52.

837 103 2
                                    

- O, wróciłeś przed świtem - prychnęła Nora, wchodząc do biblioteki.
- Jak widzisz - oderwał wzrok od mapy.
Nora zdębiała. Podeszła do niego i przyjrzała się wielkiemu siniakowi pod okiem i rozciętej wardze.
- Coś ty znowu nawywijał?
- Próbowałem się czegoś dowiedzieć o willi Moore'a.
- Ernan... Prosiłam cię, żebyś to zostawił.
- Nie mogę. Zdobywcy na razie nie mają odwagi, by się wedrzeć do domu hrabiego, ale w końcu to zrobią. Nie pozwolę im zdobyć Bezprawia.
- Czemu tak się zawziąłeś na te miecze?
- Szczerze? Mam je głęboko w dupie. Ale Zdobywcom na nich zależy. Choćby stróże domu Soda mieli mnie rozerwać na kawałeczki, nie pozwolę by Zdobywcy zabrali Bezprawie.
- Od kiedy jesteś taki oddany sprawom Likwidatorów?
- Chrzanię to, czy Likwidatorzy chcą te ostrza, czy nie.
- Nie rozumiem cię... To po cholerę się uganiasz za tymi mieczami?
- Bo w ten sposób mogę grać Zdobywcom na nerwach.
- Nie wystarcza ci to, że co i rusz wysyłają kogoś, by cię zabił? Drażnij ich dalej, a przyjdą po Vivian!
Ernan spuścił wzrok.
- Nie pomyślałeś o tym, co? - mruknęła - Hashar... Nim... No wiesz... - odchrząknęła - Powiedział, że zabije Vivian tylko po to, by cię rozwścieczyć. Żebyś stał się nieostrożny!
- Odebrali mi matkę - warknął Ernan - Niech spróbują tknąć moją córkę, a dopiero zobaczą na co mnie stać.
- Za to tak nienawidzisz Zdobywców? - spytała ostrożnie - Za śmierć matki?
- Wiesz jakie to uczucie, gdy ktoś dla ciebie ważny, poświęca życie, by uratować twoją skórę? Na moich oczach przebili serce mojej matce. Patrzyłem, jak pada na ziemię i w zastraszającym tempie się wykrwawia. Nic nie mogłem zrobić... - spuścił głowę - Gdybym był ostrożniejszy... Żyłaby... - westchnął ciężko.
- Ernan... Uprzykrzanie życia Zdobywcom nie zwróci ci matki... Pomyśl o Vivian. Chcesz żeby straciła drugiego rodzica? Ona cię potrzebuje.
- Zaopiekujesz się nią?
- Słucham?
- Jeśli coś mi się stanie... Zajmiesz się Vivian?
- Nie proś mnie o to...
Ernan chwycił jej rękę i spojrzał prosto w jej szafirowe oczy.
- Vivian traktuje cię, jak matkę, której nigdy nie miała - ściszył głos - Gdybym nie wrócił... Dom. Wszystko. Będzie twoje, Carra i Vivian. Proszę tylko o jedno. Dbaj o małą.
- Dobrze... Zajmę się nią. Obiecuję.
- Dziękuję - pocałował ją w policzek, po czym wypadł z biblioteki.
Nora stała przez chwilę, niczym słup soli. Drżącą dłonią dotknęła miejsca, gdzie musnęły ją miękkie usta Ernana.

◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇

- Tato... Nie idź... - Vivian pociągnęła noskiem.
- Ej - Ernan przerwał pakowanie. Usiadł na łóżku, obok córeczki i przytulił ją - Nie płacz. Nie będzie mnie tylko kilka dni.
- Nie chcę, żebyś jechał...
- Muszę, kwiatuszku - pogłaskał ją po głowie.
- To weź mnie ze sobą!
- Nie, Vi.
- Czemu?

I co ja mam ci, dzieciaku, powiedzieć?

- Bo muszę załatwić coś ważnego.
- Ale... - wlepiła w niego pełne łez oczka.
- Błagam... Nie patrz tak na mnie...
- To nie jedź.
- Oh, Vi... - westchnął wyplątując się z jej uścisku - Muszę jechać. Taka praca.
Wstał i podszedł komody, w której trzymał broń. Otworzył jedną z szuflad. Śmierć leżała na swoim miejscu. Zatrzasnął szafkę i zamknął ją na klucz. W następnej szufladzie były wszystkie noże, oprócz...
- Vi? Znowu schowałaś mój sztylet? Ten z wężem?
- Nie - odwróciła wzrok.
Podszedł do niej, po czym ucałował ją w czoło.
- Odłóż go na miejsce, dobrze?
Wziął worek z potrzebnymi rzeczami i ruszył do drzwi.
W drodze do schodów zatrzymał się przed portretem rodziców. Wbił spojrzenie w oblicze matki.
- Mam nadzieję, że będziesz nade mną czuwać - szepnął.
Zszedł po stopniach.
- Ernan to samobójstwo! - Carr dopadł go w połowie drogi do wyjścia - Nie bądź głupi!
- Masz to, o co cię prosiłem?
Carr wręczył mu mały słoik, wypełniony popiołem.
- Dzięki.
- Wyjaśnisz mi, po co ci to?
- Do Likwidatorskiej sztuczki - wymusił z siebie uśmieszek. Wręczył Carr'owi drobny kluczyk - Strzeż go.
- Oczywiście.
Stanęli przy drzwiach.
- Uważaj na siebie - powiedział Carr.
Ernan skinął głową. Uścisnął dłoń przyjaciela, po czym chwycił klamkę.
- Pożegnać się nie łaska? - usłyszał Norę.
- Sądziłem, że się na mnie obraziłaś - Morven spojrzał w stronę kuchni. Nora stała przy białych drzwiach i łypała na niego swoimi niebieskimi ślepiami. Podeszła do Ernana.
- Jesteś stuknięty - syknęła.
- Przyznaj, że ma to swój urok - uśmiechnął się nieco.
- Idziesz nieuzbrojony? - zmierzyła go wzrokiem.
- Spokojnie, wpadnę jeszcze do znajomego, który napewno coś dla mnie znajdzie.
Spojrzenie Nory złagodniało. Niespodziewanie przytuliła go.
- Nie daj się zabić - szepnęła.
- Do zobaczenia - powiedział, opuszczając dom.
Kiedy zamknął za sobą drzwi, odetchnął głęboko.

No, Teret... Obyś miał coś godnego uwagi.

Likwidator : Drugie PokolenieWhere stories live. Discover now