64 .

944 101 14
                                    

Searbhreat zmieniło się w piekło. Budynki trawiły płomienie, którego głośne trzaski przyprawiały o ciarki.
Na skąpanej w krwi ulicy leżały ciała. Likwidatorów... Zdobywców... Nawet niewinnych mieszkańców...
Ernan nie tracił czasu na opłakiwanie poległych pobratymców i oglądanie zniszczeń. Podbiegł do grupki Likwidatorów, zmagających się z gromadą Zdobywców i dołączył do walki. Wrogów ciągle przybywało, a Likwidatorzy powoli słabli i tracili ludzi.
Nagle pojawili się żołnierze okryci ciężkimi zbrojami. Każdy z nich dzierżył halabardę, a na plecach miał topór, albo dwuręczny miecz.
Morven zamarł, widząc herb, który wojownicy nosili na napierśnikach.
- Larkin... - warknął - Uciekajcie! - wrzasnął do towarzyszy - Uciekajcie! To nie ma sensu!
- Zwariowałeś?! - oburzył się jeden z Likwidatorów - Nie pozwolimy tym sukinsynom zająć miasta!
- Wojsko Larkina nas rozniesie! Ta walka, to samobójstwo!
- Walcz z honorem i giń, jak bohater, albo uciekaj, niczym tchórz.
- Taka śmierć nie zrobi z ciebie bohatera - syknął Ernan - Lecz głupca!
Nie zważając na to, co powiedzą jego pobratymcy, zaczął uciekać. Nie uważał, że zachował się, jak cykor. Lucien uczył go, że mądry zabójca ocenia swoje możliwości.

"Nie jest sztuką dać się zabić, przy pierwszej nadarzającej się okazji, młody. Czasem trzeba przerwać pojedynek. Wycofanie się z walki, w której nie ma się szans, nie jest oznaką tchórzostwa, a przebłyskiem inteligencji. Zapamiętaj to sobie."

Te słowa mentora zabrzmiały mu w głowie. Zerknął przez ramię. Kilku Likwidatorów go posłuchało, ale większość wolała poledz w nierównej walce.
Nagle Morven z kimś się zderzył i wylądował na twardym chodniku.
- Ernan? - usłyszał znajomy głos.
- Atran? - zdziwił się.
Poderwali się z ziemi.
- Stary! - Łotr chwycił Zdobywcę za ramię - Wiedziałeś, że coś takiego się stanie?!
- Przestań... Zdobywcy od wieków trują o podbiciu świata. W życiu nie sądziłem, że kiedykolwiek do tego dojdzie!
- Musisz mi pomóc...
- Dla ciebie wszystko - Ores skinął głową.
- Wyprowadzisz mnie i moich bliskich z miasta? Proszę...
- To będzie trudne, ale spróbuję.
Nagle zabrzmiał głośny trzask. Młodzieńcy zaskoczeni spojrzeli na siebie, po czym zwrócili głowy w stronę źródła hałasu. Po chwili kawałek ściany budynku, przy którym stali, runął w ich stronę. Ernan odskoczył od Atrana. Padł na ziemię i osłonił głowę. Kiedy ziemia zadrżała i rozległ się donośny łomot, powoli spojrzał za siebie. Przez szpary pomiędzy deskami i cegłami dostrzegł Zdobywcę, powoli podnoszącego się z chodnika. Dzieliła ich góra płonącego gruzu.
Ernan wstał.
- Spotkajmy się przy kościele! - zawołał.
- Będę tam na ciebie czekać. Tylko się pośpiesz!
Morven ruszył sprintem w stronę domu. Miał nadzieję, że Zdobywcy tam jeszcze nie dotarli. Gdyby coś się stało jego bliskim... Załamałby się.

◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇

Serce omal mu nie stanęło, kiedy dostrzegł, że drzwi jego domu zostały wyważone.
Wpadł do środka, niczym piorun. Od razu rzuciła mu się w oczy krwawa smuga na schodach, prowadząca prosto do ciała Zdobywcy.
Ernan podszedł do nieboszczyka. Miał lekką ranę na boku, ale nie to go zabiło. Zrobił to upadek. Morderca spadając ze schodów, skręcił kark.
Morven wyciągnął miecz i powoli wdrapał się po stopniach na piętro. W korytarzu leżały jeszcze dwa ciała. Na szczęście wrogów.
Blackburn poległ pod drzwiami sypialni Nory. Pokój był otwarty.
W środku nikogo nie było oprócz...
Ernan kucnął przy zwłokach Carra. Młodzieńca zabiło pchnięcie między żebra... Łotr zamknął mu powieki i ruszył dalej. Jego sypialnia była nie tknięta. Likwidator podszedł do komody, w której trzymał broń. Na szczęście sztylet z wężem był na miejscu. Zabrał go. Gdyby to nie był prezent od Luciena, to nie zawracałby sobie nim głowy.
Wypadł z pokoju i kontynuował poszukiwania. W żadnym z pozostałych pomieszczeń nie odnalazł Nory i Vivian.
Zszedł na dół i wszedł do kuchni.
Na stole leżał kolejny Zdobywca, a w jego piersi tkwił kuchenny nóż.
Ernan zerknął do salonu, po czym udał się do biblioteki.
W ostatniej chwili odchylił się nieco, gdy lśniący miecz wbił się we framugę drzwi. Poczuł ciepłą krew spływającą mu po szyi. Sztych oręża lekko go skaleczył, ale nie przejął się tym. Mógł skończyć znacznie gorzej.
Zaskoczony atakiem, spojrzał na Norę, która wyglądała, jakby zobaczyła ducha.
- Przepraszam - przytuliła go - Myślałam, że to Zdobywcy. Nic ci nie zrobiłam?
- Nic mi nie jest - odwzajemnił uścisk.
- Mogłam cię skrócić o głowę...
- To nic - rozejrzał się - Gdzie Vivian?
- Ukryłam ją w tajnym pokoiku.
Ernan szybko otworzył skrytkę.
- Vi? - zajrzał do pomieszczenia.
Po chwili dziewczynka podbiegła do ojca i wtuliła się w niego.
Ernan spojrzał na gablotę, w której spoczywały miecze. Z jednej z szafek wyciągnął duży worek. Skrył w nim ostrza i nie zważając na ogromny ciężar, narzucił go na plecy. Wziął jeszcze dziennik z Oliverto, po czym zaczął otwierać wszystkie szuflady.
- Co robisz? - spytała Nora.
- Mam zamiar wszystko zniszczyć - w jednej z szafek odnalazł zapałki - Nie pozwolę, by Zdobywcy położyli łapy na tych dokumentach.
Odpalił kilka zapałek i wrzucił je do szuflad z papierami.
- Gdzie jest Carr? - Devath rozejrzała się.
- Na górze...
- Co z nim?
- On... Nie żyje...
- Poświęcił się, abyśmy mogły się ukryć - starła łzę, spływającą jej po policzku.
- Musimy uciekać - Ernan chwycił Vivian i Norę za ręce, po czym pociągnął je do drzwi.
- Słyszałam, jak Zdobywcy mówili coś o zamknięciu miasta - odparła Nora - Nie wymkniemy się.
- Mój przyjaciel czeka na nas przy kościele. Pomoże nam umknąć.
- Skąd pewność, że da radę?
- Bo to Zdobywca.

◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇

Biegli ile sił w nogach. Każda sekunda mogła zaważyć nad tym, czy uda im się ujść z życiem.
Ernan niemalże ciągnął za sobą Vivian i Norę. Wybierał dobrze mu znane, boczne uliczki, którymi mogli się szybko dostać do kościoła, unikając przy tym hord Zdobywców.
Odetchnął z ulgą, gdy w końcu dostrzegł świątynię.
Od kościoła dzielił ich plac, na którym toczyła się bitwa między niedobitkami Likwidatorów, a silną armią Larkina.
Nagle ktoś zeskoczył z dachu i wylądował tuż przy nich.
Morven odruchowo osłonił sobą swoje towarzyszki i złapał za nóż. Jednak nie zaatakował.
- Atran? - zdziwiła się Devath.
- Nora? - Ores zmierzył ją wzrokiem.
Zdobywczyni podeszła do niego. Po chwili uścisnęła go mocno.
Ernan odwrócił wzrok. Poczuł nieprzyjemne ukłucie zazdrości...
- Gdzieś ty się podziewał? - szepnęła.
- To długa historia... - Ores skrył twarz w jej śnieżnych włosach - Zdobywcy mówili, że nie żyjesz...
- Gdyby nie Ernan, to pewnie by tak było... - odsunęła się od Atrana - Pomógł mi.
Ores spojrzał na Likwidatora.
- Dziękuję, że zająłeś się moją małą siostrzyczką - skinął głową - Znów jestem ci winny przysługę.
- Wystarczy, że wydostaniemy się z miasta, a będziemy kwita - Łotr uśmiechnął się nieco.
W duchu odetchnął z ulgą. Na szczęście Nora była siostrą Atrana. Jednak dziwił go fakt, że mieli inne nazwiska.
- Musimy dostać się do północnej bramy - rzekł Ores - Jak na razie tam jest spokojniej, ale niedługo dotrą kolejni żołnierze z Fearghas. Musimy się pospieszyć.
- Prowadź - odparł Morven, biorąc wystraszoną córeczkę na ręce.

◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇

- Czemu nie wspominałaś, że masz brata? - zawołał Ernan do Nory, gdy pędzili do północnej bramy Searbhreat.
- Naprawdę? - wysapała - Teraz chcesz o tym gadać? Chwila... Chyba nie... Jesteś zazdrosny o Atrana?
- Oj tam, zaraz zazdrosny - przewrócił oczami.
- Ernan... Daj spokój - zaśmiała się - Atran to mój przyrodni brat! Uciekł z domu, kiedy nasz ojciec go pobił po pijaku.
- To wiele wyjaśnia.
- Jesteś niemożliwy - pokręciła głową.
- Wiem - uśmiechnął się.
- Później sobie pogawędzicie, gołąbeczki - wtrącił Ores - Teraz przebierajcie nogami!
Dopiero wtedy się zorientowali, że ścigało ich kilku Zdobywców.
Po chwili dostrzegli bramę. Ernan i Nora wypadli za wejście, jak poparzeni. Szybko się jednak zatrzymali, widząc, że Atran nadal jest na terenie miasta.
- Co ty wyprawiasz?! - wrzasnął Morven, odstawiając Vivian na ziemię.
- Opiekuj się moją siostrzyczką, Ernan - Ores spuścił potężną kratę.
- Atran! - krzyknęła Nora, ruszając w stronę brata.
Likwidator chwycił ją za ramię i zatrzymał w miejscu.
- Musimy uciekać - rzekł stanowczo.
- Zostaw mnie! - próbowała mu się wyrwać - Puść! Musimy mu pomóc!
- Nic nie możemy zrobić - przyciągnął ją do siebie i przytulił mocno - Uciekajmy.
- Nie zostawię go! - zrozpaczona spojrzała na brata.
Zdobywcy dopadli Atrana. Chwycili go i gdzieś ze sobą zabrali.
Nora wiedziała, że już nigdy go nie ujrzy.
- Chodźmy stąd - szepnął Ernan - Zanim przyjdą też po nas...

Likwidator : Drugie PokolenieWhere stories live. Discover now