43.

1.1K 109 9
                                    

Talwyn słynęło ze swoich górskich szczytów. W przeciwieństwie do innych krajów, nie było tam jednego króla. Ludzie dzielili się na plemiona, które miały swoich wodzów. Były tam też wędrowne ludy, które zatrzymywały się w danym miejscu, nie dłużej niż kilka miesięcy.
Vivian z szerokim uśmiechem przyklejonym do ust, podziwiała otaczającą ją zieleń i cudowne góry, wyglądające zza lasu.
Z czasem leśna droga zmieniła się w wąską, kamienną ścieżkę, mknącą po górze "Sabir". Ernan mocniej przycisnął do siebie córkę, by nie wypadła z siodła, podczas wspinaczki ich konia. Po chwili zerknął przez ramię. Nora zdawała się być rozluźniona. Zupełnie ignorując powoli rosnącą odległość od ziemi, podziwiała widoki. Carr natomiast nie wyglądał na zachwyconego. Zaciekle trzymał się siodła i mamrocząc coś pod nosem, patrzył jak wysoko już byli.
Morven spojrzał na psa, spokojnie drepczącego przed końmi.

Oby żaden z wierzchowców się nie spłoszył...

Po długiej wspinaczce, czekała ich przeprawa przez kamienny most, równie wąski co ścieżka. Skały były mokre przez potężny wodospad.
- Chcesz nas pozabijać?! - wrzasnął Carr, zerkając w dół.
Widział jedynie ogromny strumień wody, znikający we mgle.
- Bez obaw - rzucił beztrosko Ernan - Jechałem tędy setki razy. Most jest stabilny - uśmiechnął się okrutnie do Carra - Nie radzę spadać. Na dole czekają ostre, jak brzytwa skały.
- Ty to umiesz człowieka uspokoić... - warknął.
Ernan zaśmiał się, po czym wjechał na most. Tuż za nim jechała Nora. Carr nie miał zamiaru ruszyć się z miejsca.
- Uważaj, bo cię zostawimy - ostrzegł Ernan.
- Wolę wracać do Searbhreat - mruknął Carr.
- Ale jesteśmy prawie na miejscu.
- Nie ruszam się stąd.
Morven przewrócił oczami, po czym zsiadł z konia i podszedł do wierzchowca Carra. Chwycił wodze i pociągnął rumaka za sobą.
- Nie! - wrzasnął Carr, przylegając do szyi konia.
- Nie panikuj, przecież nic się nie...
Nie dokończył. Poślizgnął się na mokrej skale i runął w przepaść. Vivian wrzasnęła wystraszona.
- Ernan! - krzyknęła Nora, zeskakując ze swojego wierzchowca. Wbiegła na most i spojrzała w dół. Odetchnęła z ulgą, dostrzegając Likwidatora, powoli wspinającego po śliskich skałach. Pomogła mu wdrapać się z powrotem na most.
Ernan zagwizdał, zerkając na przepaść.
- Dzień bez chwili grozy, to dzień stracony - uśmiechnął się.
Ruszyli dalej. W końcu ich oczom ukazała się wioska.
Ludzie z Talwyn żyli w zgodzie z naturą. Mieszkali w drewnianych chatkach, bądź szałasach ze zwierzęcych skór.
Ernan był dobrze znany plemieniu "Narraset". Wszyscy witali go szerokimi uśmiechami.
Likwidator zatrzymał się przed dużym szałasem ozdobionym zwierzęcymi czaszkami. Po chwili z namiotu wyszedł umięśniony mężczyzna. Jego nagi tors znaczyły liczne tatuaże, przecinane przez głębokie blizny. Usta wykrzywione w upiornym grymasie i czarne ślepia budziły lęk oraz szacunek. Na głowie miał szeroki, smolisty pióropusz, a jego biodra otulał kawałek wilczej skóry. Stopy pozostawały bose.
- Wodzu Ramizie - Morven ukłonił się nisko.
Na ustach mężczyzny zagościł szeroki uśmiech.
- Ernan! - uścisnął mocno Likwidatora - Dawno do nas nie zaglądałeś, druchu.
- Miałem ręce pełne roboty - wskazał na swoich towarzyszy - Poznaj moich przyjaciół. Norę i Carra.
- A ta mała panienka? - spytał wódz, zerkając na dziewczynkę, kryjącą się za Devath.
- To Vivian, moja córka - uśmiechnął się łagodnie do małej - Podejdź.
Dziewczynka niepewnie wyszła zza Zdobywczyni i zbliżyła się do ojca. Ernan pogłaskał ją po głowie, po czym skupił się na Ramizie.
- Zgodzisz się, byśmy zatrzymali się w twojej wiosce na parę dni?
- Zawsze jesteś tu mile widziany - wódz uśmiechnął się - Podobnie, jak twoi przyjaciele. Zostańcie ile chcecie.
- Dziękuję, przyjacielu.

◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇

Nie można było liczyć na chwilę spokoju. Jak co pełnię, plemie Narraset zorganizowało tańce i ucztę. Jako goście, Ernan, Nora i Carr siedzieli przy ogromnym ognisku, tuż obok wodza. W tym czasie Vivian bawiła się z innymi dziećmi.
Potężne bębny grzmiały, wspierane przez delikatne dźwięki fletów i głośne, radosne śpiewy ludzi. Wszyscy skakali w rytm muzyki. Niespodziewanie jedna z panien porwała Carra do tańca. Po chwili jakiś młodzieniec zaproponował Norze dołączenie do zabawy. Zdobywczyni grzecznie odmówiła. Niepewnie spojrzała na Ramiza, który przyglądał jej się dokładnie. Ernan szepnął mu coś na ucho. Wzrok mężczyzny stał się łagodniejszy.
Nagle Morven wstał.
- Idę trochę rozprostować nogi - spojrzał na Devath - Chętna na krótki spacerek?
Nora pokiwała głową, po czym wstała i ruszyła z Ernanem w stronę ciemnego lasu.
- Uraziłam ich? - spytała cicho.
- Czym?
- No, że... Nie chciałam tańczyć...
- Wyjaśniłem wodzowi czemu wolisz trzymać się na uboczu. Rozumie twój lęk.
- Naprawdę mu powiedziałeś? - zarumieniła się.
- Spokojnie, Ramiz nikomu, nic nie powie. Ręczę za niego.
Zamarli w bezruchu, słysząc trzaski gałęzi. Morven wbił spojrzenie w gesty krzak, który co i rusz szeleścił
- Ernan? - Nora chwyciła go za ramię - Lepiej wracajmy...
Nagle z zarośli wyskoczył kuguar. Rycząc straszliwie, rzucił się w ich stronę. Zaczęli biec ile sił w nogach, aż dotarli do rzeki i dość niskiego wodospadu.
Ernan śmiejąc się, bez zawahania skoczył z kaskady. Nora patrzyła, jak wpada do wody i niemalże natychmiast się wynurza.
- Skacz, piękna, bo puma cię pożre! - zawołał.
Nora zawahała się. Nie umiała pływać. Wręcz bała się wody.
Jednak coraz głośniejszy ryk kuguara przekonał ją do skoku. Wzięła głęboki wdech, po czym odbiła się od skał i runęła w dół. Woda była lodowata i bardzo głęboka.
Nora wpadła w panikę, gdy powoli opadała na dno. Machała rekami i wierzgała nogami, lecz nadal zmierzała ku podłożu. 
Zrobiło jej się ciemno przed oczami. Straciła siły. Powoli tonęła i nic nie mogła zrobić.
Ernan podpłynął do niej. Wdmuchnął jej powietrze do ust, po czym chwycił ją za rękę i wyciągnął na powierzchnię. Pomógł jej dopłynąć do brzegu i wyjść na suchy ląd. Niemalże natychmiast ściągnął mokre ubranie, pozostawiając bieliznę. Zaczął trzeć rękami zimne ramiona.
- Rozbieraj się - powiedział po chwili.
Nora spojrzała na niego przerażona.
- Spokojnie. Przecież nie każę ci zdejmować bielizny - chuchnął w dłonie - Będzie ci cieplej bez ciuchów nasiąkniętych lodowatą wodą.
Nora niepewnie zdjęła mokre ubrania. Skuliła się i zaczęła drżeć z zimna.
Ernan szybko pozbierał trochę gałęzi i rozpalił ognisko.
- J-jak wrócimy? - zaszczękała zębami.
- Rano znajdziemy jakąś ścieżkę - odparł kładąc się na ziemi - Teraz to prędzej byśmy wylądowali z powrotem w wodzie, niż trafili do wioski.
- A co z Vivian?
- Przecież jest z nią Carr, no i w wiosce roi się od kobiet, napewno któraś z nich się nią zajmie.
- Nie zimno ci?
- Już nie - uśmiechnął się.

