56.

814 102 3
                                    

Ernan odetchnął głęboko, zamykając za sobą drzwi ukochanego domu. Był wyczerpany. Miał za sobą naprawdę ciężką misję i szybką jazdę, przerywaną dosłownie na krótkie chwile. Plecy zabolały go okrutnie, gdy ściągnął z nich pochwę z Bezprawiem. W domu było niemożliwie cicho. Nic dziwnego. Dopiero zaczynało świtać, więc pewnie wszyscy nadal spali.
Ernan bezszelestnie wszedł do kuchni. Był głodny i spragniony.
Carr omal nie upuścił kubka z wodą, gdy go zobaczył.
- Nie skradaj się tak! - sapnął, łapiąc się za serce.
- Ciszej. Nie możesz spać?
- Jak wszyscy - podszedł do Ernana i uścisnął go przyjaźnie - Martwiliśmy się o ciebie. 
- Jak widzisz, jestem w jednym kawałku - uśmiechnął się, ukrywając fakt, jak bardzo zabolały go plecy.
- No, to mogę spać spokojnie. Głodny?
- Potwornie.
- Nora ugotowała zupę - wskazał na duży kocioł.
- Wpuściłeś ją do kuchni? Noże latały?
- Byliśmy grzeczni - ziewnął.
Było po nim widać, że był wyczerpany.
- Idź odpocząć -  Ernan zaśmiał się cicho - Wyglądasz jeszcze gorzej, niż ja.
- Kiedy ostatnio patrzyłeś w lustro? - rzucił Carr, opuszczając kuchnię.
Ernan uśmiechnął się pod nosem. Podszedł do garnka, wiszącego nad wygaszonym paleniskiem. Nie zaprzątał sobie głowy podgrzewaniem zupy.
Po posiłku, wszedł na piętro i zajrzał do pokoju Vivian. W pomieszczeniu było jasno, przez palącą się świecę. Blackburn leżał tuż przy łóżku dziewczynki. Uniósł łeb, gdy usłyszał ciche skrzypnięcie drzwi.
Ernan wszedł do pokoju. Cicho podszedł do Vivian. Pogłaskał ją po głowie i delikatnie pocałował jej pulchny policzek. Natychmiast otworzyła oczy.
- Tata! - rzuciła mu się na szyję.
Przytulił ją. Po chwili odsunął się nieco i cmoknął ją w czoło.
- Śpij, maleńka - szepnął.
- Nie chcę spać - jęknęła, trąc zmęczone oczy.
- Widzę, że ci się oczka kleją - zaśmiał się.
Vivian opadła z powrotem na dużą poduszkę i ziewnęła.
- Słodkich snów, aniołku - powiedział cicho, okrywając ją kołdrą. Zgasił świecę, po czym opuścił pokój. Bezszelestnie zamknął drzwi i ruszył w stronę swojej sypialni. Po drodze zatrzymał się przed pokojem Nory. Zapukał cicho. Nacisnął klamkę i zajrzał do środka. Devath siedziała na parapecie i wyglądała przez okno.
- Hej - szepnął.
Natychmiast spojrzała na niego. Uśmiechnęła się szeroko, po czym zeskoczyła z parapetu i podbiegła do niego.
Ernan jęknął cicho, gdy go uścisnęła.
Od razu od niego odskoczyła. Zaskoczona spojrzała na swoje dłonie, ubabrane krwią.
- Wybacz. Mogłem cię ostrzec, że mam rany na plecach - wytarł jej ręce w swoją koszulę - Nie chcą się zasklepić.
- Zaszyję ci je.
- Nie zawracaj sobie tym głowy - machnął ręką - Rano poproszę Carra, albo pójdę do medyka.
- To żaden problem. Usiądź - ruszyła do drzwi - Przyniosę potrzebne rzeczy.
Po kilku minutach wróciła z wodą, bandażami i drobiazgami potrzebnymi do zaszycia ran.
Usiadła na łóżku, za Ernanem i pomogła mu ostrożnie odkleić koszulę od ciała.
- Boże... - przyłożyła dłoń do ust.
Z niedowierzaniem patrzyła na głębokie szramy sięgające od połowy pleców Likwidatora, aż do jego ramion.
- Aż tak źle?
- To wygląda... okropnie!
- Pocieszające...
- To nie są ślady po nożu - stwierdziła.
- Nie. Po pazurach - syknął z bólu - Bardzo długich i ostrych pazurach...
- Opatrzę ci to, ale rano pójdź do medyka - sięgnęła do miski z wodą, w której pływała szmatka - Pójdziesz?
- Skoro się mną zajmiesz, to po co mam jeszcze iść do lekarza? - zerknął przez ramię.
- Zobacz sobie, jak to wygląda - wskazała na lustro.
Ernan wstał i podszedł do zwierciadła. Obrócił głowę i kątem oka dostrzegł, jak wielkie i głębokie były zadrapania.
- Przyznaję, nie wygląda to najlepiej - wrócił na miejsce.
- Więc? Pójdziesz do medyka?
- Skoro tak ci na tym zależy - westchnął ciężko, podpierając głowę.
- Lepiej się połóż.
- Upieprzę ci łóżko - mruknął.
- To zamienimy się pokojami na jedną noc, a pościel później się upierze.
Ernan położył się na brzuchu. Gdyby nie ból katujący jego plecy, natychmiast by zasnął.
Poczuł przyjemny chłód, gdy Nora przyłożyła wilgotną ścierkę do jego ciała. Zmyła zaschnięte ślady krwi na jego krzyżu, po czym skupiła się na ranach.
Ernan syknął i zacisnął pięści.
Pomimo, że Nora starała się myć szramy najdelikatniej, jak to było możliwe, bardzo cierpiał. Jednak jeszcze gorszą torturą okazało się zaszywanie ran.
Ernan schował twarz w poduszce, by Nora nie słyszała, jak klnie. Ale nie za wiele to dało.
- Skończyłeś już z tym? - spytała w końcu, przerywając kolejną falę przekleństw.
- Z czym? - mruknął w poduszkę.
- Z uganianiem się za tymi mieczami.
- Został jeszcze jeden - uniósł się na łokciach i zmierzwił włosy.
- Naprawdę nie wiesz, kiedy odpuścić - prychnęła.
- Muszę odnaleźć jeszcze tylko Życie - zerknął przez ramię.
- A co dalej? Sprawiedliwość i Pokora są strzeżone przez waszą Radę. Włamiesz się też do nich?
- Nie. Oddam im resztę mieczy i zostawię tą sprawę.
- Naprawdę?
- Kiedy stanąłem twarzą w twarz z podziemnymi stróżami, dotarło do mnie, że mam zbyt wiele do stracenia, by dać się zabić za te ostrza - syknął cicho, gdy igła znów zanurzyła się w jego skórze - Jeszcze tylko jeden miecz...
Zapadła cisza, przerywana jedynie przez ich oddechy.
- Wiesz, gdzie ukryto Życie? - spytała Nora.
- Nie, ale się dowiem.
- Znów pójdziesz do tej mordowni? - mruknęła.
- Do Skazy? Nie.
- To... Co zamierzasz?
- Dam szansę się wykazać człowiekowi, który stoczył się na samo dno.

Likwidator : Drugie PokolenieWhere stories live. Discover now