11.

1K 126 8
                                    

Ernan wciągnął do płuc chłodne, nocne powietrze. Poprawił kaptur swojej nieco zniszczonej, granatowej kurtki.

Nie ma jak nocna przechadzka po Brae.

Spojrzał na pogrążone we śnie miasteczko. Było cicho i pusto. Tylko czasem można było przyuważyć kilku strażników, patrolujących ulice.
- Urocza noc, prawda? - Ernana z rozmyślań wyrwał głos Pedeira.
- Po co chciałeś się spotkać?
- Cierpliwości. Najpierw chcę... - uśmiechnął się upiornie - Zobaczyć cię w akcji.
Po tych słowach, Pedeir popchnął Ernana.
Morven w ostatniej chwili złapał się krawędzi dachu, ratując się tym przed bolesnym upadkiem.
- Co to miało być, do cholery? - warknął, pociągając się.
- Sprawdzam, czy jesteś czujny - odparł Pedeir, uśmiechając się przy tym bezczelnie.
- Zrób to jeszcze raz, a ci przyłożę.
- Grożenie starszemu chłopakowi, wychowanemu przez ulicę, to nie najlepszy pomysł, nie sądzisz? - odparł, nie tracąc uśmieszku z twarzy.
- Lekceważenie mnie również - syknął Ernan.
- Lubię cię, młody - zarechotał Pedeir - Masz charakterek.
- Czego chcesz? - mruknął Ernan.
Pedeir nie zdążył powiedzieć nawet słowa. Tuż przy nich śmignęła kula.
- Padnij! - wrzasnął Ernan, przylegając do zimnych dachówek.
- Co jest grane? - zdziwił się Pedeir - Skąd się wzięli snajperzy?
Co i rusz padał kolejny strzał, a następne naboje rozbijały się o dach.
- Ciągle tu siedzieli! - oburzył się Ernan - Gdybyś mnie nie zrzucił, może by nas nie zauważyli!
- Czemu nie mówiłeś, że te bydlaki się tu czają?!
- Bo spali!
Nagle kula roztrzaskała się tuż przy nich, a jej fragment wbił się w ramię Pedeira. Chłopak krzyknął z bólu i mimowolnie rozluźnił chwyt. Jego ręce ześlizgnęły się z dachówek. Zacisnął oczy. Poczuł lekkie szarpnięcie. Zaskoczony uniósł powieki, by sprawdzić czemu nie runął z dachu. Dostrzegł Ernana, który jedną ręką trzymał go za koszulę, a drugą utrzymywał ich dwóch na krawędzi dachu.
- Drugi raz w ciągu kilku minut - warknął pod nosem - A zapowiadała się taka spokojna noc...
- Ty... - Pedeir wlepił w Ernana zdumione oczy - Ocaliłeś mnie...
- Brawo za spostrzegawczość.
Pedeir ignorując ból, chwycił się wąskiego parapetu. Szybko zeszli na ziemię i zaczęli uciekać.
Po chwili Ernan zorientował się, że Pedeir gdzieś zniknął.

Drań mnie zostawił!

W ostatniej chwili zawrócił, dostrzegając strażników biegnących w jego stronę. Daleko nie odbiegł. Zauważył kolejną grupę żołnierzy. Nie miał już drogi ucieczki.
Nagle poczuł mocne szarpnięcie. Runął w wielką dziurę w chodniku, która pojawiła się za nim ni z tego, ni z owego.
Skołowany uniósł się na łokciu i spojrzał na Pedeira, który zamykał ukryte wejście.
- Kanały? - mruknął - Serio?
- Ciesz się, że jest sucho - wzruszył ramionami - Ale możesz wracać na górę jeśli chcesz.
- Z dwojga złego wolę suche kanały, niż straże - odparł wstając - Dzięki za ratunek.
- Jesteśmy kwita.
- To może teraz mi wyjaśnisz czego ode mnie chcesz?
- Jestem liderem Chojraków...
- Czego?
- Nie przerywaj mi - mruknął - Chojraków, koleżko. Jesteśmy małą grupką, lubiącą ryzyko. Udowadniamy sobie, że jesteśmy zdolni do wszystkiego. Że nie wiemy co to strach - zmierzył Ernana wzrokiem - Chcesz być jednym z nas?
- No nie wiem...
- Dam ci czas do namysłu. Za trzy dni staw się na Bagnach - ruszył w ciemności - W nocy.
Ernan przeczekał chwilę, aż w końcu uchylił wejście i rozejrzał się. Strażnicy odeszli.
Morven uśmiechnął się pod nosem. Wypełzł z kanału i zamknął dziurę. Znów się rozejrzał, po czym ruszył biegiem do domu.

◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇

Bezszelestnie wemknął się przez okno do swojego pokoju.
- Gdzie byłeś? - zabrzmiał głos Zethara.
Ernan podskoczył zaskoczony.
- Chcesz żeby serce mi stanęło? - szepnął do przyczajonego w ciemnościach ojca.
- Nie boisz się zadzierać z przestępcami, a drżysz, gdy się odezwę? - Zethar zaśmiał się cicho, ale szybko spoważniał - Gdzie byłeś?
- Ze znajomym.
- Z Pedeirem?
- Skąd...?
- Widziałem jak rozmawialiście, tam na rynku.
- Przecież... Poszedłeś do mamy.
- Jeśli ktoś ma się tłumaczyć, to ty - mruknął - Trzymaj się z dala od tego gagatka.
- Niby czemu? Wydaje się być w porządku.
- Ale nie jest. Unikaj go jak ognia, inaczej się sparzysz.
- Co?
- Po prostu mi zaufaj - mruknął Zethar, po czym wyszedł.

Likwidator : Drugie PokolenieWhere stories live. Discover now