać minimum po pięciu latach reprezentowania Likwidatorów.
Niespodziewanie Vivian wpadła do pomieszczenia. Szybko schowała się za Ernanem, spłoszona ponurą miną, obcego Likwidatora.
Dieter spojrzał krzywo na Morvena.
- Nie wspominałeś, że masz dziecko - mruknął.
- To moja prywatna sprawa.
- Tato - dziewczynka chwyciła Ernana za rękę - Gdzie jest Nora?
Roch zmarszczył brwi.
- Vi, proszę, idź się pobawić - Morven starał się utrzymać nerwy na wodzy.
Normalnie nie zważałby na to, co mówi, ale Dieter był bardzo wpływowym człowiekiem. Ernan byłby skończonym idiotą, gdyby mu się naraził.
- Rada wie, że masz córkę? - spytał Roch.
- Nie poinformowałem ich. Miałem dużo spraw na głowie - odparł Morven - Ale nic złego nie zrobiłem. Likwidatorzy mają prawo zakładać rodziny.
- Jakoś trudno mi sobie wyobrazić, ciebie w roli ojca - Dieter zmierzył Ernana wzrokiem - Zdecydowanie lepiej do twojej osoby pasuje wizerunek mordercy.
Likwidator rozejrzał się po salonie.
- Muszę przyznać, że masz przytulny dom - uśmiechnął się bezczelnie - Z chęcią pozwiedzam resztę, jeśli pozwolisz.
Ernan odchrząknął.
- Oczywiście - skinął głową.
Z trudem przełknął ślinę.
Serce omal mu nie stanęło, gdy weszli na piętro. Szczęście w nieszczęściu, że Zdobywczyni tam nie było.
- Nora! - usłyszeli chichot Vivian, dobiegający z ogrodu.
Morven mimowolnie wstrzymał oddech, gdy Roch wszedł do ogrodu.
Devath starała się uciszyć Vivian, ale było już za późno.
Dieter zmierzył wzrokiem śnieżne włosy Zdobywczyni i jej szafirowe oczy. Pomimo gojących się ran, rozpoznał ją. Po chwili wbił spojrzenie w Ernana.
- Zdrajca! - ryknął, biegnąc w stronę domu.
Morven ruszył za nim. Wiedział, że pobratymiec go wyda. Jego życie wisiało na włosku.
Dopadł Rocha tuż przy drzwiach. Po krótkiej szarpaninie, udało mu się chwycić szyję Likwidatora. Bezlitośnie go dusił, aż w końcu morderca przestał się rzucać.
Ernan zdyszany otarł spocone czoło.
Dosłownie kilka sekund po bijatyce, do domu wpadł Carr. Omal nie padł, dostrzegając zdyszanego Morvena i martwego Likwidatora.
- Chyba nie chcę wiedzieć, co się tu działo... - mruknął, wyciągając kopertę z koszyka, w którym miał zakupy - Po drodze wpadłem na gońca.
Kiedy Carr wszedł do kuchni, Ernan skupił się na liście.
- O kurwa... - podrapał się po karku - Tylko tego mi brakowało...

Wróciłam!!! 😄 Tęskniliście? 😂
Tak, jak obiecałam, postaram się dodać dużo rozdziałów w najbliższym czasie 😊
Do nexta 👋

Likwidator : Drugie PokolenieWhere stories live. Discover now