Lodowate kąpiele na coś się przydały.

- Ogrzać cię? - spytał rozkładając ręce.
Nora łypnęła na niego spode łba.
- Dalej mi nie ufasz? Daj spokój, przecież nie gryzę.
- Nie to mnie przeraża najbardziej - mruknęła pod nosem.
- Nie chcesz, to nie - Ernan wzruszył ramionami i wepchnął ręce pod głowę - Do niczego cię nie zmuszam.
Nora przyglądała mu się przez chwilę. Pomimo, że wciąż przerażał ją dotyk jakiegokolwiek mężczyzny, przysunęła się do niego. Zawahała się, ale w końcu położyła się przy nim.
- Jakiś ty ciepły... - westchnęła zadowolona.
Ernan zaśmiał się cicho i otulił ją ramieniem.
Wlepiła spojrzenie w jego liczne blizny. Jedne raziły jeszcze czerwienią, ale większość z nich była już blada.
Likwidator wzdrygnął się, gdy przyłożyła zimną dłoń do szramy na jego żebrach.
- Głęboka rana?
- Nie. Ale został porządny ślad.
- Niech zgadnę... Zdobywca?
- Nie. Jeszcze nie byłem Likwidatorem.
- Nie byłeś mordercą, a i tak rzucali się na ciebie z nożami? Musiał być z ciebie niezły gagatek.
- Głupi nastolatek z niewyparzoną gębą.
- Nie wyrosłeś z pyskowania - zachichotała cicho.
- Na to wygląda - uśmiechnął się pod nosem.
- Powiesz mi jak to się stało? - spytała niepewnie, delikatnie muskając kciukiem jego pierwszą bliznę.
- Zainteresowała się mną banda podejrzanych knypków - westchnął ciężko - Naraziłem przyjaciółkę. Pierwszy raz zabiłem i to od razu trzech ludzi, a moje życie wisiało na włosku dwa razy. I to wszystko w ciągu jednej nocy.
- A ta przyjaciółka? Nic jej się nie stało?
- Nie. Nawet się do niej nie zbliżyli. Nie pozwoliłem im na to - przerwał na chwilę - Akira... Była taka... wystraszona. Nie darował bym sobie, gdyby któryś z tych drani ją tknął.
- Ta Akira to tylko twoja przyjaciółka? - spytała ciekawsko.
- Była moją pierwszą miłością. Niestety nieodwzajemnioną. Przeze mnie nie żyje...
- Co?
- Popełniła samobójstwo, jakiś czas po tym jak... urodziła Vivian - westchnął, a po chwili mimowolnie się uśmiechnął - Kiedyś z Akirą i jej bratem byliśmy nierozłączni. Większość sąsiadów nas wyklinała. Nie było dnia bez ochrzanu od rodziców. Ciągle ładowaliśmy się w kłopoty. Od niebezpiecznych akrobacji, przez głupie zakłady, do ostrych bójek - zaśmiał się - Kiedyś założyliśmy się, że wejdziemy nago do jeziora. Wszyscy troje.
- Weszliście?
- No pewnie. Donowan - brat Akiry - pierwszy wyszedł z wody. Panicznie bał się zarośli. Ja też się obawiałem tych śliskich krzaków, dlatego nie wchodziłem do jeziora bez noża. Donowan stwierdził, że woli byśmy dali mu jakieś głupie zadanie za karę. Ja i Akira nie mieliśmy zamiaru się poddać. I omal nie przepłaciliśmy życiem za swój upór.
