58.

868 95 2
                                    

Lucien uśmiechnął się pod nosem, patrząc na swojego ucznia.
Ernan dosłownie leżał na koniu i spokojnie drzemał.
- Zawsze podziwiałem zaufanie jakim darzysz konie - zagadał Harir - Nie boisz się, że twój rumak się czegoś wystraszy i cię zrzuci?
- Daleko nie polecę - otworzył oczy i spojrzał na Mistrza - Wiesz ile czasu można w ten sposób zaoszczędzić?
- A co jeśli szkapa cię gdzieś wyniesie? Hm?
- Konie są bardzo mądre, Lucien. Zapamiętują trasy, które często pokonują.
- Byłeś kiedykolwiek w tej dżungli?
- Nie - Morven uśmiechnął się, siadając normalnie.
Przyjrzał się Harirowi. Jego długie, siwe włosy były związane w luźną kitkę, spokojnie spływającą po karku. Twarz nosiła ślady wielu stoczonych pojedynków i była zniszczona przez wiek, ale w szarych oczach nadal czaiła się siła. Był wychudzony. Miał na sobie jasne spodnie i koszulę. Stopy okrywały ciemno-brązowe, wysokie buty. Granatowy płaszcz, którego kaptur swobodnie leżał na plecach właściciela, dodawał mu elegancji i skutecznie krył broń.
Harir siedział wyprostowany, wbił wzrok gdzieś daleko przed siebie. Choć nie był odziany w czerń, wyglądał, jak dumny, godny chwały Likwidator. Jak Mistrz.
- Nie gorąco ci? - Ernan spytał w końcu.
W dżungli było niemożliwie parno. Morven przywykł do pracy w skrajnie niskich temperaturach. Górskie szczyty w Talwyn. Srogie zimy Naughton. Żeglowanie po lodowatych wodach Fearghas. Co to dla niego? Ale ciągle słońce i wilgoć Oliverto to prawdziwa katorga.
Lucien nie wyglądał na wzruszonego pogodą.
- Nie - odparł Harir.
- Daleko jeszcze?
- Jeszcze tylko trochę. Możemy mieć mały problem, młody.
- Jak żeby inaczej? - mruknął Ernan - Jaki problem?
- Świątynia znajduje się na wzgórzu.
- I co z tego?
- To terytorium ludu Ugarto - Harir zerknął na Morvena - Kanibali.
- O nie... - jęknął Łotr, łapiąc się za głowę - Znowu ludożercy...
- Znowu?
- Nie pytaj. Wierz mi, nie chcesz wiedzieć.
Lucien rozejrzał się.
- Będzie bezpieczniej, jeśli tu zostawimy wierzchowce - zatrzymał konia, po czym zeskoczył na ziemię -Mam nadzieję, że opanowałeś do perfekcji sztukę skradania.
- Daję radę.
- Plan jest prosty. Trzymamy się cienia i zarośli. Idziemy szybko, ale cicho. I najważniejsze unikamy walki. Jasne?
- Może jeszcze dasz mi wykład, jak za dawnych lat? Przypominam ci, staruszku, że już nie muszę wykonywać twoich poleceń.
- I tak nigdy tego nie robiłeś... - mruknął Harir - Czyżbyś miał jakieś zastrzeżenia, co do mojego planu?
- Zakładam, że zamierzasz ruszyć natychmiast...
- Oczywiście.
- Tylko skomplikujemy sobie robotę...
- Szkoda czasu.
- Jak to szło? Niecierpliwy zabójca, to martwy zabójca?
Mistrz przewrócił oczami.
- Dobra, małolacie, ty rządzisz - skrzyżował ręce na piersi - Co zamierzasz?
- Poczekajmy do zmroku. W ciemnościach łatwiej będzie nam się ukryć. Jednakże oznacza to, że będziemy musieli być ostrożniejsi, przedzierając się przez krzaki.
Lucien skrzywił się nieco. Nie znosił, gdy mu się rozkazywało, albo podważało jego zdanie. Dlatego miał wiele problemów z Morvenem.
Każdy podopieczny Harira drżał, niczym osika, gdy Mistrz pojawiał się na horyzoncie. Ale nie Ernan. On był inny. Pyskował i zupełnie ignorował nauczyciela. Nie straszne mu były ani wrzaski Luciena, ani kary cielesne.
W końcu Harir uśmiechnął się słabo. Morven idealnie nadawał się na Likwidatorskiego mentora.
- Zrobimy po twojemu.

Rozdzialik na dobranoc 😉 Sorry, że tak późno, ale ważne, że jest 😊
Do nexta 👋






Likwidator : Drugie PokolenieWo Geschichten leben. Entdecke jetzt