47.

933 104 4
                                    

Nora cichutko wymknęła się ze swojego pokoju. Na palcach minęła pozostałe sypialnie i przemknęła do schodów. Bezszelestnie zeszła po stopniach i ruszyła do drzwi.
- Nora? - usłyszała za sobą głos Ernana.
Podskoczyła zaskoczona i natychmiast się obróciła, chowając za sobą mały worek, w którym miała najpotrzebniejsze rzeczy. Likwidator powoli zszedł po schodach i podszedł do niej.
- Czemu nie śpisz? - spytała.
- Chciałem się czegoś napić - wskazał na drzwi kuchni, po czym zmierzył ją wzrokiem - Co robisz?
- Odchodzę.
- Mogę wiedzieć dlaczego?
- Ty się jeszcze pytasz? Przeze mnie Likwidator leży zakopany w twoim ogrodzie!
- To nie twoja wina.
- A czyja? Gdyby nie ja, to ten Dieter nadal by żył, a ty byś nie ryzykował życiem, wpuszczając pobratymców do domu.
- Przyniosłem cię tu. Pamiętasz? Sam zaproponowałem ci, byś tu zamieszkała. To, że przekroczyłaś próg tego domu było moim wyborem. Jeśli któregoś dnia będę musiał ponieść konsekwencje swojej decyzji... - wzruszył ramionami - Trudno. Przyjmę karę z godnością.
- Ale...
- Cicho - zasłonił jej usta dłonią - Żadnych "ale". Tu jest twoje miejsce. Chyba, że... - przesunął rękę na jej policzek - Chyba, że nie chcesz tu być -cofnął się nieco - Nie mam prawa cię zatrzymywać.
- Ja... Po prostu nie chcę, żeby ktoś przeze mnie ucierpiał...
- Likwidatorzy skupią się na... na zdrajcy. Ukarzą mnie, a nie moich bliskich. Nikomu nic się nie stanie.
- A ty?
- Zapłacę tylko za swoje wybory. Nie będzie w tym twojej winy.
- Ernan... - spuściła głowę.
Morven delikatnie złapał jej podbródek i zmusił ją do spojrzenia mu w oczy.
- Nie martw się - uśmiechnął się łagodnie - Wszystko będzie dobrze - rozłożył ręce - Chodź do mnie.
Nora zawahała się. Po chwili wtuliła się w niego. Przeszedł ją dreszcz, gdy odwzajemnił uścisk, ale nie chciała wyrywać się z jego objęć. Poczuła się tak bezpiecznie.
- Zostaniesz? - Ernan szepnął Norze do ucha, delikatnie przesuwając dłonią po jej plecach.
Devath wtuliła głowę w jego pierś. Już się nie bała, gdy był blisko. Jego dotyk był subtelny, a każdy gest pozbawiony agresji. Ufała mu.
- Tak - powiedziała po chwili - Ale jeśli jeszcze raz będziesz miał przeze mnie kłopoty... Odejdę.

◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇

Devath niepewnie zajrzała do kuchni. Zerknęła na Ernana krzątającego się po pomieszczeniu. Po chwili dostrzegła też Carra, opartego o stół.
- Mówiłem ci, że będą z nią same kłopoty - warknął młodzieniec przy stole.
- A ja ci mówiłem, byś się od niej odpieprzył - mruknął Morven, przeszukując kuchenne szuflady.
- Powinieneś pozwolić jej odejść. Przez nią stracisz głowę!
- Carr - Ernan rzucił ostrzegawczym tonem - To, czy Nora tu zostanie jest tylko jej decyzją.
- Przyznaj, że nie chcesz, żeby odeszła. Zadużyłeś się w niej?
- Stary... Zamknij jadaczkę, bo nie ręczę za siebie.
- Unikasz odpowiedzi. Czyli jest coś na rzeczy?
- Co cię to obchodzi?
- Obchodzi, bo jeśli zależy ci na niej, to nie pozwolisz, by wróciła do dawnego życia. A tym skażesz siebie i wszystkich najbliższych na śmierć! 
- Likwidatorzy nie tkną nikogo, po za zdrajcą. O ile dobrze pamiętam, nie jesteś jednym z nas, więc nie masz powodu do strachu.
- Bardziej mnie martwi Vivian. Jeśli cię zabiją... Co będzie z małą?
- Carr, przestań! Mam dość wysłuchiwania twoich mądrości od rana.
- Jesteś idiotą.
- Pamiętaj, że też mordercą - prychnął Ernan, rzucając mu groźne spojrzenie.
- Zatraciłeś czujność. Skąd wiesz, że Nora nie przeszukuje twoich rzeczy? Że nadal nie pracuje dla Zdobywców? W każdej chwili może ci wbić nóż w plecy!
- Gdyby chciała mnie zabić, to już by dawno to zrobiła - warknął Morven, po czym odchrząknął - Długo tam stoisz?
Nora zamarła, zdając sobie sprawę, że to pytanie było do niej. Powoli weszła do kuchni. Łypnęła na Carra, który najchętniej udusił by ją z pomocą samego wzroku. Po chwili zerknęła na Ernana. Nie umiała odczytać emocji z jego twarzy. Uśmiechał się do niej łagodnie, ale w oczach czaił się czysty gniew. Tylko nie wiedziała, czy złość była skierowana na nią, czy na Carra. 
- Dużo słyszałaś? - spytał spokojnym głosem.
- Dopiero co przyszłam.
- A szkoda - warknął młodzieniec, oparty o stół - Kiedy zamierzasz się wynieść?
- Carr! - ryknął Ernan.
- To Zdobywczyni do cholery! Pozabija nas wszystkich!
- Zamknij się w końcu, bo ci przyłożę.
- On ma rację... - Nora niepewnie dotknęła dłoni Likwidatora - Powinnam zniknąć.
- Nie jemu o tym decydować - mruknął, wlepiając mordercze spojrzenie w Carra.
Wszyscy zamarli, słysząc skrzypnięcie drzwi. Spojrzeli na Vivian, która trąc zaspane oczka, weszła do pokoju. 
- Dobrze, że już wstałaś - Ernan uśmiechnął się do małej, skutecznie maskując złość - Chcesz odwiedzić dziadków i wujka Donowana?
Przypomniał mu się list, który otrzymał po szarpaninie z Rochem. Był od Glostera. Ibor domagał się, by Morven w końcu stawił się w Brae, razem z córką. 
- Tak! - Vi zaklaskała zachwycona.
- Po śniadaniu zbierzemy parę drobiazgów i pojedziemy do Brae.
- Super!

◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇

Ernan poprawił popręg i mały bagaż, przypięty do siodła. Podskoczył zaskoczony jakimś hukiem. Zrobiło mu się gorąco, gdy po stajni rozniósł się płacz Vivian.
Odnalazł wzrokiem córeczkę, która trzymała się za rączkę. Łzy wartkim strumieniem spływały jej po policzkach. Ernan natychmiast do niej podbiegł.
- Co się stało? - spytał z troską, kucając przy niej.
- Boli - zaszlochała.
Morven przytulił ją mocno, by się uspokoiła. Kiedy przestała płakać, spojrzał na jej rączkę, na której miała spore zadrapanie.
Zerknął na bramę pustego boksu, która teraz była zatrzasnięta. Ręka Vivian mogła zostać zmiażdżona, ale na szczęście skończyło się tylko na otarciu.
- Musisz uważać, maleńka - wyprostował się.
Podszedł do karej klaczy i wyprowadził ją ze stajni. 
- Mogę poprowadzić? - Vivian spojrzała na niego błagalnie.
- A jak ręka? Już nie boli?
- Tylko troszkę.
- Muszę jeszcze porozmawiać z Norą, więc możesz sobie chwilę pojeździć - wsadził ją na konia - Ale powoli.
Podszedł do Devath, czającej się w drzwiach domu.
- Więc... - zaczął niepewnie - Zostaniesz?
Nora spuściła wzrok.
- Spójrz na mnie, proszę - usłyszała jego głos.
Po chwili jej szafirowe oczy, wlepiły się w brązowe ślepia Ernana.
- A... Chcesz żebym została? - zapytała cichutko.
Morven uśmiechnął się łagodnie. Zbliżył się do niej i musnął kciukiem jej policzek.
- A jak myślisz? - szepnął jej do ucha, po czym odsunął się - I nie przejmuj się Carrem, dobrze? Nie byłby sobą, gdyby nie marudził. Gdybyś jednak miała z nim problem, naślij na niego Blackburna.
Na usta Devath wkradł się lekki, niepewny uśmieszek.
- Pięknie się uśmiechasz - powiedział Ernan - Musisz częściej to robić.
- Postaram się - odparła, a jej policzki zarumieniły się.
- Do zobaczenia, śnieżynko - ruszył w stronę Vivian.

Likwidator : Drugie PokolenieΌπου ζουν οι ιστορίες. Ανακάλυψε τώρα