- Co się stało?
- Akira miała pewien problem z wodą.
- Bała się? Jak ja?
- A gdzie tam. I tu był pies pogrzebany. Czuła się zbyt pewnie, choć nie najlepiej pływała. Niestety szybko wpadała w panikę. Wystarczyło, że zachłysnęła się wodą, albo coś dotknęło jej nogi, a już zaczynała się rzucać i szła na dno - wziął głęboki wdech - Podczas naszego zakładu, Akirę złapał skurcz. Zamiast położyć się na plecach i przeczekać, zaczęła gwałtownie machać rękami. Wystraszyła się. Nim się obejrzałem... zniknęła. Nie czekając nawet sekundy, zanurkowałem, prosto w ciemności. Trzymając nóż w zębach, dopłynąłem do Akiry. Była już nieprzytomna. Przeciąłem zarośla, w które się zaplątała i wyciągnąłem ją na powierzchnię. Serce omal mi nie stanęło, kiedy Donowan wdmuchiwał jej do ust powietrze, a ona ciągle leżała nieruchomo na brzegu tego cholernego jeziora. Na szczęście zaczęła oddychać. Nigdy nie zapomnę jak wypluła wodę, której się nałykała, po czym uśmiechnęła się i spytała kto wygrał zakład.
- Jaką karę otrzymał Donowan?
- Musiał klepnąć w tyłek żonę rzeźnika - Ernan parsknął śmiechem - Gdybyś widziała jaki był blady, gdy podkradał się do niej, kiedy zajęła się  rozkładaniem mięsa na kramie.
- Zrobił to?
- Tak - otarł łzy - Ale uciekał, kiedy zaczęła się drzeć. Biedny... Wpadł prosto w łapska rzeźnika. Facet był tak wściekły, że omal nie urwał Donowanowi ucha, kiedy ciągnął go do ojca.
Nora zaczęła się śmiać. Nie pamiętała, kiedy ostatnio pozwoliła sobie na szczery, głośny śmiech.
- To były czasy - Ernan odetchnął głęboko, uspokajając się - A później wszytko się posypało... Głównie z mojej winy... Najpierw potrójne morderstwo. Później moja matka... Jeszcze po drodze zawód miłosny. Kiedy zdecydowałem, że chce być zabójcą, wprowadziłem się z Brae, by szkolili mnie inni Likwidatorzy, a nie mój ojciec. Robiłem wszytko, by trzymać się z dala od Akiry. Gdybym wrócił, kiedy była w ciąży, to wciąż by żyła... Gdybym tylko o tym wiedział... - westchnął smutno - No cóż... To przeszłość. Nie można cofnąć czasu.
Nora spojrzała na niego. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Kiedy zamknął oczy, oparła głowę na jego piersi i wsłuchała się w bicie silnego serca. Trochę ją przerażała ta bliskość. Co i rusz przechodził ją dreszcz, czując na sobie jego ciepłą rękę. Twardo zwalczała strach. Wiedziała, że może mu ufać. Gdyby chciał ją skrzywdzić, już dawno by to zrobił. W końcu zamknęła oczy.

Likwidator : Drugie PokolenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz